Żołnierze rzucili się pędem we wskazanym kierunku. Ich eskorta stopniała do czterech żołnierzy; poszli dalej w kierunku włazu do doku niebieskiego, przy którym stali strażnicy.
— Przepuście nas — zażądał dowódca ich eskorty. — Mamy za plecami zapalną sytuację.
Strażnicy byli z Australii. Świadczyły o tym napisy i emblematy. Warta opornie otworzyła właz i przepuściła ich.
Dalej był już dok niebieski, gdzie obok Indii, Australii i Europy cumowała Norwegia. Damon idąc zaczynał odczuwać skutki szoku, jeśli nie ból z odniesionych ran. Tutaj byli sami wojskowi, wszędzie kręcili się żołnierze, wojskowe brygady w mundurach roboczych ładowały na statki skrzynie z zaopatrzeniem.
Przed nim stał otworem rękaw przejściowy Norwegii. Weszli po rampie do rękawa, minęli chłodny tunel i znaleźli się w śluzie powietrznej. Czekali tam na nich kolejni żołnierze z emblematami Norwegii.
— Talley — powiedział jeden uśmiechając się z zaskoczeniem. — Witaj w domu, Talley.
Josh rzucił się do ucieczki. Dopadli go dopiero w połowie rękawa przejściowego.
Signy podniosła wzrok od swojego biurka i przez chwilę kręciła gałką dostrojenia komunikatom starając się wyciszyć trzaski zakłóceń i słuchając meldunków swych żołnierzy z doków i z innych posterunków. Uśmiechnęła się zagadkowo do eskorty i do Talleya. Znajdował się w opłakanym stanie… nie ogolony, brudny, pokrwawiony. Szczękę miał opuchniętą.
— Nie mogłeś się doczekać, kiedy się ze mną zobaczysz? zakpiła. — Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.
— Damon Konstantin… przyprowadzili go na pokład. Jest u żołnierzy. Pomyślałem sobie, że może będzie pani chciała z nim porozmawiać.
Zdumiało ją to.
— Próbujesz napuścić mnie na niego, tak?
— On tu jest. Obaj tu jesteśmy. Niech go pani stamtąd zabierze.
Rozparła się wygodnie w fotelu i popatrzyła na Josha z zaciekawieniem.
— A więc potrafisz się wysłowić — powiedziała. — Nigdy nie byłeś zbyt rozmowny.
Tym razem nie miał nic do powiedzenia.
— Pogrzebali ci w umyśle — zauważyła — i teraz jesteś przyjacielem Konstantina, tak?
— Proszę panią — powiedział łamiącym się głosem. — Na jakiej podstawie?
— Zwyczajnej. Jest pani potrzebny. A oni go zabiją. Przypatrywała się mu spod na wpół przymkniętych powiek.
— Cieszysz się, że wróciłeś, prawda? — Zamrugała lampka żądania połączenia, które najwyraźniej nie mogło iść przez komunikator.
Włączyła fonię i nacisnęła przycisk odbioru.
— Wywiązała się bójka — usłyszała. — U McCarthy’ego.
— Di bierze w niej udział? — spytała. — Dajcie mi Di.
— Jest zajęty — usłyszała w odpowiedzi.
Skinęła ręką na strażników, żeby wyprowadzili Talleya. Zami otała inna lampka.
— Mallory! — krzyknął Josh wywlekany przez drzwi.
— Europa chce z panią rozmawiać — oznajmił komunikator. — Mazian na linii.
Wcisnęła przycisk odbioru. Talleya zabrali, żeby, miała nadzieję, zamknąć go gdzieś.
— Europa, tu Mallory.
— Co tam się dzieje?
— Mam kłopoty w dokach, sir. Za pozwoleniem, sir, Janz zgłasza się po instrukcje. — Rozłączyła się z Mazianem.
— Dostał — meldowano poprzez drugi kanał. — Kapitanie, postrzelili Di.
Zacisnęła dłoń w pięść i oderwała się od aparatu.
— Wynieście go stamtąd, wynieście go, z kim rozmawiam?
— Tu Uthup — odpowiedział żeński głos. — Człowiek z Australii strzelił do Di.
Nacisnęła inny przycisk.
— Dajcie mi Edgara. Szybko!
— Sforsowaliśmy drzwi — meldowała Uthop. — Mamy Di.
— Pogotowie ogólne dla żołnierzy Norwegii. Mamy kłopoty w dokach. Pędźcie tam!
— Tu Edger — usłyszała. — Mallory, odwołaj swoją sforę.
— Ty odwołaj swoją, Edger, bo będę do nich strzelać bez ostrzeżenia. Zastrzelili Di Janza.
— Przywołam ich do porządku — powiedział i wyłączył się. W korytarzach Norwegii rozbrzmiewał ochrypły klakson sygnału alarmowego i migotały niebieskie lampki. W miarę jak statek osiągał gotowość alarmową, w jej kabinie ożywały pulpity i ekrany.
— Wchodzimy — odezwał się głos Uthop. — Mamy go ze sobą, kapitanie.
— Dawajcie go do środka, Uthup, dawajcie go tu.
— Schodzę tam, na dół, kapitanie — to mówił Graff kierując się do doków.
Zaczęła naciskać guziki szukając kamery przekazującej obraz z zewnątrz i klnąc techników; ktoś musiał to mieć na wizji. Znalazła wreszcie — zbliżająca się grupa niosła więcej niż jedno ciało. Żołnierze Norwegii wysypali się w pośpiechu na dok i zajęli pozycje wokół przewodów startowych i wejścia do rękawa.
— Dajcie mi lekarza do komunikatora — rozkazała.
— Lekarz gotowy — usłyszała obserwując znajomą postać dołączającą do żołnierzy i przejmującą dowodzenie. Graff był już na zewnątrz. Znalazła chwilę czasu, aby odetchnąć swobodniej.
— Europa wciąż czeka — przypomniał jej komunikator.
Przełączyła się z powrotem na ten kanał.
— Kapitanie Mallory, co za wojnę tam prowadzicie?
— Jeszcze nie wiem, sir. Dowiem się, kiedy tylko zdołam ściągnąć na pokład moich żołnierzy.
— Odebraliście Australii więźniów. Dlaczego?
— Jednym z nich jest Damon Konstantin, sir. Połączę się z panem jeszcze raz, jak tylko dowiem się, co z Di Janzem. Za pozwoleniem, sir.
— Mallory.
— Tak, sir?
— Australia ma dwóch zabitych. Żądam raportu.
— Złożę go panu, kiedy dowiem się, co zaszło, sir. Na razie wysyłam żołnierzy na dok zielony, póki nie doszło tam jeszcze do kłopotów z cywilami.
— Indie wysyłają tam swoje siły. Niech pani im to zostawi, Mallory, i trzyma swoich żołnierzy z dala od tego rejonu. Wycofać ich z doków. Ściągnąć wszystkich na statek. Chcę panią jak najszybciej widzieć u siebie, słyszy pani, kapitanie?
— Z raportem, sir. Za pozwoleniem, sir.
Lampka zgasła i połączenie zostało przerwane. Rąbnęła pięścią w konsolę, odsunęła z rozmachem fotel i skierowała się do salki chirurgicznej znajdującej się w połowie korytarza odchodzącego od górnego przystanku windy głównej.
Nie było tak źle, jak się obawiała. Di znajdował się pod opieką lekarza i oddychał równomiernie, nie wykazując żadnych oznak, które świadczyłyby, że ich opuszcza. Rana klatki piersiowej, kilka poparzeń. Krwi było dużo, ale Signy widziała już gorsze przypadki. Przypadkowe trafienie w spojenie pancerza. Podeszła sztywno do drzwi, w których stała Uthup w pancerzu, upaćkana od stóp do głów krwią.
— Zabierajcie stąd swoje zafajdane tyłki — krzyknęła wypychając ich na korytarz. — Tu ma być sterylnie czysto. Kto strzelił pierwszy?
— Jakaś pijana, rozmemłana suka z Australii.
— Kapitanie.
— Kapitanie — dodała pokornie Uthup.
— Ty też oberwałaś, Uthup?
— Trochę poparzeń, kapitanie. Za pozwoleniem, zgłoszę się na opatrunek, kiedy skończę z majorem i innymi.
— Mówiłam wam, żeby nie wchodzić na ich teren.
— Usłyszeliśmy przez komunikator, że pojmali Konstantina i Talleya, kapitanie. Na służbie był sierżant i wszyscy tam byli zaprawieni, jak kupcy ze stacji. Major wszedł do środka, a oni powiedzieli, że to nie nasza działka.