Выбрать главу

Pojawił się drugi wóz strażacki, a za nim ciężarówki pomocy drogowej przysłane przez radę gminy, której pracownicy zaczęli rozbierać wypalone barykady na Beaufort Avenue. Dwa zasekwestrowane domy zostały spalone. Przypuszczałem, że to właśnie skłoniło policję do przerwania akcji. Gdy komornicy wyłamali drzwi, właściciele domów polali benzyną dywany w salonach, wrzucili zapalone świeczki przez okna od ogrodu i pożegnali się z przytulnymi domostwami, w których spędzili tyle lat.

Groźba ogólnej pożogi, spektaklu dla wieczornych wiadomości telewizyjnych, przedstawiających Chelsea Marine jak wielki stos pogrzebowy, zmusiła Ministerstwo Spraw Wewnętrznych do odwołania policji i ogłoszenia zawieszenia broni. Tego samego popołudnia delegacja mieszkańców pod przywództwem Kay Churchill usiadła za stołem z policją i lokalną radą, w biurze administracji. W tym czasie strażacy ugasili ogień w dwóch pobliskich domach przy Beaufort Avenue. Inspektor zgodził się nie wnosić oskarżeń o podpalenia i przyrzekł wywrzeć presję na komorników, żeby wstrzymali kolejne egzekucje. Woda i prąd miały zostać ponownie włączone, a zespół negocjatorów z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych obiecał wysłuchać zażaleń mieszkańców.

O szóstej wieczorem Kay wróciła na Grosvenor Place. Machała ku nam zakrwawionym bandażem, a jej twarz promieniowała zwycięstwem. W kilkunastu wywiadach dla telewizji, których zaraz potem udzieliła, wyjaśniła, że jedynym postulatem, którego nie przyjęły władze, było przemianowanie ulic w Chelsea Marina. Chciała, żeby odrzucono podszyte fałszem nazwy Mayfair i Knightsbridge i zastąpiono je nazwiskami japońskich reżyserów, ale dalekowzroczni mieszkańcy przestrzegli ją, że mogłoby to zagrozić cenom nieruchomości. Więc nazwy Beaufort, Cadogan, Grosvenor i Nelson pozostały.

Inne zmiany trudne były do uchwycenia. Pierwsze rodziny opuszczały już Chelsea Marina. Nie przekonała ich pozorna zmiana postawy komorników. Kilkoro mieszkańców z małymi dziećmi, niepewnych, czy zawieszenie broni potrwa długo, spakowało się, zamknęło za sobą drzwi i odjechało zamieszkać u przyjaciół. Obiecali, że wrócą, jeśli będą potrzebni, ale ich odjazd stanowił wstydliwe przyznanie się do porażki.

Kay stała w drzwiach z uniesioną pięścią, niezrażona ich zdradą. Patrzyliśmy, jak odjeżdżają z dziećmi wtłoczonymi między walizki na tylnych siedzeniach. W poczuciu odpowiedzialności rozebraliśmy małą barykadę na Grosvenor Place, zepchnęliśmy przewrócone auta do zatoczek parkingowych, zmietli potłuczone szkło. Krótko mówiąc, zrobiliśmy, co można, żeby uprzątnąć ulicę. Jedyny nieuszkodzony parkometr wkrótce przyjął pierwszą monetę.

Kiedy wszedłem do domu z miotłą pod pachą, usłyszałem wodę lejącą się z kurków w łazience i kuchni. Kay leżała w fotelu z brudnym bandażem na ramieniu i spała głęboko przed włączonym telewizorem, w którym pokazywano jej spektakularne zwycięstwo przy wypalonej barykadzie na Beaufort Avenue. Pocałowałem ją czule, ściszyłem odbiornik i poszedłem na górę, żeby zakręcić kurki. W apteczce, wypełnionej taką ilością środków uspokajających, że mogłaby zaspokoić cały Manhattan, znalazłem świeży bandaż i krem antyseptyczny.

Obserwowałem przez okno kolejny wyjeżdżający samochód i myślałem, że Kay powinna do nich dołączyć, opuścić Chelsea Marina i zamieszkać u przyjaciół, gdzieś w Londynie, przynajmniej do czasu, gdy zainteresowanie policji się zmniejszy. Funkcjonariusze w cywilnych ubraniach na pewno pilnowali wejścia do osiedla, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, wcześniej czy później, zażąda kozła ofiarnego. Dla samochodów był tylko jeden wyjazd z Chelsea Marina, ale kilka alejek dla pieszych wiodło na pobliskie ulice. W jednej z nich parkowałem range rovera i mógłbym bez trudu przeszmuglować Kay i jedną walizkę w bezpieczne miejsce.

Wróciłem do salonu z miską ciepłej wody gotów do umycia i opatrzenia jej oparzelin. Ale kiedy spróbowałem odwinąć bandaż, obudziła się na chwilę i odepchnęła mnie, trzymając się poplamionego krwią płótna jak kocyka bezpieczeństwa.

Byłem z niej dumny. Zasłużyła sobie na to trofeum. Gdy brałem prysznic, zrobiło mi się przykro, że Joan Chang i Stephen Dexter nie byli obecni w chwili jej triumfu. Ponad wszystko jednak tęskniłem za doktorem Gouldem, który zainspirował rebelię w Chelsea Marina, a teraz stracił do niej zainteresowanie.

28. Istotne wskazówki

Pasemka dymu i pary nadal unosiły się nad zniszczonymi przez ogień domami w Beaufort Avenue, ale służby ratunkowe dobrze się sprawiły. Zainteresowany polem bitwy, postanowiłem je zwiedzić, zanim przejdzie do tradycji ludowej. Poszedłem w stronę budki strażnika. Woda skapywała ze zwęglonych okapów, a w spękanych szybach odbijało się pokawałkowane niebo. Wróciwszy do instynktu porządku i dobrego gospodarowania, mieszkańcy zamietli ulicę i wyprostowali transparenty z hasłami protestu przekrzywione przez helikopter. Wiele samochodów w zatoczkach parkingowych leżało do góry kołami, ale Beaufort Avenue niemal przybrała pierwotny wygląd ulicy klasy średniej, cierpiącej na lekkiego kaca.

Grupa policjantów patrolowała wjazd do osiedla, odpowiadając na pytania przechodniów jak przewodnicy turystyczni przy nowo otwartym parku tematycznym. Ze złupionego biura administracji uczynili kwaterę, a pracownicy rady wydawali im przez rozbite okna kubki z herbatą. Bez śladu urazy przyjacielsko salutowali mieszkańcom, wybierającym się na drobne kradzieże sklepowe przy King’s Road. Ekipa telewizyjna siedziała przy furgonetce, jadła kanapki z bekonem i słuchała stacji z muzyką pop, ale kamery i mikrofony nadal były nierozpakowane. Te godne zaufania wskazówki mówiły, że rewolucja w Chelsea Marina już się zakończyła.

W drodze powrotnej na Cadogan Circle myślałem, jak trudno uwierzyć, że jeszcze tydzień temu Chelsea Marina była miejscem najgwałtowniejszych rozruchów od czasów niepokojów w Irlandii Północnej.

Powstanie, któremu przywodziła Kay Churchill, wyglądało coraz bardziej na studenckie figle. Upupiająca cywilizacja konsumpcyjna wypełniała wszystkie luki w status quo równie szybko, jak Kay prowadziła swój samochód na walącą się barykadę.

Przy skrzyżowaniu z Grosvenor Place dwóch dziesięciolatków bawiło się wiatrówkami. Ubrani byli w mundury polowe i wojskowe pasy, według nowego partyzanckiego stylu, zainspirowanego przez Chelsea Marina, który „Evening Standard” przedstawił już na rozkładówce poświęconej modzie. Symfonia Haydna płynęła łagodnie przez kuchenne okno pod transparentem, na którym wilgotne hasło zdążyło już upodobnić się do taszystowskiego obrazu.

Wygraliśmy, ale właściwie co? Patrząc na bezludne ulice, zdałem sobie sprawę z pustki emocjonalnej. Nasze zwycięstwo przyszło trochę zbyt łatwo, a ja, podobnie jak Kay, oczekiwałem na rozprawę w sądzie. Przewracałem samochody i pomagałem napełniać butelki po perrierze gazem do zapalniczek, ale tolerancyjne i liberalne społeczeństwo uśmiechnęło się do mnie i poszło sobie, zostawiając mnie z dwoma chłopcami w wojskowych kurtkach, którzy z groźnymi minami mierzyli do mnie z karabinów-zabawek.

Teraz zrozumiałem, dlaczego Richard Gould stracił nadzieję na rewolucję, którą wywołał w Chelsea Marina. Bez jego radykalizującej obecności osiedle wracało do normy. Co rano dzwoniłem do drzwi Very Blackburn z nadzieją, że Gould powrócił i doszedł do siebie po przerażającym doświadczeniu, jakim był widok śmierci młodej kobiety z ręki obłąkanego księdza, na spokojnej ulicy zachodniego Londynu. Otworzyła się przepaść i pochłonęła zdrowy rozsądek wraz z litością, mimo że motywy Stephena Dextera były równie tajemnicze, jak motywy tłustego fanatyka broni, który miał być sądzony za to morderstwo.