Urwał, bo przyszło mu do głowy, że to dziecko jest trochę za inteligentne jak na chłopską córkę. Wyglądało na to, że jeszcze nikt jej nie napchał głowy przesądami, a on ją karmi Poglądami Pana Shellingera na Czarną Magię. Nieładnie. Ciągnął więc bardziej rzeczowo.
— Kłopot z tymi przesądami taki, że przez nie banda dorosłych ludzi włóczy się dziś po okolicy, bo myślą, że grasuje tu wampir. Pewnie postrzelą jakiegoś biednego włóczęgę i wykończą go w okrutny sposób tylko dlatego, że nie będzie się mógł dostatecznie wytłumaczyć, co robi na polu w taką noc jak dzisiaj.
Cisza. Pewnie rozważała to, co powiedział. Shellingero-wi podobał się jej zamyślony wyraz twarzy. Zauważył, że poczuła się trochę swobodniej i siedziała bliżej niego. Zabawne, jak takie dziecko potrafi wyczuć, że nie chcesz zrobić mu krzywdy. Nawet wiejskie dziecko. Można by powiedzieć, że zwłaszcza wiejskie dziecko, bo żyje bliżej natury.
Ale wyraźnie zdobył sobie jej zaufanie, przez co i on poczuł się pewniej. Po tygodniu przebywania wśród niechętnych do rozmów nieuków, którzy tak byli nieufni, że nawet nie okazywali swej wobec niego pogardy, stracił zwykłą pewność siebie. Teraz czuł się znacznie lepiej. I w końcu znalazł temat na niezły artykuł.
Tylko musi trochę go ubarwić. Ona będzie zwykłym wiejskim dzieckiem, dużo bardziej wychudzonym i nieufnym, a wszystkie cytaty przerobi na tutejszą gwarę.
Tak, nareszcie miał to ludzkie coś tam.
Znów przysunęła się bliżej niego, już prawie dotykała jego boku. Biedny dzieciak! Ciepło jego ciała trochę rozgrzewało zmarznięte w mokrym ubranku dziecko. Żałował, że nie ma w samochodzie ogrzewania.
Droga urwała się przed ścianą z poplątanych krzaków i sękatych drzew. Zgasił silnik i zaciągnął ręczny hamulec.
— Chyba nie mieszkasz tutaj? Wygląda, jakby stopa ludzka tu od lat nie postała. — Wskazał ręką na niegościnne pustkowie.
— Ależ mieszkam tu, proszę pana — jej dźwięczny głos odezwał się tuż za uchem. — W tym domku, o tam.
— Gdzie? — Przetarł szybę i wytężył wzrok, próbując przebić ciemność. — Nie widzę żadnego domu. Gdzie on jest?
— Tam. — Pulchna rączka wskazała przed siebie. — Niedaleko.
— Nic nie widzę…
Kątem oka spostrzegł, że jej dłoń była porośnięta małymi, ciemnymi włoskami.
Trochę dziwne.
MAŁYMI CIEMNYMI WŁOSKAMI? Jej dłoń!
„Pamiętasz, jak się dziwiłeś, że ma takie ostre zęby?” — coś krzyknęło ostrzegawczo w jego mózgu. Chciał odwrócić głowę, żeby raz jeszcze spojrzeć w jej zęby. Ale nie mógł.
Bo one już wpiły mu się w gardło.