Выбрать главу

Przykrył oczy dłonią i zamruczał piosenkę. Maszka pochłaniała go wzrokiem i czekała. Ja również czekałem i myślałem ze współczuciem: ciężko jest pracować, kiedy nie ma się jasno określonego celu. Trudno pracować. Snujesz się po omacku, nie masz zadowolenia z pracy. Słyszałem o tych astroarcheologach. Nie można ich traktować poważnie. Zresztą nikt ich nigdy poważnie nie traktował.

— A jednak rozum w Kosmosie jest — powiedział niespodziewanie Gorbowski. — Nie ulega wątpliwości. Teraz już wiem to na pewno. Tylko że nie taki, jak sobie wyobrażaliśmy. Nie taki, jak się spodziewaliśmy. I szukamy go nie tam, gdzie trzeba. Albo nie tak, jak trzeba. I po prostu sami nie wiemy, czego szukamy…

„Właśnie — pomyślałem. — Nie ten, nie tam, nie tak… Przecież to niepoważne. Czysta dziecinada, szukać śladów myśli, unoszących się w powietrzu.”

— Weźmy na przykład Głos Pustki — kontynuował Gorbowski. — Słyszeliście o nim? Na pewno nie. Pół wieku temu pisano o tym, a teraz już się nawet nie pisze. Dlatego że, uważacie, nie ma w nim żadnych zmian, a skoro nie ma zmian, to może i samego Głosu nie ma? Przecież nie brak u nas tych ptaszków, co to sami w nauce nie bardzo się orientują na skutek lenistwa czy też błędów edukacji, ale ze słyszenia wiedzą, że człowiek jest wszechmogący. Wszechmogący, a Głosu Pustki nie może zrozumieć. Ajaj, co za wstyd, lepiej tego nie ruszać… Taki taniutki antropocentryzm…

— A co to jest, ten Głos Pustki? — zapytała cicho Masza.

— Jest takie ciekawe zjawisko. Jeśli na niektórych kierunkach w Kosmosie nastawić radioodbiornik pokładowy na samostrojenie, to wcześniej czy później nastroi się on na dziwną audycję. Odzywa się głos spokojny i obojętny, powtarzający wciąż to samo zdanie w jakimś nieziemskim języku. Chwytają ten głos od wielu lat i od wielu lat powtarza to samo. Słyszałem go, i wielu innych go słyszało, ale mało kto o tym opowiada. To niezbyt przyjemne wspomnienie. Przecież do Ziemi jest ogromnie daleko. W eterze cisza — nawet zakłóceń nie ma, tylko słabiutkie trzaski. I nagle rozlega się ten głos. A ty jesteś sam na wachcie. Wszyscy śpią, cisza, strach cię oblatuje — i nagle ten głos. Tak, słowo honoru, że to nieprzyjemne. Wielu głowiło się nad rozszyfrowaniem tej tajemnicy, wielu głowi się do dzisiaj, ale sądzę, że to tylko strata czasu. Są i inne zagadki. Piloci kosmiczni wiele mogliby opowiedzieć, ale nie lubią tego robić… — Umilkł na chwilę i dodał z jakimś smutnym uporem: — Trzeba to zrozumieć. To nie są proste sprawy. Nie wiemy przecież nawet, czego się spodziewać. Oni mogą się z nami spotkać w każdej chwili. Twarzą w twarz. I — zrozumcie to — mogą się okazać istotami stojącymi nieskończenie wyżej od nas. Dyskutuje się o starciach i konfliktach, o jakimś tam odmiennym pojmowaniu humanitaryzmu i dobra, a ja nie tego się boję. Boję się niebywałego poniżenia ludzkości, gigantycznego szoku psychicznego. Jesteśmy przecież tacy dumni z siebie. Zbudowaliśmy taki wspaniały świat, wiemy tak dużo, wdarliśmy się do wielkiego Kosmosu, dokonujemy tam odkryć, przeprowadzamy badania, poszukiwania. A dla nich ten kosmos jest rodzinnym domem. Żyją w nim od milionów lat, tak jak my na Ziemi, i dziwią się nam: skąd coś takiego pojawiło się wśród gwiazd?…

Zamilkł nagle i zerwał się gwałtownie, nadsłuchując… Aż się wzdrygnąłem.

— Grzmi — cichutko powiedziała Maszka. Patrzyła na niego z półotwartymi ustami. — Grzmi… Idzie burza…

Gorbowski wciąż nadsłuchiwał wpatrując się w niebo.

— Nie, to nie grzmot — powiedział wreszcie i usiadł z powrotem. — To liniowiec. Widzicie?

Na tle błękitnych chmur błysnął i zgasł jaskrawy płomyk. I znowu rozległ się jakby grzmot.

— Siedź teraz i czekaj — powiedział niezrozumiale. Spojrzał na mnie uśmiechając się, a w oczach miał smutek i napięcie oczekiwania. Potem wszystko zniknęło i oczy znów ufne jak przedtem.

— A czym pan się zajmuje, Stanisławie Iwanowiczu? — spytał.

Uznałem, że pragnie zmienić temat, i zacząłem opowiadać o siedmiornicach. Że zaliczają się do podgromady dwuskrzelowych, gromady głowonogich mięczaków i stanowią oddzielną, nie znaną dotychczas rodzinę rzędu ośmiornic. Charakterystyczne ich cechy to redukcja trzeciej lewej macki, wykształcającej się w hectotylus, trzy rzędy przyssawek na mackach, całkowity zanik muszli, niezwykle silny rozwój serc żylnych, maksymalna dla głowonogow koncentracja centralnego systemu nerwowego i niektóre inne mniej ważne szczegóły. Po raz pierwszy odkryto je niedawno, kiedy pojedyncze osobniki pojawiły się u wschodnich i południowo — wschodnich wybrzeży Azji. A po roku zaczęto je znajdować w dolnym biegu wielkich rzek: Mekongu, Jangcy, Huangho i Amuru, a także w jeziorach dosyć oddalonych od oceanu — jak choćby w tym oto. Jest to czymś zaskakującym, dlatego że głowonogi żyją wyłącznie w wodach słonych i unikają nawet wód arktycznych ze względu na ich mniejsze zasolenie. Poza tym prawie nigdy nie wychodzą na ląd. Jednak fakt pozostaje faktem: siedmiornice znakomicie czują się w wodzie słodkiej, a także wychodzą na ląd. Włażą do łódek i na mosty, a niedawno znaleziono dwa okazy w lesie, trzydzieści kilometrów stąd…

Maszka nie słuchała — już jej to wszystko opowiadałem. Poszła do namiotu, przyniosła stamtąd miniaturowy radioodbiornik i włączyła go na samostrojenie. Widocznie bardzo chciała usłyszeć Głos Pustki.

Gorbowski słuchał mnie uważnie.

— Czy te dwie były żywe? — spytał.

— Nie, znaleziono je nieżywe. Ten las jest rezerwatem. Siedmiornice zostały stratowane i częściowo pożarte przez dziki. Ale w odległości trzydziestu kilometrów od wody jeszcze żyły! Ich jamy płaszczowe były wypełnione wilgotnymi wodorostami. Widocznie w ten sposób siedmiornice tworzą pewien zapas wody, pozwalającej im wędrować po lądzie. Wodorosty pochodziły z jeziora. Niewątpliwie siedmiornice wędrowały z tych jezior dalej na południe, w głąb lądu. Trzeba zaznaczyć, że wszystkie schwytane dotychczas osobniki były dorosłymi samcami. Ani jednej samicy, ani jednego młodego. Być może, samice i młode nie mogą żyć w słodkich wodach i wychodzić na ląd. Wszystko to jest bardzo ciekawe — powiedziałem. — Przecież normalnie zwierzęta morskie zmieniają gwałtownie sposób życia tylko w okresach rozmnażania się. Wówczas instynkt zmusza je do przenoszenia się w całkowicie odmienne warunki. Ale w tym wypadku nie może być nawet mowy o rozmnażaniu. Tutaj działa jakiś inny instynkt, być może jeszcze starszy i potężniejszy. Głównym naszym zadaniem teraz jest prześledzenie szlaków ich migracji. I oto siedzę w tym jeziorze po dziesięć godzin na dobę pod wodą. Dzisiaj naznaczyłem jedną. Jeśli będę miał szczęście, to do wieczora naznaczę jeszcze jedną czy dwie sztuki. A nocą stają się one niezwykle aktywne i atakują wszystko, co się do nich zbliży. Były nawet wypadki atakowania ludzi. Ale tylko w nocy.