Выбрать главу

– Ale ty będziesz miał wesołe popołudnie – rzucił Olsson. – Bekacz na pewno da niezłe przedstawienie.

– Nie przyszedłem tu dla rozrywki – oznajmił Martin Beck.

Rozmowę przerwało wywołanie sprawy na wokandę i uczestnicy z jednym ważnym wyjątkiem wmaszerowali na salę rozpraw, która była ponurym pomieszczeniem w głównym budynku ratusza. Miała wielkie i majestatyczne okna, co w żaden sposób nie usprawiedliwiało, lecz prawdopodobnie tłumaczyło, że od bardzo dawna nikt ich nie mył.

Sędzia, asesor i siedmiu ławników spoglądało z uroczystą powagą na salę z podwyższenia połączonego z długim pulpitem do pisania.

Mała bladoniebieska mgiełka w wypełnionej kurzem plamie słońca wskazywała na to, że ktoś z sądu zgasił właśnie papierosa.

Wprowadzono oskarżoną przez małe boczne drzwi. Towarzyszyła jej groźnie wyglądająca kobieta po pięćdziesiątce, w sukience przypominającej mundur. Oskarżona była dziewczyną z jasnymi włosami do ramion, nadąsanymi ustami i wpatrzonymi w dal brązowymi oczami. Miała na sobie długą do ziemi, haftowaną jasnozieloną sukienkę z lekkiego i cienkiego materiału, a na nogach czarne drewniaki.

Sąd usiadł. Reszta obecnych stała dalej.

Sędzia zaczął referować sprawę monotonnym głosem, po czym zwrócił się do dziewczyny po lewej stronie:

– Oskarżoną w sprawie jest Rebecka Lind. Czy pani nazywa się Rebecka Lind?

– Tak.

– Proszę oskarżoną, by mówiła głośniej.

– Tak.

Sędzia spojrzał w papiery i zapytał:

– Nie ma pani drugiego imienia?

– Nie.

– I urodziła się pani trzeciego stycznia 1956 roku?

– Tak.

– Muszę poprosić oskarżoną, by mówiła głośniej.

Powiedział to tak, jakby rytualnie należało wypowiadać takie słowa na wszystkich rozprawach. W tym przypadku miało to sens, ponieważ akustyka była wyjątkowo zła. Poza tym oskarżeni często nie byli przyzwyczajeni do wypowiadania się publicznie i do tego peszyło ich przygnębiające i nieprzyjazne środowisko, w jakim się znaleźli. Następnie sędzia oświadczył:

– Oskarżenie reprezentuje prokurator Sten Robert Olsson.

Buldożer nie zareagował, tylko zupełnie nieświadomy tego, co się dzieje, kartkował jeden ze swoich dokumentów.

– Czy prokurator Sten Robert Olsson jest obecny na sali? – zapytał sędzia głosem bez wyrazu, choć widział rzeczonego setki razy.

Buldożer podskoczył. Nie był przyzwyczajony do tego, by zwracano się do niego pełnym imieniem i nazwiskiem.

– Tak, oczywiście – odrzekł pospiesznie. – Tak, jestem obecny.

– Czy jest jakiś przedstawiciel oskarżonej?

– Oskarżona nie wyznaczyła takiej osoby – odparł Buldożer. – Oskarżoną reprezentuje adwokat Hedobald Braxén.

Zapadła cisza. Wszyscy rozglądali się dookoła. Woźny sądowy wyjrzał do poczekalni. Bekacz jeszcze się nie pokazał.

– Adwokat Braxén widocznie się spóźni – oznajmił po chwili asesor. Następnie odbył przyciszonym głosem rozmowę z przewodniczącym sądu, który stwierdził:

– Na razie możemy odczytać listę świadków. Prokurator wezwał dwoje: kasjerkę banku Kerstin Franzen i asystenta policji Kennetha Kvastmo.

Oboje potwierdzili swoją obecność.

– Obrona wezwała następujące osoby: komisarza kryminalnego Martina Becka, dyrektora banku Rumforda Bondessona i nauczycielkę gospodarstwa domowego Hedy-Marie Wiren.

Wszyscy troje zgłosili się jako obecni. Po krótkiej chwili sędzia dodał:

– Obrońca wezwał również na świadka dyrektora Waltera Petrusa, ale ten usprawiedliwił się, że nie może przyjść, a poza tym nie ma nic wspólnego ze sprawą.

Jeden z ławników zachichotał.

– Świadkowie mogą teraz opuścić salę.

I tak uczynili. Dwaj policjanci, jak zawsze w takich okolicznościach ubrani w spodnie od munduru, czarne buty i mniej lub bardziej pozbawione polotu blezery, Martin Beck, dyrektor banku, nauczycielka i kasjerka wymaszerowali z sali.

W pomieszczeniu pozostali zatem – oprócz sądu – oskarżona, strażnik z aresztu i obserwatorka.

Buldożer Olsson studiował pilnie papiery, ale tylko przez dwie minuty. Potem spojrzał z zaciekawieniem na obserwatorkę.

Była to kobieta, którą Buldożer ocenił na jakieś trzydzieści pięć lat. Siedziała na jednej z ławek z rozłożonym przed sobą blokiem do stenografowania. Wzrost miała poniżej średniego, niespełna metr sześćdziesiąt, i niezbyt długie, proste jak druty jasne włosy. Jej ubiór składał się ze spranych dżinsów i koszuli nieokreślonego koloru. Miała sandały na szerokich, opalonych stopach z prostymi paznokciami, a przez materiał koszuli odznaczały się wyraźnie duże brodawki jej płaskich piersi.

Najbardziej przyciągała uwagę jej nieco kanciasta twarz z wydatnym nosem i przenikliwym spojrzeniem niebieskich oczu, które kierowała kolejno na wszystkich obecnych, a najdłużej zatrzymywała na oskarżonej i Olssonie. W tym drugim przypadku świdrujący wzrok sprawił, że prokurator wstał, wziął szklankę wody i przeniósł się na miejsce za jej plecami. Natychmiast się odwróciła i złowiła jego spojrzenie.

Pod względem atrakcyjności nie była w jego typie, jeśli w ogóle jakiś miał, ale bardzo go zaciekawiło, kim ona jest. Z tyłu widział, że jest mocno zbudowana, choć bez śladu krągłości.

Nie wytrzymał w końcu jej spojrzenia, wyjaśnił, że ma ważną rozmowę telefoniczną, i poprosił o pozwolenie na wyjście z sali. Wyszedł żwawym krokiem, bardziej zaintrygowany niż kiedykolwiek.

Gdyby spytał Martina Becka, który stał w rogu poczekalni, może by się czegoś dowiedział.

Na przykład tego, że nie miała trzydziestu pięciu lat, tylko trzydzieści dziewięć, ukończyła socjologię i obecnie pracowała w opiece społecznej.

Martin Beck wiedział o niej bardzo dużo, ale niechętnie zdradziłby jakiekolwiek szczegóły, ponieważ większość z nich miała charakter bardzo osobisty.

Zapytany podałby może jej imię i nazwisko. Rhea Nielsen.

Buldożer zakończył rozmowę w niecałe pięć minut. Sądząc z jego gestykulacji, udzielał komuś instrukcji.

Wróciwszy na salę, przechadzał się, wzdychając. Usiadł. Przejrzał papiery. Kobieta z przenikliwym niebieskim spojrzeniem obserwowała teraz tylko oskarżoną.

Buldożer jeszcze bardziej się zaciekawił. W ciągu następnych dziesięciu minut podniósł się z miejsca sześć razy, robiąc truchtem krótkie rundki po sali. Raz wyjął olbrzymią chustkę do nosa i otarł pot z czoła. Poza tym wszyscy siedzieli spokojnie na swoich miejscach.

Dwadzieścia dwie minuty po wyznaczonym czasie otworzyły się drzwi i do środka wkroczył Bekacz. W jednej ręce trzymał zapalone cygaro, a w drugiej dokumenty. Studiował je flegmatycznie i sędzia musiał trzy razy znacząco chrząknąć, nim Braxén z roztargnieniem wręczył cygaro woźnemu, by wyniósł je z sali.

– Adwokat Braxén właśnie się pojawił – stwierdził sędzia kwaśnym tonem. – Możemy zapytać, czy zachodzą jakieś przeszkody do przeprowadzenia rozprawy?

Buldożer pokręcił głową i zaprzeczył:

– Nie, absolutnie nie. Przynajmniej z mojej strony.

Bekacz nie zareagował. Dalej przeglądał pisma dotyczące sprawy. Po chwili przesunął okulary na czoło i oświadczył:

– Dziś w drodze do ratusza uświadomiłem sobie nagle, że prokurator i ja jesteśmy starymi znajomymi. W rzeczy samej siedział na moich kolanach dokładnie dwadzieścia pięć lat temu. To było w Borås. Ojciec prokuratora był tam adwokatem, a ja pracowałem w sądzie rejonowym. W tamtych czasach wiele się spodziewałem po mojej pracy. Nie mogę jednak stwierdzić, że tamte oczekiwania się spełniły. Kiedy się widzi rozwój sądownictwa w innych krajach, nie mamy czym się chwalić. Wspominam Borås jako okropne miasto, ale prokurator był żywym i miłym chłopcem. Najlepiej jednak pamiętam Hotel Miejski czy jak się tam nazywał. Stoliki w kawiarni i zakurzone palmy. Limitowane posiłki i awantury o jedzenie, które bardzo rzadko można było dostać. A jeśli już się dostało, włosy mogły się zjeżyć jak na grzbiecie hieny. Nawet emeryt w dzisiejszym społeczeństwie nie uznałby tego za jedzenie dla ludzi. Daniem dnia była ryba i to samo jedzenie serwowano od rana do wieczora. Raz znalazłem w swojej porcji niedopałek papierosa. Ale to się zdarzyło w Enköping, jeśli głębiej się nad tym zastanowić. Czy wiedzieliście, że Enköping ma najlepszą wodę pitną w Szwecji? Niewiele osób o tym wie. Każdy, kto dorastał tu w stolicy i nie stał się alkoholikiem ani narkomanem, musi mieć niezwykle silny charakter.