Łazik lekko pokonał wzniesienie. Dirak i Alek zdecydowali się wyjść na zewnątrz. Ale już po kilku krokach, nim podeszli bliżej do szklanych ścian, ujrzeli coś, co sprawiło, że stanęli niezdecydowani. Tak, to nie domy motyli, to było coś zupełnie innego. We wnętrzu połyskiwały jakieś rury, przewody, skrzynie przypominające szafy i wysokie, pokryte emalią chłodnie. Tylko ludzi nie było, choć każde z tych urządzeń przypominało o istnieniu na tej planecie istot rozumnych. Nie było też drzwi. Obchodzili że wszystkich stron potężny, szklany gmach, ale nie dostrzegli nawet śladu jakiegokolwiek otworu, jak gdyby ów gmach był hermetycznie odizolowany od reszty świata.
— Jak byś wyjaśnił tę zagadkę? — spytał Alek.
— Może w ścianach ukryty jest jakiś mechanizm — powiedział Dirak. — A może są jakieś wejścia podziemne…
— Zrób niewielki otwór… Taki, żebyśmy mogli wejść.
Dirak wycelował pistolet laserowy i po chwili w grubej szklanej ścianie powstał otwór o rozmiarach niewielkich drzwi. Pierwszy wszedł Dirak, za nim Alek.
— Spójrz, Dirak! — wykrzyknął raptem Alek. — Głowę bym dał, że to termometr! — I to najzwyklejszy termometr rtęciowy…
— A to radiator — powiedział Dirak, dotknąwszy ręką jakiejś białej emaliowanej szafki.
We wnętrzu gmachu było ciepło, łagodna, równomierna temperatura sprawiała wrażenie naturalnej. Alek podszedł do jednej z szaf, która przedtem wydała mu się lodówką, i ostrożnie otworzył pokrywę. Zajrzał do wnętrza. Na dnie leżało sześć żółtozielonych melonów.
Alek popatrzył na nie zdumiony, wziął jeden z nich w rękę i zwrócił się do Diraka:
— Co to jest, twoim zdaniem?
— Z pewnością jajka — powiedział robot. — Jajka błękitnego motyla…
— Tak właśnie myślałem! — zawołał uradowany Alek. — Ono jest ciepłe, Dirak. A więc to nie jest chłodnia, to jest po prostu inkubator.
Dirak milczał. Spojrzenie jego utkwiło gdzieś ponad ramieniem człowieka. Po chwili powiedział dobitnie:
— Gąsienice!
Alek gwałtownie się obejrzał. W głębi długiego pomieszczenia zobaczył dwie ogromne gąsienice, intensywnie zielone, mechate. Spokojnie obserwowały nieproszonych gości, ale w ich oczach widać było złość. Przyjęły prawie pionową pozycję, opierając się przednimi kończynami o najbliższe przedmioty. Z ich zachowania można było wnioskować, że czują się tutaj gospodarzami, że to jest ich dom.
— Witajcie, panowie — powiedział Alek przyjaźnie.
Nie usłyszał odpowiedzi. Gąsienice nadal sprawiały wrażenie rozgniewanych. „Dosyć głupio to wypadło” — pomyślał Alek. Stał z jajkiem w rękach i czuł się jak ktoś, kto bez pozwolenia wszedł do cudzego domu. Rozejrzał się, szukając miejsca, gdzie mógłby położyć jajko, ale jeden nieopatrzny ruch wystarczył, by jajko wysunęło mu się z ręki i spadło na ziemię. Posłyszał trzask rozbitej skorupy.
Z niepokojem popatrzył na gospodarzy. W ich spojrzeniu widać było teraz przerażenie i groźbę. I nim zdołał zrobić krok, nagle jak podcięty upadł na ziemię. Dirak błyskawicznie wycelował swój pistolet laserowy w kierunku niespodziewanych wrogów. Pod jego strzałami obydwie gąsienice zapłonęły ogniem. Raptem Dirak poczuł straszliwy wstrząs jak przy silnym porażeniu prądem — ośrodki percepcji przestały działać. Ale nie upadł. Tylko jego ręce stały się bezwładne, a w metalicznym korpusie ucichł nagle ten ledwie dosłyszalny szum, który był podstawową funkcją jego życia. I w tym momencie szklany dom jakby zalała fala gąsienic, które z dużą szybkością zaczęły pełznąć w kierunku swoich ofiar.
5
Żarówka elektryczna zapaliła się i zaraz zgasła. Ośrodki percepcji zaczęły działać i Dirak zobaczył, że pochylają się nad nim, uzbrojone w niklowane instrumenty, trzy gąsienice w dziwacznych kitlach roboczych. W jednej chwili pojął, że robią to, co kiedyś już robili technicy Bagrationowa — naprawiają go. Teraz właśnie jedna z gąsienic szybkimi, zręcznymi ruchami przykręcała śrubki na lewej górnej części klatki piersiowej, gdzie był zamontowany system zabezpieczający. Dirak rozejrzał się. Znajdował się w przestronnym, jasnym pomieszczeniu, którego ściany zdawały się być zrobione z kości słoniowej.
— Gdzie jest Alek? — spytał gromkim głosem. — Czy żyje?
I wtedy zdał sobie sprawę, że gospodarze nieco rozstroili jego mechanizm dźwiękowy. Sam dokonał korektury i tym razem odezwał się już swoim zwykłym głosem: — Gdzie jest Alek?
Gąsienice nie odpowiedziały, patrzyły na niego z ciekawością i strachem. I nagle w jego wewnętrznym automatycznym radioodbiorniku rozległ się cichy głos ludzki o miłym brzmieniu:
— Wstań!
Dirak nie zrozumiał sensu słów, ale szybko się podniósł. W odległości kilku kroków od niego, opierając się o biurko o czarnym metalicznym połysku, stała mniejsza od innych szara gąsienica. Z uwagą przypatrywała się Dirakowi spokojnym, mądrym spojrzeniem.
— Gdzie jest Alek? — po raz trzeci zapytał Dirak.
Szara gąsienica patrzyła na niego ze zdziwieniem. Dirak pojął, co należy zrobić. Włączył głos radiowego aparatu nadawczego. Z oblicza szarej gąsienicy można było wyczytać, że teraz zrozumiała, o co chodzi.
— Jestem Łoś z planety War — powiedziała. — Teraz cię słyszę… Nie potrafimy odbierać fal dźwiękowych. Na fale dźwiękowe reagują nasze motyle.
Dirak dłuższą chwilę milczał. W tym czasie jego skomplikowany mechanizm myślenia z błyskawiczną szybkością dokonywał tysiąca operacji. Wreszcie rozszyfrował podstawowe pojęcia języka gąsienic.
— Jestem Dirak z planety Ziemia — powiedział. — Jestem maszyną myślącą BA–6 skonstruowaną przez Bagrationowa.
Na szarym owłosionym obliczu Łosia pojawił się grymas, który dziwnie przypominał uśmiech.
— Witaj, Dirak — powiedział. — I wybacz tę małą przykrość, którą ci wyrządziliśmy.
Później Dirak odtworzył w reproduktorze całe zdanie, ale teraz pojął tylko sens pierwszych słów — słów pozdrowienia.
— Gdzie jest Alek? — spytał. — Alek jest człowiekiem! — Pokazał ręką jego wzrost. — Chciałbym wiedzieć, gdzie jest Alek?
Łoś wyciągnął przednie kończyny w kierunku jakichś przycisków. Ekran rozjaśnił się i Dirak ujrzał swego pana i przyjaciela.
Alek leżał pod szklanym kloszem w pomieszczeniu, które przypominało biokomorę na statku kosmicznym. Łoś powiększył jeden z kadrów i robot mógł stwierdzić z całą pewnością, że Alek oddycha.
— Alek żyje — powiedział Łoś. — Przeżył szok elektryczny, którego następstwem był częściowy paraliż. Ale nie ma już obaw. Przywrócimy mu naturalne funkcje…
Dirak znów pogrążył się w swoich manipulacjach myślowych.
— Dziękuję wam — powiedział. — Mam nadzieję, że ten szok nie będzie miał złych skutków dla jego zdrowia.
Ale tym razem Łoś nie zrozumiał, o co chodzi.
— Chodź ze mną — rozkazał.
Trzy gąsienice, które przedtem zajmowały się naprawą Diraka, popatrzyły na siebie z niepokojem. Łoś to zauważył.
— Nie bójcie się — powiedział. — Nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Z jego strony można spodziewać się wszystkiego, tylko nie jakiegoś nierozsądnego postępku.