Выбрать главу

— Gdybyście wybrali się wcześniej, pomnika by nie było.

Ale podróżnik w czasie nie dał się zaskoczyć. Odpowiedział natychmiast i to prawie bez akcentu:

— Ten pomnik powinien był stanąć wiele lat temu i w mojej wyobraźni istniał już od dawna.

— Pasja to wielka rzecz — powiedział starszy z kierowców. — Przyniosę jeszcze trochę piwa. Nasza grupa zostaje tu na noc i sierżant nam nie straszny.

— Dziękuję, ja już nie będę pił — powiedział przybysz, ale poznał po oczach szoferów, że mają niezachwiany zamiar i wyjął z kieszeni dziesiątkę.

Nie zdążył jeszcze włożyć ręki do kieszeni, a Udałow już wiedział, że dziesiątak będzie prosto spod prasy. Wiedział też, że jeśli oddać banknot do analizy, to okaże się, że sporządzono go nie wczoraj, lecz pojutrze.

Kierowca naturalnie nie wziął pieniędzy, przyniósł pół tuzina butelek i kiedy piwo już się skończyło, musiał biedny przybysz sam pójść do kiosku i przynieść dalsze cztery butelki.

— No i jak? — zapytał Udałow, kiedy mężczyzna, chwiejąc się nieco na nogach, wrócił do stolika. Sprzedawczyni niczego nie zauważyła?

— A co miała zauważyć? — zapytał mężczyzna i zaczął świdrować Udałowa przenikliwym spojrzeniem zza okularów. Udałow zmieszał się.

— Nic — odparł. — Żartowałem.

— Na jakiż to temat był pan uprzejmy żartować, jeśli wolno spytać?

„Ale charakter mają ci nasi potomkowie!” — pomyślał Udałow, ale nie powiedział tego na głos i zaczął się wykręcać.

— Jest taki dowcip — powiedział. — Dwóch facetów postanowiło robić fałszywe pieniądze. Zrobili banknot czterorublowy. Poszli do sąsiada, żeby im rozmienił. Sąsiad wziął czterorublówkę i dał w zamian dwa papierki po dwa ruble.

Nikt się nie roześmiał, tylko starszy kierowca zapytał:

— A banknoty czterorublowe bywają?

— Nie! — odparł twardo podróżnik w czasie. — Wiem z całą pewnością, że Radziecki Bank Emisyjny nie wypuszczał i nie wypuszcza banknotów w odcinkach dwu-i czterorublowych.

— Za zdrowie ministra finansów! — zaproponował Kola. — Aby i nadal nie mącił nam w głowie i wypłacał pensje dziesiątkami.

— Nowiutkimi — wtrącił Udałow.

— Nam bez różnicy, stare czy nowe — odparł Kola.

— Ach, o to wam chodzi? — domyślił się mężczyzna. — Mam dużo nowych papierków. Przed samym odjazdem dostałem premię.

Wyjął z kieszeni plik nowiutkich, lśniących banknotów. Co najmniej dwadzieścia sztuk.

— Takimi właśnie mi wypłacili.

— Gdzie? — zapytał szybko Udałow.

Ale nie uzyskał odpowiedzi, bo wtrącili się kierowcy.

— Czegoś się do człowieka przyczepił? — zapytał Kola. — Gdzie należało, tam wypłacili. Nie nasza sprawa.

Gość z przyszłości patrzył na Udałowa z głęboką niechęcią i marszczył brwi. Demaskatorskie pytania były mu nie w smak.

„Nie szkodzi, jeszcze cię przyciśniemy do muru — myślał Udałow. — Znajdziemy ważkie argumenty”.

Na trybunie przed pomnikiem pojawili się ojcowie miasta i goście honorowi. Towarzysz Biełow podszedł do mikrofonu. Ludzie nadstawili uszu.

— Pójdę już. Dziękuję — powiedział przybysz.

— Ja z wami — rzekł Udałow.

— Obejdę się bez waszego towarzystwa — odparł mężczyzna, błysnął okularami i zaczął bokiem, niczym krab, przeciskać się w pobliże trybuny.

— Daj ty mu wreszcie spokój — powiedział szofer Kola. — Niech sobie spaceruje.

— Trzeba — zamknął dyskusję Udałow. — To nie nasz człowiek.

Natychmiast tego zresztą pożałował, bo obudził ciekawość kierowców.

— W jakim sensie nie nasz? — zapytał starszy z nich. — Nie bądź, bracie, taki tajemniczy!

— Mam pewne podejrzenia — odparł Udałow i dał nura w tłum, aby dopędzić przybysza. W głowie mu szumiało od wypitego piwa, chętnie by poleżał na trawce, ale nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż od całkowitego zdemaskowania potomka dzielił go tylko jeden krok.

— Korneliusz! — zawołała Ksenia, dojrzawszy w tłumie jego łysinę. — Dokąd to?!

Na szczęście akurat wtedy towarzysz Biełow dał znak ręką, orkiestra dęta huknęła, brezent opadł i obnażył spiżowy Pomnik Odkrywcy.

Nagle Udałow ujrzał wprost przed sobą plecy przybysza, który nie zauważył zbliżającej się pogoni, gdyż był właśnie zajęty. Zapisywał mianowicie dane wywiadowcze. Udałow uprzejmie zaczekał, aż mężczyzna skończy notatki, bo szpieg i tak nie miał dokąd uciekać.

Wreszcie przemówienia skończyły się, przybysz schował notes do teczki i wtedy dopiero Udałow trącił go delikatnie w ramię.

— Wy tutaj? — zdumiał się mężczyzna. — O co chodzi?

— O to, żebyście się do wszystkiego szczerze przyznali.

— Zdumiewacie mnie — odparł przybysz i spróbował zniknąć w tłumie.

Ale Udałow trzymał go mocno za połę marynarki.

— Zrozumcie — powiedział — że wy tam wszyscy powinniście być niezmiernie humanitarni i rozumni. No więc jak już wpadłeś, to przynajmniej sobie trochę porozmawiamy.

— Dlaczego wam się wydaje, że jesteśmy humanitarni i rozumni? — zdziwił się przybysz. — Gdzie to wyczytaliście?

— Zakładam — odparł Udałow. — Bo inaczej nie byłoby sensu żyć na tym świecie.

— Bardzo szlachetny punkt widzenia — powiedział przybysz — ale do mnie się nie odnosi. Jestem zwykłym egoistą, który bez najmniejszego pożytku dla innych przeżył większość swoich lat… Egoistą, który kocha pieniądze i nie kocha własnej żony. Zapewniam was, że mówię najszczerszą prawdę.

— Dobra, dobra! Wszędzie trafiają się kaleki moralne. Jako wyjątki potwierdzające regułę — powiedział Udałow. — Chciałbym do was przyjechać.

— No to przyjeżdżajcie — powiedział przybysz.

— No to przyjadę — rzekł Udałow.

— Osiedlić się? — zapytał przybysz.

— Tak. Albo czasowo.

— Wielu chce — powiedział przybysz. Nastąpiła pauza. Udałow pragnął coś jeszcze powiedzieć, dać dowód gościnności, nawiązać serdeczny kontakt.

— A u nas tu okolica też nie najbrzydsza — powiedział w końcu. — Tereny wprost zachwycające. Las, wzgórza, polowanie na cietrzewie.

— Polowanie jest wielkim okrucieństwem — powiedział gość z przyszłości. — Zwierzęta należy chronić, starać się zrozumieć, a nie wyniszczać.

— Słusznie — poparł go Udałow, który w zeszłym tygodniu wybierał się na polowanie, ale zaspał i myśliwi udali się na łowy bez niego. — Całkowicie się z wami zgadzam. Co innego posiedzieć sobie z wędką…

— A jaka różnica? — zapytał surowo przybysz. — Czy ryba nie chce żyć?

— Pewnie, że chce — westchnął Udałow.

I znów nastąpiła pauza. Kontakt nie wychodził. Mężczyzna w roztargnieniu przysłuchiwał się oracjom i rozglądał dokoła, wypatrując w tłumie drogi ucieczki.

— Ale wielu porządnych ludzi — powiedział wreszcie Udałow — było zapalonymi myśliwymi. Weźcie na przykład Turgieniewa. To zeszło-wieczny literat, autor książki „Zapiski myśliwego”.

— Czytałem — odparł przybysz. — A jednak mordowanie żywych istot jest amoralne!

— On baptysta, czy co? — rozległ się głos za plecami Udałowa.

Udałow odwrócił się i zobaczył szofera Kolę, który powodowany ciekawością i chęcią udzielenia pomocy Korneliuszowi w jego łowach na obcego człowieka, przecisnął się pod trybuna i słyszał całą rozmowę.

Przybysz błysnął okularami i odparł:

— Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy mam ideały — odpowiem, że mam. Jeśli macie na myśli wiarę w jakiegoś Boga, to nie.