Выбрать главу

Gould spojrzał mi w twarz.

– Cały drżysz. Usiądź w samochodzie.

– Nie, dziękuję. Nie w tym wozie, wiem, jak musiał się czuć Dexter. – Odepchnąłem go i złapałem za rękaw. – Ale jak się tam dostałeś? Ochrona przy odbiorze bagaży jest ścisła.

– Nie tak ścisła w hali przylotów. Pewien architekt w Chelsea Marina pracuje dla firmy zajmującej się konserwacją portu lotniczego. Zaopatrzył mnie w przepustkę. Włożyłem biały fartuch i przypiąłem plakietkę lekarza. Bombę miałem w neseserze lekarskim. Myślałem, że to urządzenie o niewielkiej mocy. Ale Verę poniosło – to wszystko ze złości.

– A potem położyłeś bombę na konwejerze? Dlaczego właśnie na tym?

– Bagażowy powiedział mi, że w samolocie z Zurychu odkryto gapowiczów. Pasażerów zatrzymali w maszynie i mieli ich nie wypuścić do odprawy celniej przez co najmniej pół godziny. – Gould mówił cicho, ledwie słyszalnym głosem, tłumionym przez ruch na drodze przy parkingu. – Nastawiłem zapalnik na piętnaście minut i podrzuciłem walizeczkę na konwejer, gdy bagaż z Zurychu zaczął spadać ze zrzutni.

– Obok walizki Laury. Kompletny przypadek.

– Nie. To nie był przypadek. Przepraszam cię, Davidzie. – Zanim zdążyłem się odezwać, Gould dokończył: – Na rączce była plakietka z nazwiskiem. Dostrzegłem je. Myślałem, że walizka należy do kogoś innego.

– Do kogo, mianowicie?

– Do ciebie, Davidzie. – Gould zdobył się na mrugnięcie, wyrażające sympatię. Próbował ukryć uśmiech. – Czytałem Neurologa patrzącego na Boga. Na nalepce hotelowej przymocowanej do walizki było coś o konferencji psychiatrycznej sprzed dwóch lat. Doszedłem do wniosku, że to twoja walizka.

– Moja? Więc to ja…?

– Tak, byłeś właściwym celem. – Gould dotknął mojego ramienia jak lekarz, który chce powiedzieć, że wcześniejsza, niepomyślna diagnoza była prawdziwa. – Zawsze uważałem, że ta bomba nas zbliżyła. W pewnym sensie nasza przyjaźń zaczęła się od tej strasznej tragedii.

– Nie sądzę. Ale dlaczego ja?

– Widziałem cię w telewizji, jak mówiłeś o chorobach z wyboru: o narzuconym sobie paraliżu, wymyślonym kalectwie, stanach dobrowolnego szaleństwa – myślałem, że do tej kategorii zaliczasz religię. Strach przed otchłanią, o której tylko prawdziwy szaleniec może myśleć bez drżenia. Pomyślałem, że wstrząsnę tobą i wydobędę cię z tego samozadowolenia. Pożyteczna lekcja zamiast tego, czego dowiedziałeś się na konferencji w Zurychu.

– Więc co się nie udało?

– Wszystko. Teraz wiem, dlaczego zawodowcy zawsze pozostawiają rewolucję amatorom. Celnicy sprawdzali walizkę ciężarnej Jamajki, pracującej jako mrówka dla przemytników narkotyków. Dostała napadu histerii i zaczęła rodzić. Poprosili mnie o pomoc i znalazłem się w karetce pogotowia jadącej do szpitala Ashford. Próbowałem dodzwonić się do Dextera, potem do ochrony Heathrow, ale utknęliśmy w tunelu. Okazało się, że bagażowy mówił nie o tym samolocie. Gdy pasażerowie z Zurychu podeszli do konwejera, bomba wybuchła. Byłem w szoku, Davidzie. Usłyszałem twoje nazwisko w wiadomościach i uznałem, że nie żyjesz.

– A potem pojawiłem się w domu Kay.

– Wstałeś z grobu. W pewnym sensie już cię zabiłem, z najbardziej idealistycznych powodów. Lubiłem cię, Davidzie. Byłeś poważny, chociaż giętki, i szukałeś jakiejś prawdy. Laura stanowiła drzwi do twojego prawdziwego ego i ja je otworzyłem.

– Na długo się ukryłeś.

– Obserwowałem cię. Rewolucja klasy średniej była w toku, a Kay była naszą Joanną d’Arc. Wyłączyła głosy gadające do niej w głowie, wszystkie te idiotyczne hollywoodzkie filmy. Pięćdziesiąt lat temu byłaby żoną jakiegoś postawnego, młodego wikarego, organizowałaby partyjki wista i dodawała pikanterii jego życiu seksualnemu. Nie mogła pojąć, dlaczego straciłem zainteresowanie podkładaniem bomb dymnych w wypożyczalniach wideo i biurach podróży.

– Ale po Heathrow wszystko się zmieniło. – Nadal starałem się opanować i trzymałem ręce przy sobie; unikając wzroku Goulda, zachęcałem go do dalszych wypowiedzi. – Spostrzegłeś tam coś ważnego, mimo że zginęli ludzie.

– Dobrze powiedziane, Davidzie. – Gould poklepał mnie po ramieniu i poszperał w kieszeniach, jakby chciał znaleźć jakiś symboliczny podarek, żeby mi go wręczyć. – Pamiętaj, pracowałem z tymi nieszczęsnymi dziećmi. Byłem ich przedstawicielem i szukałem odpowiedzi. Jeśli staniesz naprzeciwko dwulatka umierającego na raka mózgu, co powiesz? Nie wystarczy mówić o wielkim planie przyrody. Albo świat jest w błędzie, albo szukamy znaczeń w niewłaściwych miejscach.

– I zacząłeś oglądać się na Heathrow?

– Tak – tamta śmierć była pozbawiona sensu i niewytłumaczalna, ale może to właśnie było to. Nieumotywowane czyny zatrzymują wszechświat w miejscu. Gdybym zasadził się na ciebie, żeby cię zabić, byłaby to kolejna podła zbrodnia. Ale gdybym zabił cię przypadkiem albo bez przyczyny, twoja śmierć miałaby wyjątkowe znaczenie. Żeby świat nie oszalał, szukamy motywu, zdajemy się na przyczynę i skutek. Wyrzuć to, a zobaczysz, że tylko akt pozbawiony sensu ma jakikolwiek sens. Zajęło mi trochę czasu, żeby to zrozumieć, ale twoja „śmierć” była dla mnie zielonym światłem.

– Potem wstałem z grobu, a tobie potrzebna była kolejna ofiara.

– Nie ofiara. – Gould uniósł dłoń, żeby mnie poprawić. Wreszcie się odprężył, znów przekonany, że go rozumiem i jestem po jego stronie. Stał w wyświechtanym garniturku obok rdzewiejącego samochodu jak lekarz domokrążca nawiedzający lotniskowe parkingi z lekarstwem na wszystko. – Słowo „ofiara” implikuje złe intencje. Nie jestem zły, Davidzie. Potrzebny był mi partner, współpracownik, który przyłączyłby się do mnie w poszukiwaniu prawdy absolutnej.

– Ktoś, kogo nie znałeś i nigdy nie spotkałeś?

– Właśnie. Jeśli to możliwe, ktoś sławny, o kim nigdy nie słyszałem. Sławny, ale całkowicie pozbawiony znaczenia. – Gould zapatrzył się na dziecięcą nalepkę, przytwierdzoną do przedniej szyby jaguara. – Ktoś taki, jak drugorzędny prezenter telewizyjny…

31. Sentymentalny terrorysta

Czy Gould fantazjował? Patrzyłem, jak odchodzi od jaguara, z oczami utkwionymi w rzędach lśniących, dyrektorskich samochodów, jakby zakurzony sedan przypomniał mu o tych nędznych dniach, zanim rozpoznał swoje prawdziwe powołanie. Przerobił się na posłańca prawdy, oddał garnitur do pralni chemicznej i włożył czystą koszulę z krawatem. Zatrzymał się, gdy dotarł do mojego range rovera, i spojrzał na swoje odbicie w czarnych drzwiach, blady nimb głowy szybujący po lakierze, jak wtedy, gdy snuł się między drzewami w biskupim parku. Krzyk Muncha przeniesiony na długoterminowy parking duszy.

Z kieszeni wyjął małą chusteczkę i wypolerował noski butów, potem wrócił do jaguara, gotów poświęcić mi cały swój czas. Czy naprawdę podłożył bombę na konwejerze w terminalu numer 2, czy też był to wytwór jego wyobraźni? A może żądny przemocy uczepił się aktu terroru, dokonanego przez jakąś niezidentyfikowaną grupę, i uzurpował sobie jego własność? Czy oszukiwał sam siebie i uwierzył, że to on jest zamachowcem, a potem posunął się do morderstwa w Hammersmith, dodając niewyjaśnione przestępstwa, żeby nadać sens niewytłumaczalnemu?