Выбрать главу

— Dziesięć lat próżnowania to wcale niemało — uśmiechnął się Alek.

— A teraz wróćmy do Łosia — ciągnął Dirak. — Jak już się zorientowałeś, czterdzieści lat to zbyt krótki okres, by można było na odpowiednim poziomie utrzymać tę dosyć skomplikowaną cywilizację. Żeby to osiągnąć, stworzono radę, która stoi na czele całego społeczeństwa. W skład tej rady wchodzi dwudziestu najstarszych osobników, a każdy z nich ma na imię Łoś. W języku istot planety War słowo „łoś” znaczy smutny. Rada Smutnych kieruje całym społeczeństwem, którego jedynym celem jest szczęście osiągane poprzez przeistaczanie.

— To nadzwyczajne — bąknął Alek.

— Ale oni tak nie sądzą — powiedział Dirak. — Tuż przed ukończeniem czterdziestego roku życia, każdy z nich, jeśli został wybrany do Rady Smutnych, w sztuczny sposób powstrzymuje swój rozwój biologiczny. Członkowie rady nigdy nie przeistoczą się w poczwarki ani w motyle. Po letargu, trwającym dziesięć miesięcy, budzą się do życia znowu w postaci gąsienic. Są ofiarami odkupienia własnego społeczeństwa. Nie mają własnych celów, ani nadziei na szczęście. Odczuwają nie tylko smutek, ale i beznadziejność… Jedynym ich celem jest opieka i troska o tak zwaną niższą fazę w rozwoju ich społeczeństwa…

— Choć są smutni i pozbawieni nadziei na szczęście, ja im jednak zazdroszczę — powiedział cicho Alek.

— Wątpię w to, czy jesteś w tej chwili zupełnie, szczery, Alek — powiedział po dłuższej chwili milczenia robot. — Nie bez powodu Kazimierz uważa, że bardziej żywotnego człowieka od ciebie nie spotkał w swoim życiu.

— A czy to ma jakieś znaczenie?

— Oczywiście, że ma! Przecież ty nie jesteś w stanie wyrzec się niczego, nawet kury w rosole.

— Muszę ci powiedzieć — wyjaśniał Alek — że zawsze wątpiłem w sens tych cywilizacji na wyższym poziomie rozwoju, które nie mogą zrodzić ani męczenników, ani bohaterów.

— To niemądre — powiedział Dirak. — Ty naprawdę mnie zdumiewasz..

— Może to i niemądre — wzruszył ramionami Alek — ale ja tak to widzę.

— Nawet Łoś by się z tobą nie zgodził, chociaż jest w pewnym sensie męczennikiem, swoim społeczeństwie…

— To jest Łoś numer jeden?

— Tak. Zgadłeś.

— Ale kto ich wybiera?

— Domyślasz się chyba, że wygląda to nieco inaczej niż w parlamencie. To jest władza, do której nikt nie dąży, bo nie przynosi żadnej korzyści, tylko smutek. I jedynie rada może wybrać przyszłego Łosia z grona najzdolniejszych w różnych dziedzinach nauki i techniki. Każdy z członków rady, w chwili gdy przekroczy sto pięćdziesiąt lat, niezależnie od swoich zasług dla społeczeństwa, zostaje automatycznie wykluczony z rady, a wkrótce potem, pozbawiony celu i sensu swego życia — umiera.

— Wydaje mi się to okrutne — westchnął Alek. — Ale widocznie tak musi być.

Alek przez chwilę się zastanawiał, a potem powiedział tonem prośby:

— Chciałbym zobaczyć Łosia…

— Jutro go zobaczysz — powiedział Dirak. — Ale radzę ci, bądź ostrożny w rozmowie z nim. I staraj się być uprzejmy.

— Czy możesz mi powiedzieć dlaczego?

— Chyba powinienem od tego zacząć. Otóż Łoś nie zgodził się, bym poszedł do łazika. Chciałem nawiązać łączność z Kazimierzem, ale na wszelki wypadek nie powiedziałem mu o tym. Mimo to nie chciał mnie puścić. Wydaje mi się, że traktują nas tutaj trochę jak swoich jeńców.

— Ładna historia!

— Może się nas boją i wolą wobec tego izolować nas od naszej bazy. I jeszcze coś, co ma niemałe znaczenie w naszej sytuacji. Wydaje się im, że przybyliśmy tu rakietą, nie wiedzą, że wokół planety War krąży nasz statek. A ja nie powiedziałem im prawdy.

Alek popatrzył na niego z zainteresowaniem.

— Słowo honoru, Dirak, nie wiedziałem, że jesteś skłonny do kłamstwa.

— Zdolny jestem do wszystkiego, jeśli w grę wchodzi twoje bezpieczeństwo. I dlatego uważam, że podczas rozmowy z Łosiem dobrze by było, gdybyś się postarał rozwiać wszystkie jego wątpliwości.

— Myślę — powiedział po chwili milczenia Alek — że z istotą smutną zawsze można się dogadać. Tylko z takim, który nie jest w stanie nic odczuć, nie… — przy ostatnich słowach Alek nagle się zająknął, ale Dirak niczym się nie zdradził, że zrozumiał te słowa, że odczytał je jako aluzję pod swoim adresem.

Alek nagle zmienił temat.

— Dokładnie za czterdzieści pięć sekund przyniosą mi kolację — powiedział patrząc na zegarek. — Te gąsienice są naprawdę diabelnie punktualne.

— I ja również odniosłem takie wrażenie — stwierdził rzeczowo robot.

Teraz obydwaj umilkli. Alek poczuł orzeźwiający, słony zapach oceanu. Wieczorem ten zapach stawał się bardziej intensywny. Słońce zaszło i dziwaczny las pogrążył się w puszystym mroku. O tej porze dnia zdawał się straszliwie osamotniony i smutny. Alek cicho westchnął.

— Wiele bym dał za to, gdybym mógł zobaczyć sarnę. Zresztą niechby to była nawet zwykła koza…

Dirak nie odpowiedział. Patrzył teraz w głąb tarasu. W ich kierunku pełzła zielona gąsienica, wolno popychając przed sobą stolik na kółkach.

7

Otworzyły się przed nimi drzwi. Weszli do ogromnej sali, której sklepienie błękitne, arkadowe, przypominało niebo. Tutaj również nie było mebli. Sala sprawiała jednak wrażenie wyjątkowo opustoszałej, a równocześnie było w niej coś uroczystego. W głębi, oparty o metalową ramę, czekał na nich Łoś. Alek przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Szare włochate oblicze starca wydało mu się dobroduszne, choć spojrzenie jego było skupione i przenikliwe.

— Przygotowałem wam niespodziankę — powiedział Łoś i wskazał w kierunku ściany. — Wy to nazywacie stołkiem?

Dirak tłumaczył niezwykle szybko, prawie równocześnie z Łosiem skończył zdanie. Alek dopiero teraz zauważył jakiś przedmiot. Oczywiście zupełnie nie przypominał stołka, ale od biedy można było na nim siedzieć. Alek podszedł bliżej i ostrożnie na nim usiadł. Łoś cały czas patrzył na niego uważnie nieruchomym spojrzeniem.

— Chciałbym ci zadać kilka pytań, Alek — powiedział. — A potem ja ci odpowiem na twoje pytania.

— Słucham!

— Dirak mówił mi, że u ludzi na planecie Ziemia występują równocześnie pierwiastki rozumowe i uczuciowe Czy uważasz, że życie ich jest przez to doskonalsze?

— Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Dosyć powierzchownie poznałem wasz świat. Wydaje mi się jednak, że jest oparty na rozsądnych, zgodnych z naturą zasadach.

— Mimo wszystko chyba masz już wyrobiony sąd w sprawach najważniejszych.

— Mogę tylko stwierdzić, że z mojego punktu widzenia indywiduum, u którego występują obydwa pierwiastki, jest osobnikiem pełnowartościowym, jeśli nie dla własnego społeczeństwa, to przynajmniej dla siebie.

— Jak to należy rozumieć? — przełożył pytanie Łosia Dirak, a od siebie dodał: — Uważaj, Alek!