Выбрать главу

Włączyłem automatyczną sekretarkę i wysłuchałem nagranego głosu Sally. Wyjechała na dwa tygodnie i zwiedza Bretanię wraz z przyjaciółmi. Jej głos wydawał się odległy i niezdecydowany, jakby nie była pewna motywów swojego wyjazdu.

Martwiłem się o nią, ale gdy usiadłem na łóżku, wyczuwając ręką nikły odcisk jej ciała, zrozumiałem, że czekam, aż zadzwoni do mnie Richard Gould.

Hałas samolotów z Heathrow nadal bębnił mi w głowie, prawie głusząc głos Richarda, gdy ten wykładał swoje credo o pozbawionej sensu przemocy. Myślałem o jego wyprasowanym garniturze i wyczyszczonych butach, o bladej, ale już pełniejszej twarzy z oznakami zdrowia jak pierwsze wiosenne kwiaty i wiedziałem, że budzi się z długiego snu. Szedł przez nieoświetlony świat, odmawiał uznania, że istnieje coś więcej niż jego dzieci z uszkodzonymi mózgami, był Piotrusiem Panem zaginionych chłopców. W Bishop’s Park w końcu zobaczył słońce nad wysokimi drzewami. Lubiłem Richarda i martwiłem się o niego, ale nadal nie byłem pewien, czy mogę mu wierzyć. Czy naprawdę zdetonował bombę na Heathrow i zabił młodą kobietę na progu jej domu w Hammersmith? Czy był nowego rodzaju fanatykiem, który potrzebuje mrzonek o przemocy absolutnej, i tylko wtedy jest w pełni sił żywotnych, gdy wyobraża sobie siebie jako sprawcę odrażających zbrodni?

Siedziałem samotnie przy stole w jadalni, piłem ciepłą whisky i patrzyłem, jak kurz układa się w coraz nowe wzory wokół mnie. Wiedziałem, że powinienem pójść na policję, ale wyczuwałem sens logiki Goulda. Ten bezwzględny i zrozpaczony człowiek wskazywał drogę do przerażającej prawdy. Legion miernot mnożył tabele nowej matematyki opartej na sile zera, generował wirtualną psychopatologię ze swoich cieniów.

Gould nie zadzwonił, ale następnego dnia asystent Henry’ego Kendalla zatelefonował i powiedział mi, że minister spraw wewnętrznych odbędzie krótką wizytę w Chelsea Marina na czele delegacji socjologów, urzędników i psychologów. Szczegóły wizyty i niezbędna przepustka są w drodze.

Odłożyłem słuchawkę na widełki, zaskoczony, że jest taka lekka. Duszny pokój wypełnił się jaśniejszym światłem. Wiedziałem, że wkrótce wrócę do mojego prawdziwego domu.

33. Wystawić się na słońce

Davidzie? Wejdź. Wszyscy na ciebie czekamy. Richard Gould stał przy oknie mieszkania na najwyższym piętrze domu przy Cadogan Circle, głowę miał wzniesioną ku niebu, rozpościerał ręce, jakby oddawał się słońcu. Wokół niego, na ścianach salonu, wisiały wykresy okulistyczne, okrągłe mapy siatkówki przypominające namierzone cele. Był spokojny, ale beztroski, umysłem przebywał między wysokimi drzewami w Bishop’s Park. Uświadamiając sobie moją obecność, wyłonił się z marzeń jak aktor wychodzący z plamy światła rzucanego przez reflektor i przyzwał mnie skinieniem ręki.

– Cieszę się, że przyszedłeś. Myślałem, że będziesz potrzebował więcej czasu. – Zmarszczył brwi, widząc mój elegancki garnitur i krawat. – Czy ktoś jest z tobą?

– Jestem sam. Chciałem zobaczyć to miejsce, zanim zostanie zniszczone. – Zadowolony, że jesteśmy razem, wyciągnęłam rękę, żeby uścisnąć mu dłoń, ale on odsunął się. – Richardzie, muszę z tobą porozmawiać.

– Oczywiście. Pomówimy później… – Nadal przeprowadzał inwentaryzację mojego wyglądu, potrząsając głową na widok kosztownej fryzury. – Zmieniłeś się, Davidzie. Kilka dni przyzwoitego życia wystarczy, żeby jakaś część duszy umarła. Jesteś pewien, że nikogo z tobą nie ma?

– Przyszedłem tutaj sam.

– Nikt do ciebie nie dzwonił? Kay Churchill? A co z Sally?

– Jest we Francji z kilkorgiem przyjaciół. Nie miałem od niej żadnych wieści. – Próbując oderwać go od słońca, powiedziałem: – Dziś rano odbędzie się tu szczególna wizytacja, na bardzo wysokim szczeblu – minister spraw wewnętrznych i towarzystwo z resortu. Rozmaici eksperci, którym się wydaje, że wiedzą, co zdarzyło się w Chelsea Marina.

– A co się zdarzyło? – Gould odwrócił się, żeby popatrzeć na ciche ulice osiedla, na dym nadal wydobywający się ze strawionych przez ogień domów przy Beaufort Avenue. – Wygląda to na eksperyment, który nie wypalił.

– Może i nie. Przynajmniej próbowaliśmy stworzyć coś pozytywnego, przełamać stare kategorie.

– Mówisz jak biegły. – Gouldowi kamień spadł z serca, cały pojaśniał. Uśmiechał się promiennie do mnie, jakbym znów stał się starym przyjacielem, i poklepywał mnie po plecach, gotów dzielić się wspomnieniami. – Teraz do mnie dotarło – jesteś z wycieczką z ministerstwa. To dlatego włożyłeś najlepszy garnitur. Kamuflaż… a ja myślałem, że się zmieniłeś.

– Zmieniłem się. – Postanowiłem być wobec niego uczciwy i powiedziałem: – To ty mnie zmieniłeś.

– To dobrze. Chciałeś się zmienić, Davidzie. Rozpaczliwie pragnąłeś zmiany.

– Masz rację. – Z nadzieją, że utrzymam jego uwagę, stanąłem między nim a słońcem. – Myślałem o tym, co mówiłeś. O twoich snach – o bombie na Heathrow, o zabójstwie w Hammersmith. To głęboko ukryte potrzeby. Na swój sposób ja też je odczuwam. Mogę ci pomóc, Richardzie.

– Naprawdę? Możesz mi pomóc?

– Porozmawiamy o wszystkim. Może należałoby wrócić do szpitala psychiatrycznego w Bedfont.

– Do szpitala psychiatrycznego? Tam nie ma szpitala od pięćdziesięciu lat… – Rozczarowany moim przejęzyczeniem, Gould zdjął mi rękę z ramienia. Przyglądał mi się z roztargnieniem jak zmęczony lekarz pogotowia stojący twarzą w twarz z potencjalnie niebezpiecznym pacjentem. Nosił ten sam wytarty garnitur, który sam sobie uprasował, tak że mogłem policzyć równoległe zmarszczki na spodniach. Mimo przyjacielskiego przywitania był już mną znudzony, zwrócił wzrok na okulistyczne diagramy na ścianach salonu.

Próbowałem uniknąć przeprosin.

– Miałem na myśli tylko szpital. Skrzydło dla dzieci.

– Bedfont? Myślisz, że tam wszystko się zaczęło? Chciałbym, żeby to była prawda… – Spostrzegł krew na ręce, którą skaleczyłem sobie w domu Kay Churchill, i powiedział: – Musisz to oczyścić. W dzisiejszych czasach jest tyle nowych rodzajów zakażeń i nie wszystkie zawdzięczamy uprzejmości indyjskich linii lotniczych. Sprawdzę, co jest w łazience.

Wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Przechadzałem się po salonie pobieżnie przeszukanym przez policję. Książki i katalogi okulisty stały krzywo na półkach, a ciężkie, kwadratowe poduszki na kanapie leżały poprzewracane jak głazy. Dotknąłem niebieskiej płóciennej torby z emblematem policji miejskiej i wyczułem coś, co przypominało części rozmontowanej wędki.

Domyśliłem się, że Gould przyczaił się w domu jakiegoś sympatyka w South Bank i wyobraziłem go sobie łowiącego ryby na kamienistej plaży, z pustym umysłem, zdolnym objąć morze. Wydawał się silniejszy fizycznie, nie był już tym bladym, unikającym kontaktu człowiekiem, który lewitował obok mnie w domu Kay. Marzenia o przemocy uspokoiły go.

Gould wślizgnął się przez drzwi sypialni.

– Umyj tę rękę, a ja się nią zajmę. Tam jest kilka ręczników i woda utleniona. Tyle tu wokół policji, że jeszcze sobie nie wiadomo co pomyślą.

Przeszedłem do zaciemnionej sypialni. Ciężkie welwetowe kotary zasłaniały okna, zaciemnienie, które pozwalało okuliście korzystać z części pokoju jako kabiny projekcyjnej. Kiedy przyzwyczaiłem się do mroku, spostrzegłem dwie kobiety siedzące po obu stronach podwójnego łóżka, plecami do siebie, jak postacie z obrazu Hoppera.

Odsłoniłem okno i jedna z kobiet wstała. W świetle poznałem Verę Blackburn. Nie miała makijażu, jakby postanowiła zdjąć z twarzy jak najwięcej rysów, wytrzeć wszelkie możliwe uczucia. Włosy związała w ścisły węzeł z tyłu głowy, który napinał skórę na jej czole i uwydatniał wystające kości policzkowe. Po raz pierwszy zobaczyłem w niej zmaltretowaną i ponurą nastolatkę, którą kiedyś była, gotową sterroryzować każdego strażnika bankowego czy kasjera, który zastąpiłby jej drogę.