Выбрать главу

Stenogram przewijał się przez ekran dalej — od przesłuchań do chaotycznej ewakuacji między tłumami mieszkańców stacji z jednej strony a grożącymi mu żołnierzami z drugiej.

I co było dalej, co wydarzyło się podczas tej długiej podróży w charakterze więźnia na jednym ze statków Maziana… Norwegia… i Mallory.

Wyłączył ekran i siedział tak, wpatrzony w stos papierów, nie podpisanych wyroków skazujących. Po chwili zabrał się znowu do pracy. Podpisywał formularze nie czując palców.

Na pokłady statków ewakuacyjnych przy Gwieździe Russella wsiadali mężczyźni i kobiety, ludzie, którzy podobnie jak Talley, zanim się to wszystko zaczęło, mogli być zupełnie normalni. To co wysiadało z tych statków, co przebywało teraz w strefie Q… powstało z ludzi nie różniących się w niczym od nich samych.

Podpisywał po prostu wyroki na ludzi, którzy, tak jak Talley, już odeszli. Na ludzi podobnych jemu, pomyślał, którzy przekroczyli pewne granice obowiązujące w cywilizowanym świecie w miejscu, gdzie cywilizacja przestała cokolwiek znaczyć.

Flota Maziana — nawet oni, nawet tacy jak Mallory — też na pewno zaczynała inaczej.

— Nie zamierzam niczego kwestionować — powiedział mu Tom przy lunchu, podczas którego więcej pili, niż jedli.

Po posiłku udał się do małego ośrodka przystosowania w czerwonym i przeszedł do oddziału zabiegowego. Zobaczył Josha Talleya. Talley go nie widział, chociaż być może i tak nie miałoby to większego znaczenia. O tej porze Talley odpoczywał po posiłku. Taca stała jeszcze na jego stoliku i widać było, że apetyt mu dopisuje. Siedział na łóżku z dziwnie wygładzoną twarzą; znikły z niej wszystkie zmarszczki napięcia.

Angelo spojrzał na adiutanta, wziął od niego meldunek o wyjściu statku z doku i unosząc w górę brwi przebiegł wzrokiem manifest.

— Dlaczego akurat Hansford?

Adiutant przestąpił zmieszany z nogi na nogę.

— Sir?

— Dwa tuziny statków stoją bezczynnie, a zezwolenie na start dostaje Hansford? Nie wyposażony? I z jaką załogą?

— Przypuszczam, że załoga została zamustrowana z listy zaciągowej, sir.

Angelo kartkował meldunek.

— Spółka Lukasa. Kurs na Vikinga, statek bez ładunku z załogą zwerbowaną w dokach i z Dayinem Jacobym jako pasażerem? Połączcie mnie z Jonem Lukasem.

— Sir — wybąkał adiutant — statek wyszedł już z doku.

— Widzę przecież która godzina. Dajcie mi Jona Lukasa.

— Tak jest, sir.

Adiutant wyszedł. Po kilku chwilach ekran na biurku pojaśniał i pojawiła się na nim twarz Jona Lukasa. Angelo wciągnął powietrze w płuca i zmuszając się do zachowania spokoju umieścił meldunek w polu widzenia kamery.

— Poznajesz?

— Masz jakieś obiekcje?

— Co to wszystko znaczy?

— Zainwestowaliśmy trochę na Vikingu. Prowadzimy tam pewne interesy. Mamy dopuścić do tego, aby pogrążyły się w panice i bałaganie? Trzeba ich trochę uspokoić.

— Na Hansfordzie?

— Traciła nam się okazja wynajęcia statku po stawce niższej niż standardowa. Trzeba myśleć ekonomicznie, Angelo.

— I to wszystko?

— Nie bardzo wiem, o co ci chodzi.

— Polecieli z prawie pustymi ładowniami. Co to za towar chcecie zabrać z Vikinga?

— Wieziemy tyle, ile mógł zabrać Hansford w jego obecnym stanie. Tam go wyremontują; nie są tak zawaleni robotą jak my. Jeśli chcesz wiedzieć, to generalny remont był jednym z głównych warunków umowy najmu. Ładunek, jaki przewozi, pokryje koszta robocizny; w drogę powrotną zabierzemy pełny ładunek najbardziej potrzebnych nam towarów. Sądzę, że nie będziesz narzekał. Dayin jest na pokładzie; ma wszystkiego dopilnować i zająć się przeprowadzeniem pewnej transakcji w naszym biurze na Vikingu.

— Mam nadzieję, że ten pełny ładunek to nie personel Spółki Lukasa… albo inni? Nie zamierzasz chyba robić interesu na wywożeniu ludzi z Vikinga. Nie zamierzasz ewakuować stamtąd tego swojego biura.

— Ach, a więc o to ci chodzi.

— Muszę się interesować, kiedy statki wyruszają stąd w trasę bez ładunku, który by to usprawiedliwiał, z zamiarem przetransportowania tu ludzi, z którymi sobie nie poradzimy, jeśli wpadną w panikę. Mówię ci, Jon, nie możemy ryzykować prowadząc jakieś luźne rozmowy albo pozwalając jakiejś jednej spółce ewakuować swoich faworyzowanych pracowników i wszczynać panikę na innej stacji. Słyszysz, co mówię?

— Omawiałem tę sprawę z Dayinem. Zapewniam cię, że nasza misja ma charakter czysto zaopatrzeniowy. Wymiana handlowa nie może ustać, bo inaczej się zadusimy. A pierwszy Viking. Stacje, na których polegali, upadły. Niech no tylko na Vikingu wystąpią jakieś braki w zaopatrzeniu, a możemy mieć ich na głowie bez żadnego zaproszenia. Wieziemy im artykuły spożywcze i chemikalia; nic, co uszczupliłoby zapasy Pell… a ze wszystkich nadających się do użytku ładowni statku tylko dwie są całkowicie zapełnione. Czy prowadzisz takie śledztwo w stosunku do każdego startującego statku? Jeśli chcesz, mogę ci udostępnić do wglądu księgi spółki. Czuję się dotknięty. Jakiekolwiek są nasze prywatne stosunki, Angelo, sądzę, że Dayin zasłużył sobie na pochwałę wyrażając zgodę na udanie się tam w obecnej sytuacji. Nie trzeba fanfar, wcale ich nie chcemy, ale spodziewamy się czegoś innego niż bezpodstawnych zarzutów. Chcesz obejrzeć księgi, Angelo?

— Nie, dziękuję, Jon. I przepraszam. Dayin i kapitan twojego statku zdają sobie chyba sprawę z niebezpieczeństwa. Wypytuję cię tak, bo sprawdzany ma być każdy statek wybierający się w drogę. Nie czynię tego z pobudek osobistych.

— Pytaj, o co chcesz, Angelo, jeśli stosuje się to do wszystkich. Dziękuję.

— To wszystko, Jon.

Jon rozłączył się. Angelo też przerwał połączenie; siedział przez chwilę wpatrując się w meldunek. Przekartkował go jeszcze raz i w końcu, postawiony przed faktem dokonanym, złożył swój podpis zezwalający na start. Wrzucił dokument na tacę Rejestratora; wszystkie biura pracowały po godzinach. Pracował każdy. Wykorzystywali zbyt wiele osobogodzin i zbyt dużo czasu komputera na zajmowanie się strefą Q.

— Sir. — To był sekretarz Mills. — Pański syn, sir.

Nacisnął klawisz przyjęcia połączenia i podniósł zdziwiony głowę, gdy zamiast tego otworzyły się drzwi i do gabinetu wszedł Damon.

— Sam przyniosłem aktualne meldunki — zaczął od progu. Usiadł i oparł się o biurko obiema rękami. Z oczu Damona wyzierało całe jego zmęczenie. — Dziś rano wysłałem pięciu ludzi na przystosowanie.

— Pięciu ludzi to nie tragedia — powiedział znużonym głosem Angelo. — Mam przygotowany program losujący dla komputera; wybierze tych, co zostają na stacji i tych, którzy będą musieli odejść. Mam na Podspodziu kolejną nawałnicę, która znowu zalała młyn i znaleziono tam właśnie ofiary z ostatniego potopu. Mam statki rwące się do odlotu po zażegnaniu paniki. Jeden już się wymknął, dwa startują jutro. Jeśli pogłoska, jakoby Mazian wybrał sobie na schronienie Pell, jest prawdą, to co z pozostałymi stacjami? A co będzie, jeśli wpadną w panikę i skierują się tutaj na tych statkach? A skąd możemy wiedzieć, czy już nie ma tam kogoś, kto sprzedaje bilety na przejazd przerażonym ludziom? Nasze systemy podtrzymania życia nie wytrzymają większego obciążenia. Wskazał luźnym gestem na stos dokumentów. — Zamierzamy uzbroić wszystkie frachtowce, jakie mamy, stosując pewien dosyć silny przymus finansowy. — Żeby strzelać do statków z uchodźcami?