Gwiazda za gwiazdą, gniazda za gwiazdą… w sumie było ich dziewięć — aż po Pell, która, jak się okazało, posiadała nadający się do zamieszkania świat, gdzie wreszcie natknięto się na życie.
Odkrycie to zburzyło wszystkie porozumienia i na zawsze zakłóciło równowagę Wielkiego Kręgu.
Gwiazda Pella i Świat Pella ochrzczone zostały tak od nazwiska kapitana statku, który je odkrył; planeta okazała się zamieszkana.
Upłynęło wiele czasu, nim wieść dotarła Wielkim Kręgiem na Ziemię; szybciej dowiedziały się o odkryciu pobliskie stacje gwiezdne i nie tylko naukowcy ruszyli tłumnie ku Światu Pella. Lokalne kompanie, świadome ekonomicznych konsekwencji odkrycia, rzuciły się jedna przez drugą na gwiazdę, byle tylko nie zostać w tyle; za nimi przybyły całe społeczności; dwie stacje orbitujące wokół pobliskich, mniej interesujących gwiazd stanęły w obliczu groźby wyludnienia, a nawet całkowitego porzucenia, co w końcu się stało. W gorączce rozwoju i wrzenia wywołanego budową stacji przy Pell ambitni ludzie zerkali już ku dwóm dalszym gwiazdom, leżącym za Pell, na zimno kalkulując i patrząc w przyszłość, bo oto Pell mogła stać się źródłem dóbr podobnych do ziemskich, artykułów luksusowych — potencjalnym zakłóceniem w kierunkach wymiany handlowej i zaopatrzenia.
Na Ziemi zaś, kiedy powracające frachtowce przywiozły wieść podjęto gorączkowe starania o… zignorowanie Pell. Obce życie. Kompania doznała wstrząsu; organizowano pospiesznie dyskusje na temat moralności i linii postępowania nie bacząc na fakt, że informacje dotarły z ponad dwudziestoletnim opóźnieniem jak gdyby można teraz było wpłynąć na decyzje, które tam, na Pograniczu dawno już zapadły. Sytuacja była nie do opanowania. Inne życie. Waliły się w gruzy hołubione przez człowieka wyobrażenia o realiach kosmosu. Rodziły się kwestie natury filozoficznej i religijnej, pojawiały się problemy, wobec których łatwiej było popełnić samobójstwo niż stawić im czoła. Rozkwitały nowe kulty. Ale, jak donosiły inne przybywające statki, tubylcy ze Świata Pella nie byli nadzwyczaj inteligentni ani wojowniczy, nic nie budowali i przypominali raczej niższe naczelne: porośnięci byli brązowym futrem, chodzili nago i mieli duże, wiecznie zdziwione oczy.
Ufff, odetchnął z ulgą mieszkaniec Ziemi. Antropocentryczny, geocentryczny wszechświat, w który zawsze wierzyła Ziemia, zatrząsł się w posadach, ale szybko odzyskał równowagę. Separatyści, którzy przeciwstawiali się Kompanii, w obliczu nowego zagrożenia oraz nagłego i wyraźnego załamania w wymianie towarowej, zdobywali wpływy i nowych zwolenników.
Kompania pogrążała się w chaosie. Instrukcje wędrowały długo, a tymczasem Pell, wyzwolona spod kontroli Kompanii, rosła w siłę. Przy dalszych gwiazdach nagle wyrosły nowe, nie usankcjonowane przez Kompanię Ziemską stacje, stacje, które przyjęły nazwy Mariner i Viking; one, z kolei, założyły Stację Russella i Esperance. Z czasem dotarły na miejsce instrukcje Kompanii nakazujące wyludnionym teraz bliższym stacjom podjęcie takich to a takich działań, celem ustabilizowania handlu; czysty nonsens.
Rozwinął się już nowy model wymiany towarowej. Niezbędnymi biomateriałami dysponowała Pell. Większość stacji gwiezdnych miała tam bliżej; a kompanie ze stacji gwiezdnych, które do niedawna widziały w Ziemi ukochaną Matkę, dostrzegły teraz nowe możliwości i wykorzystały je. Powstały kolejne stacje. Wielki Krąg został przerwany. Niektóre statki Kompanii Ziemskiej zrejterowały, by handlować z Nowym Pograniczem i nikt nie był w stanie ich zatrzymać. Handel istniał nadal, choć uległ modyfikacjom. Wartość towarów ziemskich spadała i w konsekwencji utrzymanie na dotychczasowym poziomie dobrobytu zawdzięczanego koloniom kosztowało Ziemię coraz więcej.
Nadszedł kolejny szok. Przedsiębiorczy kupiec odkrył nowy świat, Cyteen. Powstawały dalsze stacje — Fargone, Paradise, Wyatt — i Wielki Krąg rozszerzał się coraz bardziej.
Kompania Ziemska podjęła nową decyzję; program zwrotu kosztów, podatek od dóbr, który wyrównałby ostatnio poniesione straty. Prawili stacjom kazania o Społeczności Ludzkiej, o Długu Moralnym i długu wdzięczności.
Niektóre stacje i kupcy zapłacili podatek. Inne odmówiły, zwłaszcza te leżące za Pell i Cyteen. Kompania, utrzymywały, nie wniosła żadnego wkładu w ich powstanie i nie ma prąwa wysuwać pod ich adresem żadnych roszczeń. Ustanowiono system dokumentów tożsamości i wiz oraz powołano organa kontrolne, co wywołało niezadowolenie wśród kupców, którzy uważali, że statki są ich własnością.
Co więcej, ściągnięto z powrotem sondy; Kompania dawała tym samym do zrozumienia, że oficjalnie kładzie kres dalszemu nie kontrolowanemu rozwojowi Pogranicza. Sondy były uzbrojonymi, szybkimi statkami zwiadowczymi zapuszczającymi się śmiało w nieznane; ale teraz wykorzystywano je do innych zadań, do odwiedzania zbuntowanych stacji i nakłaniania ich do posłuszeństwa. Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że załogi sond, bohaterowie Pogranicza, występowały teraz w roli sił porządkowych Kompanii.
Kupcy żądni odwetu, frachtowce nie budowane z myślą o prowadzeniu działań wojennych, niezdolne do zwrotów pod ostrym kątem. Ale chociaż większość kupców deklarowała swą niechętną zgodę na płacenie podatku, zdarzały się jednak potyczki między występującymi w nowej roli sondami a zbuntowanymi kupcami. Buntownicy wycofali się w końcu do najdalszych kolonii, najmniej narażonych na środki przymusu stosowane przez Kompanię.
Tak rozpoczęła się wojna, której nikt nie nazywał wojną; uzbrojone sondy Kompanii przeciwko zbuntowanym kupcom, którzy obsługiwali najdalsze gwiazdy; sytuacja taka była możliwa dzięki istnieniu Stacji Cyteen i nawet Pell nie była im potrzebna.
I tak wytyczona została granica. Wielki Krąg wznowił działalność bez gwiazd położonych za Fargone, ale nie przynosił już takich zysków jak dawniej. Handel przez granicę odbywał się na dziwnych zasadach, bo płacący podatek kupcy mogli poruszać się bez żadnych ograniczeń, a rebelianci nie, pieczęcie zaś można fałszować i tak też czyniono. Wojna toczyła się ospale — od czasu do czasu parę salw oddanych do jakiegoś buntownika, który nawinął się pod celownik. Statki Kompanii nie były w stanie wskrzesić stacji położonych pomiędzy Pell a Ziemią; nie były one już zdolne do życia. Ich mieszkańcy emigrowali na Pell, na Stację Russella, na Marinera, Vikinga i jeszcze dalej.
Statki, tak samo jak stacje, budowano już na Pograniczu. Stworzono tam zaplecze technologiczne i przybywało kupców. I wtedy przyszedł s k o k — teoria, która powstała na Nowym Pograniczu, na Cyteen, i została szybko wprowadzona w życie przez budowniczych statków z Marinera po stronie kontrolowanej przez Kompanię.
I to był trzeci wielki cios wymierzony Ziemi. Stary, ograniczony szybkością światła sposób myślenia stracił aktualność. Frachtowce skokowe poruszały się teraz skrótami poprzez międzyprzestrzeń, a czas podróży z gwiazdy do gwiazdy, liczony dotąd w latach, skurczył się do miesięcy, a nawet dni. Udoskonalono technologie. Handel stał się nowym rodzajem gry i zmianie uległa strategia w ciągnącej się od dawna wojnie… stacje mogły nawiązać ściślejsze więzi.
I oto nagle, dzięki wprowadzeniu skoków, powstała organizacja rebeliantów z najdalszego Pogranicza. Jej zalążkiem stała się koalicja Fargone z jej kopalniami, wkrótce bunt rozszerzył się na Cyteen, przyłączyły się Paradise i Wyatt, a po nich inne gwiazdy i obsługujący je kupcy. Krążyły pogłoski o trwającym od lat, nie zgłaszanym, ogromnym wzroście populacji osiąganym za pomocą technologii proponowanych niegdyś po drugiej stronie granicy, na terytorium Kompanii, kiedy istniało wielkie zapotrzebowanie na ludzi, na ludzkie istnienia, które zapełniłyby bezmierną, czarną nicość, które pracowałyby i budowały. Robiła to teraz Cyteen. Organizacja, Unia, jak jej członkowie nazywali ją, rozmnażała się i rosła w postępie geometrycznym, wykorzystując działające już wcześniej laboratoria — fabryki ludzi. Unia stawała się coraz potężniejsza. W ciągu dwóch dziesięcioleci rozrosła się niebywale pod względem zajmowanego terytorium i gęstości zaludnienia, proponowała jednoznaczną, nieskomplikowaną ideologię rozwoju i kolonizacji, prostą drogę do czegoś, co było luźną rebelią. Uciszała bezwzględnie tych, którzy mieli inne zapatrywania, mobilizowała się, organizowała, coraz silniej wypierając Kompanię.