— Jaki człowiek! Jaka państwowa głowa! — chwalił Udałow nieznanego dobroczyńcę. — Nie taki, żeby tylko dla siebie coś zamówić. Nie, całemu miastu radość sprawił. Ale Łożkin się zdziwi. Na mnie pomyśli!
— A może to on sam?!
— Nigdy. To egoista!
— A jeśli on na ciebie pomyśli i powie, gdzie trzeba, że zatruwasz wodę w mieście, po główce cię nie pogładzą.
— Niech spróbują dowieść! To przecież nie ja, tylko złota rybka. Z podwórza huknęła pieśń.
— Patrzaj — powiedział Udałow. — Słyszysz? Naród już korzysta.
A Łożkin tymczasem zaczął się myć wódką. Zdziwił się, parsknął, potem zorientował się w sytuacji i poleciał spytać o radę żonę, a kiedy stara Łożkina przyszła z naczyniem, zamiast wódki ciekła już woda, wynik realizacji Zinoczkinego życzenia. Starucha sklęła Łożkina za powolność i już mniej więcej spokojnie zaczęli zastanawiać się, w jaki sposób zużyć pięć życzeń, dwa należne od pierwszej rybki i trzy od drugiej.
Grubin swoje podstawowe życzenie spełnił od razu na podwórku.
— Ja — powiedział w obecności mnóstwa świadków — chciałbym, złota rybko, otrzymać brazylijską papugę arę, która może nauczyć się ludzkiej mowy.
— To nic trudnego — odparła rybka — ja sama przecież potrafię mówić po ludzku.
— Zgoda — powiedział Grubin, postawił słoik z rybką na ławce, wyjął z kieszeni grzebień i w oczekiwaniu na uroczysty moment przeczesał gęste, rozwichrzone kosmyki.
— Chwileczkę — powiedziała złota rybka. — Z Brazylii droga daleka… Trzy, cztery, pięć.
Wspaniała, ogromna, wielobarwna, dumna papuga ara siedziała na gałęzi drzewa tuż nad Grubinem i przechyliwszy głowę na bok patrzyła na stojących pod drzewem ludzi.
Grubin zadarł głowę i powiedział:
— Cip, cip! Chodź tutaj, drogi ptaku. Papuga zastanawiała się, czy warto zeskoczyć na wyciągniętą dłoń Grubina, gdy akurat weszli na podwórko śpiewający głośno radosną pieśń Pogosjan z Kacem, również posiadacze złotych rybek. Jak się później okazało, to właśnie oni, niezależnie jeden od drugiego, przekształcili wodę w wódkę. Teraz, zadowoleni z wyników doświadczenia i ze zbieżności swoich życzeń, szli ku sąsiadom, aby obwieścić im początek nowej ery.
— Carramba! — powiedziała papuga, ciężko zeskoczyła z gałęzi drzewa i wzleciała ponad dachy. Tam zatoczyła koło, strasząc wrony i połyskując tęczowymi skrzydłami.
— Carramba — krzyknęła ponownie i wzięła kurs na zachód, ku brzegom ojczystej Brazylii.
— Zawróć ją! — krzyknął Grubin. — Zawróć ją natychmiast!
— To twoje drugie życzenie? — zapytała podstępnie rybka.
— Pierwsze! Przecież go nie spełniłaś!
— Zamawialiście papugę, towarzyszu Grubin?
— Zamawiałem. A gdzie ona jest, złota rybko?
— Odleciała.
— Przecież mówię.
— Ale była.
— I odleciała. Dlaczego nie w klatce?
— Dlatego, że wy, towarzyszu Grubin, klatki nie zamawialiście.
Grubin zamyślił się. Był człowiekiem w zasadzie sprawiedliwym i przyznał rybce rację. Klatki istotnie nie zamawiał.
— W porządku — powiedział. — Niechaj będzie papuga ara w klatce.
W ten sposób Grubin zużył swoje drugie życzenie i dlatego wziąwszy klatkę z arą w jedną rękę, zaś słoik z rybką w drugą, poszedł do domu. Wtedy to na podwórko wszedł inwalida Eryk.
Eryk obszedł już pół miasta. Szukał rybki dla Zinoczki, nie mając pojęcia, że dziewczyna otrzymała ją w podarunku od Wiery Jakowlewny.
— Dzień dobry — powiedział. — Czy ktoś ma może przypadkiem zbędną złotą rybkę?
Grubin zgarbił się i wolniutko ruszył ze swoim bagażem w kierunku drzwi domu. Zostało mu tylko jedno życzenie, ale za to mnóstwo potrzeb. Pogosjan pomógł Kacowi zawrócić w stronę drzwi. Ich rybki też już były częściowo wykorzystane. Okna w pokojach Udałowa i Łożkina zatrzasnęły się.
— Ja nie dla siebie! — krzyknął Eryk w pustkę.
Nikt mu nie odpowiedział. Eryk poprawił pusty rękaw i kulejąc powlókł się z podwórka na ulicę.
— Musimy starannie przemyśleć, o co będziemy prosić — mówiła w tym czasie do męża Ksenia Udałowa.
— Ja chcę rower — powiedział ich syn Maksymek.
— Milczeć! — parsknęła Ksenia. — Idź się bawić. Bez ciebie wymyślimy, o co prosić.
— Moglibyście się pospieszyć — powiedziała złota rybka. — Przed wieczorem chciałybyśmy już być w rzece. Zanim nadejdą mrozy, musimy dotrzeć do Morza Sargassowego.
— Kto by pomyślał! — powiedział Udało
— Też ich do kraju ciągnie.
— Złożyć ikrę — wytłumaczyła rybka.
— Ja chcę rower — krzyknął z podwórka Maksymek.
— Moglibyście zrobić chłopakowi przyjemność, naprawdę chce mieć rower — powiedziała rybka.
— A może jednak? — powiedział Udałow.
— Ja już nie mogę — oburzyła się Ksenia. — Wszyscy podpowiadają, wszyscy przeszkadzają, wszyscy czegoś żądają.
Grubin postawił klatką z papugą na stole i zaczął zachwycać się ptakiem.
— Ty cudo moje — powiedział pieszczotliwie.
Papuga nie odpowiedziała.
— To znaczy, że ona nie umie, czy co? — zapytał Grubin.
— Nie umie — odparła rybka.
— Dlaczegóż to? Przecież tak jakby dopiero co mówiła „carramba”.
— To była inna, oswojona, z zamożnej brazylijskiej rodziny. A drugą trzeba było dziką łowić.
— I co teraz robić?
— Jak chcesz trzecie życzenie, to je wypowiedz. Ja ją w jednej chwili nauczę.
— Tak? — Grubin zastanawiał się przez chwilę. — Nie, już sam ją nauczę.
— Może masz rację — zgodziła się rybka. — Co więc będziemy dalej robić? Chcesz może mikroskop elektronowy?
…Mocą swojego pierwszego życzenia członkowie kółka biologicznego szkoły średniej numer jeden — kolektywny posiadacz jednej z rybek — stworzyli na tylnym dziedzińcu szkoły zwierzyniec z tygrysiątkami, morsem i z mnóstwem królików. Drugim życzeniem osiągnęli to, że im przez cały tydzień nie będą zadawać lekcji do domu. Z trzecim życzeniem był kłopot, dyskusje i wielki krzyk. Dyskusja przeciągnęła się niemal do wieczora.
Prowizor Sawicz przez całą drogę do domu przebierał w myślach mnóstwo wariantów. Przy samej bramie dopadł go nieznajomy mężczyzna w ogromnej cyklistówce.
— Słuchaj — powiedział mężczyzna. — Chcesz dziesięć tysięcy?
— Za co? — spytał Sawicz.
— Dziesięć tysięcy daję — rybka moja, pieniądze twoje. Dla mnie, rozumiesz, zabrakło. Na bazarze stałem, owoc sprzedawałem, spóźniłem się, rozumiesz.
— A po co wam rybka? — spytał prowizor.
— Nie twoja sprawa! Chcesz forsę? Jeszcze dziś, przekazem telegraficznym?
— No to wytłumaczcie mi wreszcie — powtórzył Sawicz — po co wam rybka? Przecież ja też chyba z jej pomocą mogę zdobyć dużo pieniędzy.
— Nie — powiedział mężczyzna w cyklistówce. — Rybka dużo pieniędzy nie może.
— On ma rację — powiedziała rybka — ja nie mogę zrobić dużej ilości pieniędzy.
— Piętnaście tysięcy — powiedział mężczyzna w cyklistówce i wyciągnął rękę po słoik z rybką. — Więcej nikt nie da.
— Nie — powiedział twardo Sawicz.
Mężczyzna szedł za nim, wyciągał rękę i dorzucał po tysiącu. Kiedy doszedł do dwudziestu, Sawicz ostatecznie się rozeźlił.
— To skandal! — powiedział. — Idę sobie do domu, nikomu nie wchodzę w drogę, a tu jacyś zaczepiają, proponują podejrzaną transakcję. Rybka przecież kosztuje dwa ruble i czterdzieści kopiejek.