— Nie mogę się zorientować w twoich rozkazach — odezwał się Pierwszy.
I w tym momencie geoautomat spadł. Oderwał się od skały i poleciał w dół, uderzając o ostre występy; połamane nogi bezsilnie wymachiwały gdzieś z tyłu ciała. W ślad za nim leciały kamienie i drobne odłamki skał. Wszystko to nie trwało nawet dziesiątej części sekundy i przepaść znów zastygła w niemym spokoju.
I wtedy ekran odkrył Heliana. Leżał na wznak, z nienaturalnie wygiętymi rękami; skafander zaczepił o wystający obok odłamek skały. Roztrzaskany hełm odbijał się teraz w błyszczących czarnych ścianach ogromnych kryształów.
— Hel! — jęknął Fern. — Hel! Słyszysz mnie? Odezwij się, Hel! Proszę cię, odezwij się!!!
Wiedział, że tamten jest martwy, że nie może się odezwać. Z rozbitym hełmem i rozerwanym skafandrem Helian nie mógł przecież żyć nawet kilka sekund. Być może, nawet od razu stracił z bólu przytomność i jego śmierć była szybka i lekka. W Kosmosie śmierć najczęściej bywa momentalna.
— Jakie będą rozkazy? — przypomniał o sobie Pierwszy.
Fern z wolna się wyprostował. Nie było w nim ani jednej myśli. Nie miał nic do rozkazywania.
I wtedy usłyszał głos Heliana.
— Chodź tu! — wzywał głos. — Nie mogę już… — Nie wytrzymam… tak daleko… Taki samotny…
Fern patrzył na ekran. Tam leżał Hel z rozerwanym skafandrem, z nienaturalnie wyłamanymi rękami, wyłamanymi tak, jak nie wygiąłby ich żaden żywy człowiek. I Hel mówił, wzywał go ku sobie, błagał o ratunek…
Martwy mówił. A może mimo wszystko nie jest martwy? Może istnieje jeszcze jakaś szansa?
Nie namyślając się, Fern złapał hełm i ruszył przez salę. Zatrzymał się przed lukiem i poczekał, aż przepuszczą go pierwsze drzwi. Kierowało nim tylko jedno pragnienie — jak najszybciej być tam, koło Heliana. Znajdzie sposób, żeby go wydostać! Nie ma sytuacji bez wyjścia!
Wyskoczył ze stacji i jego pierwszą myślą było biec ku rakiecie. Na RES była tankietka, na której mógł się dostać do Wielkiego Urwiska.
Ale nagle jakby wrósł w ziemię. Głos, który wzywał Hela i zwabił go w przepaść, wzywa teraz jego! Ten sam głos, tyle tylko, że o zmienionej barwie, barwie głosu Hela!.. I jego słowa! A on, Fern, nie namyślając się rzucił się jak ostatni dureń, żeby wpaść w zastawioną pułapkę!
Ale Hel leżał tam, umierający, pozbawiony ratunku. I Fern był jedynym, który był w mocy przynieść mu ten ratunek!
Nie, Hel jest martwy. To nie jest jego głos. On nie może mówić! To pułapka!
Fern opuścił ręce i zawrócił do stacji. Drzwi rozsunęły się przed nim posłusznie. Co by się tam nie stało, nie stracił jeszcze resztek rozsądku.
W sali nic się nie zmieniło. Pierwszy skwitował jego pojawienie się mrugnięciem rubinowych oczu… Fern opadł na jeden z foteli. Powoli wracała zdolność myślenia…
„Tylko nie wpadać w panikę! Zachować zimną krew! Tylko zachować zimną krew! — tłumaczył sobie. — Powoli wszystko się wyjaśni. Nie ma rzeczy niewytłumaczalnych — są tylko jeszcze nie poznane… Ale z tego powodu nie można tracić rozumu!”
— Bioautomat Pierwszy! — odezwał się Fern.
— Słucham.
— Skąd przekazywałeś głos Heliana? Czy można to ustalić?
— Tak, zarejestrowałem współrzędne.
— No?!
— Z muzeum próbek geologicznych.
— Z jakiego muzeum? — zdziwił się Fern. Po prostu nie doszło do niego.
— Z muzeum geologicznego stacji.
Fern zagryzł wargi. A więc to było tam. Przez cały czas wałęsał się, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, a niebezpieczeństwo kryło się tuż obok, kilka kroków od niego. No, ale tym razem…
Siedział i intensywnie myślał, próbując powiązać z sobą nie trzymające się dotąd kupy fakty. Pierwszy raz, kiedy próbowano go sprzątnąć… kiedyż to było? Aha, gdy rozmawiał z Pierwszym i jeden z geoautomatów przyniósł próbki geologiczne, prosząc o zezwolenie na wejście do muzeum… Drugi raz — to wtedy, kiedy geoautomat wyszedł, pozostawiwszy próbki wewnątrz stacji.
Tajemnicze to było więc w jakiś sposób związane z próbkami geologicznymi.
— Bioautomat Pierwszy — odezwał się Fern.
— Słucham.
— Chcę otrzymać charakterystykę minerałów, które przyniósł geoautomat, kiedy tu byłem. Co to za minerały? Możesz powiedzieć, skąd pochodzą?
— Oczywiście — odparł Pierwszy. — To gigantyczne kryształy Wielkiego Urwiska. Ich skład nie jest jeszcze dokładnie znany, nie mamy wystarczających danych.
Kryształy. Wielkie czarne kryształy, w których płaszczyznach odbijał się rozbity hełm Hela. Były żywe?
Mocno ściskając blaster wstał i przeszedł przez salę do muzeum. Pod przeźroczystymi kloszami połyskiwały lustrzane ścianki kryształów Wielkiego Urwiska.
„Który? — myślał z rozpaczą Fern. — Który z was? Ty… Ty? Rozumny jesteś?… Czy też samo ucieleśnienie zła? Odpowiedz!”
Przypadek Medei do dziś nie znalazł wyjaśnienia, chociaż zorganizowano potem cztery ekspedycje i ogłoszono setki komunikatów. Nikomu nie udało się nawiązać kontaktu z kryształami Wielkiego Urwiska. Tylko jedno uważano za udowodnione: kryształy posiadają zdolność reagowania na otoczenie intensywniej, niźli się to dotychczas spotykało w przypadku struktur nieorganicznych. Niektórzy podejrzewali, że kryształy w jakiś sposób przetwarzają otrzymywane informacje, a co za tym idzie, dysponują jakimiś namiastkami rozumu. Inni byli przeciwni takim poglądom. Wszyscy jednak doszli do zgodnego przekonania, że kryształy mogą przyjmować i odbijać prawie wszystkie fale elektromagnetyczne oraz fale dźwiękowe w paśmie ludzkiego głosu. Przemieszczanie przedmiotów na odległość tłumaczono zjawiskami „ukierunkowanego magnetyzmu”, dobrze zbadanymi i opisanymi przez kolejne ekspedycje. Jednak w warunkach laboratoryjnych nigdy takich zjawisk nie udało się odtworzyć.
Jedyną logiczną hipotezę zaproponowało kilku młodych i niezbyt poważnych informatyków Bazy. Utrzymywali oni, jakoby kryształy były żywymi i rozumnymi istotami, stanowiąc tym samym jedyną w swoim rodzaju formę krystalicznego intelektu. Wszystkie zagadkowe zjawiska na stacji związane miały być z tym, iż geoautomaty dostarczyły tam kilka takich żywych kryształów. Te, oderwane od swych współbraci z Wielkiego Urwiska, dążyły do powrotu na swoje poprzednie miejsce. Ludzie byli im w tym przeszkodą, toteż kryształy usiłowały tej przeszkody uniknąć; nie interesowały ich przy tym żadne uboczne skutki… Za pomocą „ukierunkowanego magnetyzmu” kryształy badały jedynie otoczenie, nie zamierzając przy tym wcale krzywdzić mieszkańców stacji. Wezwanie Heliana, a potem Ferna ku Wielkiemu Urwisku nie było niczym innym jak rozpaczliwym przywoływaniem się rozumnych kryształów, które oddzielone od siebie próbowały dać ludziom do zrozumienia, że wyrządzają im krzywdę. Paraliżowanie geoautomatów w przepaści Wielkiego Urwiska — to w gruncie rzeczy najprostsza reakcja obronna, pragnienie przeszkodzenia dalszemu zrywaniu żywych kryształów.
Nikt z wybitnych specjalistów nie dał wiary tym bezpodstawnym dywagacjom. Pośmiano się z nich i zapomniano. Jeśli kryształy były rozumne, czemu nie usiłowały nawiązać kontaktu z ludźmi? A może nie życzyły sobie kontaktu z najrozumniejszymi istotami Galaktyki? Takie argumenty muszą wywołać uśmiech sceptycyzmu nawet u ludzi najżyczliwiej odnoszących się do tej nieprawdopodobnej hipotezy…
Co się tyczy racjonalności działania kryształów, ekspedycje nie stwierdziły niczego takiego i możliwość taką odrzucono. I tylko Fern pozostał przy swoim zdaniu. Ale on był tylko astronawigatorem drugiej klasy — nawet nie pierwszej — i dlatego na jego osobiste poglądy nikt nie zwrócił żadnej uwagi.