4
Wyhamowywali. Australia zawracała, Pacyfik i Atlantyk zgubiły trop. Signy słuchała westchnienia ulgi, jakie rozeszło się po mostku, gdy kanały komunikatora, zamiast zwiastować katastrofę depczącą im po piętach, nadały dobre wieści. „Zachować czujność”, warknęła. „Służby remontowe, do roboty”. Mostek falował jej przed oczyma. Może to alkohol, chociaż wątpiła. W ostatnich kilku minutach wykonali wystarczająco dużo manewrów, aby wytrzeźwiała.
Norwegia była w większości nietknięta. Graff nadal, na wszelki wypadek, nie zdejmował hełmu, ale przekazał na chwilę dowodzenie Terschadowi ze zmiany przestępnodniowej, żeby zerknąć na wskazania aparatury telemetrycznej. Twarz miał mokrą od potu, zastygłą w długo utrzymującym się na niej grymasie koncentracji. Synchronizator bojowy przestał sterować przyśpieszeniem i ciężar stał się wyraźnie określony, pokrzepiająco stabilny.
Signy wstała i wsłuchując się w meldunki ze skanera dalekiego zasięgu sprawdzała swoje odruchy. Stała dosyć pewnie. Rozejrzała się dookoła. Oczy zerkające ukradkiem w jej stronę odwróciły się szybko i zajęły swoimi sprawami. Odchrząknęła i nacisnęła klawisz kanału ogólnego.
— Mówi Mallory. Wygląda na to, że Australia też na razie daje za wygraną. Wycofają się wszyscy do bazy i udzielą pomocy Mazianowi. Rozwalą Pell na kawałki. Taki był ich plan. Potem skierują się na Stację Sol i na Ziemię; i to było w tym planie. Przyniosą tam wojnę. Ale beze mnie. Tak się sprawy mają. Możecie wybierać. Możecie wybierać. Jeśli zdecydujecie się pozostać pod moimi rozkazami, odlatujemy stąd w swoją stronę, wracamy do tego, co zawsze robiliśmy. Jeśli wolicie iść za Mazianem, to jestem pewna, że wydając mu mnie, zapewnicie sobie drogę powrotu z fasonem. W tej chwili nie ma już miejsca na neutralność. Jeśli większość z was tego pragnie, idźcie do Maziana. Ale co do mnie… Nikt oprócz mnie nie będzie dowodził Norwegiq dopóty, dopóki sama nie wyrażę na to zgody.
Z komunikatora rozległ się pomruk. Wszystkie kanały były otwarte. Pomruk ten przyjął wyraźny… rytm. — Signy… Signy… Sig-ny… Sig-ny… Dotarł aż na mostek: — Sig-ny! — Załoga wstała ze swych miejsc. Rozejrzała się wokół zaciskając szczęki, zdecydowana zachować kamienny spokój. Ci ludzie byli jej ludźmi. Jej była Norwegia.
— Siadać! — krzyknęła na nich. — Myślicie, że to jakieś święto?
Groziło im niebezpieczeństwo. Australia mogła jeszcze zawrócić. Rozwijali teraz zbyt dużą szybkość, aby uzyskać rzetelne dane ze skanera, w związku z czym pozycje Atlantyku i Pacyfiku były tylko domniemane: z zamazanych komputerowych projekcji danych ze skanera dalekiego zasięgu mogło jeszcze wyniknąć wszystko, a poza tym w pobliżu znajdowały się wysłane z nosicieli rajdery.
— Przygotować się do skoku — powiedziała. — Nastawić głębokość 58. Zejdziemy na chwilę z oczu.
Ich własne rajdery znajdowały się nadal przy Pell. Przy odrobinie szczęścia mogły wymykać się dostatecznie długo. Mazian będzie zbyt zajęty, aby zawracać sobie nimi głowę. Jeśli wykażą choć trochę rozsądku, zaufają jej, przyczają się i będą siedzieć cicho wierząc, że jeśli tylko będzie mogła, wróci po nich. Zamierzała to zrobić. Musiała. Rajdery osłony były im bardzo potrzebne. Jeśli zachowały przytomność umysłu, to zorientowawszy się, że Norwegia uciekła, rozproszyły się we wszystkie strony. Jeszcze nigdy ich nie zawiodła. I Mazian to wiedział.
Przestała to roztrząsać i połączyła się z ambulatorium.
— Co z Di?
— Di czuje się świetnie — odpowiedział za siebie znajomy głos. — Daj mi wejść tam na górę.
— Nie waż się, bo zabiję. — Rozłączyła się z nim i wywołała strażnika. — Czy naszym więźniom nie popękały kości?
— Obaj cali i zdrowi.
— Dać ich tu na górę.
Opadła na poduszki fotela i rozparłszy się w nim wygodnie, obserwowała rozwój wypadków odwzorowując w pamięci ich pozycję względem płaszczyzny Układu Pell. Oddalali się z połową szybkości światła, żeby wejść bezpiecznie w skok. Zgłosiły się służby remontowe — jeden rozhermetyzowany przedział, trochę flaków Norwegii posianych w zimnej pustce kosmosu, ale żadnych szkód w sekcji załogowej… nic poważnego, nic, co umniejszyłoby ich zdolność do skoku. Ani jednej ofiary śmiertelnej. Ani jednego rannego. Odetchnęła.
Czas się zmywać. Od blisko godziny sygnały informujące o tym, co się dzieje na Pell, mkną do statków, które przekazują je dalej, aż w końcu dotrą do strefy kontrolowanej przez skanery Unii. Gdzieś tutaj zaczynał się już niezdrowy dla kibiców rejon.
Na jej pulpicie zapaliła się lampka. Obróciła się razem z fotelem i spojrzała na więźniów, którzy wchodzili właśnie na mostek drzwiami od strony rufy. Ręce mieli skute na plecach — rozsądny środek ostrożności w ciasnych przejściach mostka. Nikt nie wchodził na mostek Norwegii; nikt obcy… ci dwaj byli pierwsi. Przypadki specjalne… Josh Talley i Konstantin.
— Zawieszenie wyroku — powiedziała. — Myślę, że obaj ciekawi jesteście, co się stało.
Może się zrozumieli. Spojrzenia, jakimi ją obrzucili, pełne były złych przeczuć.
— Wystąpiliśmy z Floty. Kierujemy się na dobre w otwarty kosmos. Będzie pan żył, Konstantin.
— Nie zrobiła pani tego dla mnie.
Zachichotała.
— Raczej nie. Ale pan na tym korzysta.
— Co się stało z Pell?
— Głośniki mieliście włączone. Słyszeliście, co mówiłam. To właśnie dzieje się z Pell i Unia ma teraz wybór, prawda? Albo ratować Pell, albo ścigać Maziana, póki trop jeszcze ciepły. A my wynosimy się stąd, żeby jeszcze bardziej nie gmatwać sytuacji.
— Pomóżcie im — powiedział Konstantin. — Na miłość boską, zaczekajcie. Zaczekajcie i pomóżcie im.
Po raz drugi roześmiała się i spojrzała gorzko w przejętą twarz Konstantina.
— A jak moglibyśmy im pomóc, Konstantin? Norwegia nie zabiera na pokład uchodźców. Nie może. Wysadzić tam was? Nie zrobię tego pod nosem Maziana ani Unii. Starliby nas na proch, kiedy tylko…
Ale to było przecież wykonalne… kiedy wracając po swoje rajdery będą przechodzili koło Pell.
— Mallory — odezwał się Josh podchodząc bliżej, tak blisko, jak pozwolili mu na to strażnicy. Wzdrygnął się powstrzymany ich rękami, ale Signy dała im znak i puścili go. — Mallory… jest jeszcze jedno wyjście. Przejść na drugą stronę. Jest tu taki statek, słyszysz? Nazywa się Młot, Mogłabyś się z nim skontaktować. Mogłabyś to powstrzymać… i uzyskać amnestię.
Konstantina coś tknęło; jego oczy zwróciły się na Josha, przesunęły na nią; rodziło się w nich podejrzenie.
— On wie? — spytała Josha.
— Nie. Mallory, posłuchaj mnie. Pomyśl, do czego to teraz doprowadzi? Jak daleko i jak długo?
— Graff — powiedziała powoli. — Graff, wracamy po nasze rajdery. Utrzymuj gotowość do skoku. Kiedy Mazian opuści układ, przemkniemy się w poprzek i może wyrzucimy gdzieś po drodze tego kumpla Konstantina gdzieś, gdzie będzie mógł spróbować swoich szans z Unią; może go wyłowi jakiś frachtowiec.
Konstantin przełknął ślinę z wyraźnym trudem; usta miał zaciśnięte w cienką linię.
— Wie pan, że pański przyjaciel jest Uniowcem — powiedziała. — Jest, nie był, rozumie pan? Jest. To agent Unii. Służby specjalne. Prawdopodobnie jest w posiadaniu wielu takich informacji, które mogą nam się przydać w naszej obecnej sytuacji. Wie, jakich miejsc unikać, które z punktów przejściowych są znane przeciwnikowi…