— W takim razie co się stanie, kiedy pole magnetyczne znowu zaniknie?
— No cóż, na neandertalskim świecie podczas ostatniego zaniku nie stało się nic — stwierdziła Louise. — Tylko że…
— Tylko że co?
— W tej chwili między obydwoma światami istnieją wyraźne różnice. W przeciwnym razie przebiegunowania nadal przebiegałyby synchronicznie.
— Ja też się nad tym zastanawiałem — przyznał Jock. — Jak sądzisz, skąd taka rozbieżność?
— Może spowodowały ją setki prób z bronią jądrową albo wysyłanie rakiet w kosmos. Najnowsze zjawiska zaniku pola magnetycznego na obu światach dzieli zaledwie dwadzieścia pięć lat, a poprzednie miało miejsce czterdzieści tysięcy lat temu. To różnica rzędu jedynie 0,000625. Eksplozje, o których wspomniałam, mogły na naszym świecie zakłócić geody — namo w stopniu, jaki spowodował to opóźnienie… ale to tylko moje przypuszczenia. Skoro jednak geodynama obu światów nie są już jednakowe, to zanik pola magnetycznego u nas nie musi przebiegać tak jak u nich. Poza tym istnieją oczywiste różnice między tym, jak działają umysły neandertalczyków oraz nasze.
— I czego możemy się spodziewać u nas?
— Je ne sais pas — odparła Louise. — Musimy przeprowadzić więcej symulacji, zanim zyskamy pewność, ale…
— Znowu ale! Ale co? Co?
— No cóż, świadomość powstała w okresie zaniku pola magnetycznego. Tym razem więc może…hm, odwołując się do terminologii komputerowej, tym razem może się „zawiesić”.
Epilog
Ponter podziękował operatorowi sześcianu podróżnego i wysiadł. Czuł na sobie wzrok kobiet — ukłucia ich pełnych dezaprobaty spojrzeń. Ale choć Dwoje miało się stać Jednym już nazajutrz, ta sprawa nie mogła poczekać.
Większą część miesiąca spędził z Mary na drugiej Ziemi. Wrócili na neandertalski świat przed trzema dniami. Ponter twierdził, że dzięki temu zobaczy się i z Adikorem, i z córkami — co oczywiście było prawdą. A ponieważ Mary musiała na ten okres znowu zamieszkać u Lurt, miał też czas spotkać się z rzeźbiarzem osobowości, licząc, że dzięki temu upora się z bezsennością i dręczącymi go koszmarami.
Teraz jednak szedł do laboratorium Lurt, kierowany przez Haka. Jeszcze nigdy tam nie był. Wszedł do budynku z kamienia i zapytał pierwszą napotkaną kobietę, gdzie pracuje Mare Vaughan. Zdumiona, pokazała mu kierunek, a on pomaszerował korytarzem w tę stronę. Wszedł do pracowni. Mary i Lurt stały pochylone nad stołem.
Już czas — pomyślał. Odetchnął głęboko i…
— Ponter? — zdziwiła się Mary, podnosząc głowę. Cieszyła się, że go widzi, ale…
Ale to był jego świat i zła pora. Próbowała zachować spokój.
— Co się stało?
Ponter spojrzał na Lurt.
— Muszę porozmawiać z Mare sam na sam — powiedział.
Lurt uniosła brew. Ścisnęła lekko ramię Mary i wyszła z laboratorium, zamykając za sobą drzwi.
— O co chodzi? — spytała Mary. Czuła, jak jej serce bije coraz mocniej. — Nic ci nie jest? Czy coś się dzieje z Jasmel albo…
— Nie. Nikomu nic się nie stało.
Mimo tego zapewnienia nadal czuła zdenerwowanie. Próbowała jakoś rozładować napięcie.
— Nie powinieneś tu przychodzić, wiesz? Dwoje jeszcze nie jest Jednym.
W głosie Pontera pojawiło się zniecierpliwienie.
— Do… do diabła z tym — oznajmił.
— Ponterze, o co chodzi?
Odetchnął głęboko i powiedział kilka słów w swoim języku. Po raz pierwszy to, co do niej mówił, nie zostało od razu przetłumaczone. Ponter przechylił głowę na bok, co oznaczało, że słucha Haka przez implanty ślimakowe.
Po chwili odezwał się znowu, tym razem ostrzej. Mary dosłyszała neandertalskie słowo „ka”. Wiedziała, że oznacza ono „tak”. Może Hak powiedział coś w rodzaju: „Jesteś pewien, że chcesz to powiedzieć?”. Jeśli prawidłowo zgadywała, to Ponter powiedział, że chce, i chyba upomniał Kompana za wtrącanie się w nie jego sprawy. Na kilka sekund zapadła cisza. Potem Ponter znowu otworzył usta, ale najwyraźniej to wystarczyło Hakowi, który w końcu przedstawił tłumaczenie jego wcześniejszych słów.
— Kocham cię — oznajmił swoim sztucznym głosem.
Mary tak na to czekała!
— Ja też cię kocham — odparła. — Bardzo.
— Powinniśmy razem budować życie, ty i ja — powiedział Ponter. — Jeśli… jeśli tylko mnie zechcesz.
— Tak, tak, oczywiście, że tak! — oświadczyła radośnie, ale po chwili zmarkotniała. — Ale… nie będzie nam łatwo wszystko poukładać. Ty masz swoje życie tutaj, a ja swoje tam. Ty masz Adikora i Jasmel, i Megameg, a ja… — Umilkła. Chciała powiedzieć, że nie ma nikogo, ale przecież to nie było prawdą. Miała męża. Wprawdzie pozostawali w separacji, ale nadal w świetle prawa byli małżonkami. Słodki Jezu — pomyślała — skoro Bóg nie pochwala rozwodów, to co by powiedział o związku z przedstawicielem innego gatunku?
— Chce spróbować — powiedział Ponter. — Chcę, żeby nam się udało.
— Ja też — odparła z uśmiechem, ale po chwili ten uśmiech zgasł. — Musimy jednak rozważyć tak wiele spraw. Gdzie zamieszkamy? Co będzie z Adikorem? Co z…
— Wiem, że nie będzie nam łatwo, ale…
— Tak?
Potner podszedł do niej i spojrzał jej prosto w oczy.
— Ale twoim ludziom udało się dotrzeć na Księżyc, a moim otworzyć portal do innego świata. Trudne zadania nie są niewykonalne.
— Nie obejdzie się bez poświęceń — zauważyła. — Iz twojej, i z mojej strony.
— Może tak. Może nie. Może uda nam się wydobyć szpik i zachować kość na dobre narzędzie.
Mary zmarszczyła brwi, ale po chwili zrozumiała, o co mu chodzi.
— U nas mówimy „chcieć to móc”. Pewnie masz rację: my i wy nie różnimy się aż tak bardzo. Chcemy mieć wszystko, a to przecież takie… — Umilkła, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia.
Ale Ponter je znał. Dokładnie wiedział, co to za słowo.
— Takie ludzkie — powiedział, przytulając Mary.