Na mój widok powiedział coś do majora Tullocha, który dał znak policjantowi, a potem wycofał się w tłum policjantów i strażaków.
– No, Henry – przyjąłem plastikowy kubek z herbatą dla ofiar bombardowań, podaną przez stłuczone okno biura kierownika – wstąpiłeś do Scotland Yardu?
– Jestem cywilnym ekspertem – Henry zakasłał, podrażniony pełnym sadzy powietrzem. Krawat miał elegancko zawiązany, ale wyglądał na rozstrojonego ciężkim dniem. – Przedstawiam im to wszystko w odpowiednim kontekście.
– To ładnie z twojej strony. I jaki jest ten kontekst?
– To nie był zwyczajny bunt. Ważne, żeby policja to zrozumiała. – Zdawało się, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy. – A co ty robisz w Chelsea Marina?
– Mieszkam tutaj, Pamiętasz?
– Prawda. – Nadal zaskoczony dodał: – Wszyscy wyjechali. Aresztowali twoją gospodynię za to, że ugryzła policjantkę. Czy ty…?
– Czy brałem udział w oblężeniu? Właśnie wróciłem z Heathrow. Ominęła mnie cała balanga.
– Trwała ponad pół godziny. Kilku twardzieli podłożyło ogień pod swoje domy. Inni spakowali się i wyjechali.
– Dlaczego?
– Ze wstydu. Myślę, że się wstydzą. – Zaczął przysłuchiwać się dwóm stojącym w pobliżu policjantom, którzy omawiali weekendową aukcję samochodów w Acton. – Wyglądasz na wykończonego, Davidzie. Rozmawiałeś z Sally?
– Gdzie? Nie ma jej z tobą?
– Nie. Rzadko się widujemy. Kilka razy do niej dzwoniłem, ale chyba gdzieś wyjechała z przyjaciółmi. Co robiłeś w Heathrow?
– Prowadziłem śledztwo w sprawie bomby podłożonej w terminalu numer 2. Chyba na coś wpadłem.
– Miejmy nadzieję. Scotland Yard nadal interesuje się Laurą. Nie wiem, ile to warte, ale mysią, że to nie ona była celem.
– Jestem pewien, że nie ona.
– Prawdę powiedziawszy, w ogóle mogło nie być konkretnego celu. Powstaje nowy rodzaj terroryzmu. Stare cele nie zdały egzaminu, więc uderzają na chybił trafił. Trudno to zrozumieć.
– Myślę, że w tym tkwi sedno sprawy. – Zaniepokojony jego stanem, gdy gapił się zakłopotany na dymiące domy, powiedziałem: – Henry, dookoła kręcą się bardzo dziwni ludzie.
– Szczególnie tutaj. Chelsea Marina stała się ich wylęgarnią. Ten ekscentryczny lekarz, pediatra…?
– Richard Gould? Sally raz się z nim widziała – uznała, że jest bardzo atrakcyjny.
– Naprawdę? – Henry lekko się wzdrygnął. – Był tutaj prowodyrem. Te bomby dymne i anonimowe zamachy to wszystko jego pomysł. Widziano was razem.
– Dlaczego policja nas nie aresztowała?
– Mieli taki zamiar. – Henry energicznie pokiwał głową, nie spuszczając mnie z oczu. – Sally zmusiła mnie do interwencji. Porozmawiałem z wyższymi urzędnikami w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i przekonałem ich, że możesz być dla nas cenny. To, co stało się w Chelsea Marina, może być początkiem czegoś większego. Już wtedy jest niedobrze, kiedy robotnicy podpalają gminne osiedla mieszkaniowe, ale gdy klasa średnia wychodzi na ulice, to zapowiedź prawdziwych kłopotów.
– Masz rację, Henry. Efekt, jaki to wywrze na ceny nieruchomości…
– Jest niewyobrażalny. – Henry gładko wrócił do poprzedniego tematu. – Wyjaśniłem, jakie są twoje motywy i że potajemnie pracujesz dla mnie. Obiecali, że cię zostawią w spokoju, chyba że sprawy całkowicie wymkną się spod kontroli.
– Jestem ci bardzo wdzięczny. Więc przez cały czas byłem policyjnym szpiegiem? Nie zdając sobie z tego sprawy?
– W zasadzie tak. – Henry poklepał mnie po ramieniu, jakby odznaczał mnie pomniejszym medalem za męstwo na polu bitwy. – Możesz mieć całkiem pożyteczny wkład w tę sprawę, Davidzie. Zeznania z pierwszej ręki, wgląd w to, jak uraza sama się napędza. Za jakiś tydzień planujemy wizytę u ministra spraw wewnętrznych. Zobaczę, czy uda się ciebie umieścić w składzie oficjalnej delegacji. Sally uważa, że nadszedł czas, żebyśmy zaczęli twoją rehabilitację…
Gdy opuszczaliśmy Chelsea Marina, policja regulowała okolicznym ruchem. Rozczarowany brakiem akcji tłum wiwatował na naszą cześć, a potem nas wygwizdał, gdy przechodziliśmy przez jezdnię.
St John’s Wood nie zmieniło się, trwała dekoracja sceniczna zbudowana w spokojniejszych czasach. Turyści i fani Beatlesów nawiedzali Abbey Road, a kierowcy polowali na miejsca do parkowania. Nie mogłem znaleźć wolnej zatoczki i zostawiłem range rovera na podwójnej żółtej linii. To naruszenie przepisów sprawiło, że młodą parkingową zamurowało. Podeszła do mnie, zakładając, że jestem gościem z innej planety, nieznającym społecznych zwyczajów, które chronią cywilizację i sprawiają, że chodniki wolne są od wilków i pułapek.
O pięć kroków ode mnie zatrzymała się i uniosła bloczek mandatowy, jakby chciała się bronić. W moim zachowaniu zobaczyła jakąś dzikość, wskazującą, że nieobca jest mi przemoc. Posiniaczone czoło i smugi na policzkach przywołały jej na myśl innych społecznych wyrzutków, piratów drogowych, handlarzy walutą rozbijających się w porsche i kierowców z nieważnym ubezpieczeniem, prześladujących ją we snach.
Zaczekałem, aż się zmyje, i poszedłem do domu. Miałem nadzieję, że Sally będzie leżała na kanapie z ulubioną książką, co stanowiło sygnał, że potrzebuje mojej uwagi. Ale na progu leżał stos gazet, namoknięty po nocnym deszczu, więc uznałem, że nadal jest gdzieś z przyjaciółmi.
Podniosłem popołudniową gazetę dostarczoną zaledwie kilka minut przed moim przybyciem i przyjrzałem się tytułom:
Rebelianci z luksusowych mieszkań poddają się.
Elegancka elita stosuje politykę spalonej ziemi.
Zdobądź dom w Chelsea Marina.
Ale my się nie poddaliśmy. Exodus był taktycznym odwrotem, pryncypialną odmową zaakceptowania rządów policji i komorników. Zamiast poddać się protekcjonalnemu uszczęśliwianiu ze strony pracowników socjalnych i psychologów takich jak Henry i ja sam, mieszkańcy postanowili wyjechać z wysoko podniesionymi głowami i nietkniętym honorem. Rewolucja będzie kontynuowana od uzgodnionej daty, rozpleni się po setkach innych osiedli klasy średniej rozsianych po całym kraju, w bliźniakach w stylu tudoriańskim i pseudogeorgiańskich willach. Gdzie tylko znajdzie się prywatna szkoła albo śnieżnobiała miska klozetowa, przedstawienie Giberta i Sullivana albo stary, ukochany bentley, widmo Kay Churchill rozświetli ciemności, nadzieja wystrzeli z jej uniesionego palca.
Musiałem dowiedzieć się, gdzie trzymano Kay, odwiedzić ją jak najszybciej ze zmianą odzieży, listą adwokatów i sumą wystarczającą, żeby zapewnić jej stały dopływ skrętów podczas tych tygodni, które spędzi w areszcie śledczym. Rzuciłem popołudniówkę na stos mokrych gazet, pomachałem do parkingowej i otworzyłem drzwi wejściowe.
Stanąłem w holu, przysłuchując się pustemu domowi. Głęboka cisza rozpadu spowijała pokoje, spokój zużytych uczuć, emocji wyczerpanych jak bateryjki w gadających zabawkach, naśladujących odgłosy otoczenia. Uznałem, że Sally dała gosposi tydzień wolnego. Kurz wiszący w promieniach słońca ożył i krążył wokół mnie na podobieństwo girlandy.
Z szafy w naszej sypialni powitała mnie mieszanka perfum, wspomnień z restauracji i proszonych obiadów. W łazience wyczułem zapach ciała Sally, słodkie, zabójcze ślady jej włosów i skóry na ręcznikach. Na jej toaletce leżały te same bibeloty, miniaturowe miasto butelek i słoików. Tęskniłem do niej i miałem nadzieję, że pewnego dnia będę mógł ją zabrać i zamieszkać z nią w Chelsea Marina.