Выбрать главу

Troll, który wygłosił tamtą niezbyt zawoalowaną groźbę, popełnił kolejny błąd. Zapewne jego ręce przesunęła groza albo tępy odruch demonstracyjnej odwagi. Nikt mający w mózgu choć jeden działający neuron nie wybrałby takiej właśnie chwili, żeby unieść ręce do tego, co dla trolli było pozycją ataku.

Pięść Detrytusa rozmazała się od szybkości, a trzask jej zetknięcia z czaszką trolla sprawił, że zadygotały meble.

Vimes otworzył usta — i zamknął je znowu. Trollowy był językiem bardzo fizycznym. No a przecież trzeba szanować tradycje kulturowe, prawda? Nie tylko krasnoludom wolno je mieć. Poza tym czaszki trolla nie da się rozbić nawet młotem i dłutem. A on groził twojej rodzinie, usłyszał jeszcze Vimes głos rozsądku. Sam się prosił.

Poczuł ukłucie z rany na dłoni, a po nim uderzenie bólu głowy. Do demona… Przecież Igor mówił, że to paskudztwo zadziała…

Trafiony troll kołysał się przez sekundę czy dwie, a potem runął do przodu, sztywno i nieruchomo.

Detrytus podszedł do Vimesa, w przejściu kopnąwszy leżącego.

— Przepraszam za to, sir — powiedział, a jego dłoń brzęknęła o hełm w salucie. — Nie mają manier.

— No dobrze, wystarczy. — Vimes zwrócił się do drugiego, nagle bardzo samotnego posłańca. — Po co Chryzopraz chce mnie widzieć?

— By tego przecież nie powiedział braciom tępolom, nie? — Detrytus uśmiechnął się przerażająco.

W posłańcu nie pozostało już ani śladu zawadiactwa.

— Żeśmy tylko wiedzieli, że idzie o zabicie tego horuga — wymamrotał, szukając ucieczki w zgryźliwości.

Na dźwięk tego słowa oczy wszystkich patrzących krasnoludów zmrużyły się trochę bardziej — to było bardzo niedobre słowo.

— Oj chłopie, oj chłopie, oj… — Detrytus się zawahał.

— …chłopie — rzucił Vimes samym kącikiem ust.

— …chłopie — dokończył tryumfalnie Detrytus. — Znajdujesz sobie przyjaciół jak nie wiem co…

— Gdzie to spotkanie? — spytał Vimes.

— W składzie przyszłej wieprzowiny — odparł troll. — Ty masz przyjść sam… — Urwał, gdy dotarła do niego świadomość własnej sytuacji. — Jeśli można prosić — dokończył.

— Idź i powiedz swojemu szefowi, że może zechcę się przespacerować w tamtej okolicy — rzekł Vimes. — A teraz wynoś się. Wypuśćcie go, sierżancie.

— I zabierz swoje śmieci! — ryknął Detrytus.

Zatrzasnął drzwi za trollem zgiętym pod ciężarem nieprzytomnego towarzysza.

— No dobra — rzucił Vimes, kiedy napięcie opadło. — Słyszeliście tego trolla. Zatroskany obywatel chce pomóc straży. Pójdę sprawdzić, co takiego…

Zauważył pierwszą stronę rozłożonego na biurku „Pulsu”. Niech to demony, pomyślał ze znużeniem. No to mamy… W takiej chwili! Funkcjonariusz troll trzyma krasnoluda, który nogami nie sięga ziemi…

— Dobry obrazek Detrytusa, sir — zauważyła nerwowo sierżant Tyłeczek.

— „Długie ramię prawa” — przeczytał głośno Vimes. — To niby ma być zabawne?

— Pewnie jest dla tych, którzy piszą tytuły — stwierdziła Cudo.

— „Combergniot zamordowany. Straż prowadzi śledztwo”. — Podniósł azetę. — Skąd oni to biorą? Kto im mówi? Niedługo będę musiał przeczytać „Puls”, żeby się dowiedzieć, co tego dnia zrobię…

Rzucił azetę na biurko.

— Coś ważnego, o czym powinienem teraz wiedzieć? — zapytał.

— Sierżant Colon melduje, że dokonano kradzieży w Królewskim… — zaczęła Cudo, ale Vimes machnął tylko ręką.

— Chodziło mi o coś poważniejszego niż kradzieże.

— Ehm… Jeszcze dwóch funkcjonariuszy zrezygnowało od czasu, kiedy przesłałam panu notatkę, sir — oznajmiła Cudo. — Kapral Ringfunder i funkcjonariusz Łupek na Flaku. Obaj mówią, że to, no… z powodów osobistych, sir.

— Łupek był dobrym strażnikiem… — zahuczał Detrytus i pokręcił głową.

— Wygląda na to, że postanowił być raczej dobrym trollem — mruknął Vimes.

Wyczuł za sobą poruszenie — nadal miał słuchaczy. Cóż, pora na przemówienie.

— Wiem, jak trudno jest teraz funkcjonariuszom krasnoludom i trollom — powiedział, zwracając się do wszystkich obecnych. — Wiem, że przyłożenie pałką komuś ze swojej rasy, bo próbuje kopnąć was w rozkrok, może budzić uczucie, że pomagacie nieprzyjaciołom. Dla ludzi to też nie jest zabawne, ale dla was gorsze. Odznaka wydaje się trochę ciężka, co? Widzicie, jak wasi patrzą na was i zastanawiają się, po czyjej stronie stoicie. Prawda? No więc stoicie po stronie ludzi, czyli tam, gdzie powinno być prawo. I mam na myśli wszystkich ludzi, którzy stoją tam za motłochem, którzy są wystraszeni, nie rozumieją, co się dzieje, i boją się wychodzić po zmroku. Zabawne, ale ci idioci, którzy stoją przed wami i zmuszają do samoobrony, też są ludźmi. Jednak wyraźnie o tym nie pamiętają, więc cóż, wyświadczycie im przysługę, kiedy trochę ich ostudzicie. Pamiętajcie o tym i trzymajcie się razem. Myślicie, że lepiej byłoby zostać w domu i dopilnować, żeby nic się nie stało waszej mamie? Ale co poradzicie przeciwko motłochowi? Razem możemy nie dopuścić, by sprawy zaszły tak daleko. Sytuacja sama się uspokoi. Wiem, że jesteście zmęczeni, ale w tej chwili potrzebuję każdego, a w zamian dostaniecie dżem jutro i darmowe piwo na dodatek. Może nawet na chwilę stracę wzrok przy podpisywaniu kwitów z nadgodzin. Jasne? Ale chcę, żebyście wszyscy, kimkolwiek jesteście, wiedzieli jedno: nie mam cierpliwości dla idiotów, którzy wloką dawne urazy przez pięćset mil i tysiąc lat. Jesteśmy w Ankh-Morpork! To nie jest dolina Koom. Wiecie, że czeka nas ciężka noc. Ja będę na służbie. Jeśli wy także, chcę mieć pewność, że mogę na was polegać, kiedy będziecie pilnować moich pleców, a ja waszych. Jeśli nie, to nie chcę was widzieć przy sobie. Jakieś pytania?

Zapadła krępująca cisza, jak zwykle w takich sytuacjach. Po chwili podniosła się ręka. Należała do krasnoluda.

— Czy to prawda, że troll zabił graga? — Wśród strażników rozległ się gwar, a krasnolud dokończył, już nie tak nieśmiało: — No przecież sam prosił.

— Kapitan Marchewa prowadzi śledztwo — odparł Vimes. — W tej chwili jeszcze błądzimy w ciemności. Ale jeśli rzeczywiście miało miejsce zabójstwo, to niezależnie od tego, jakiego morderca jest rozmiaru i kształtu, kim jest i gdzie może się ukrywać, dopilnuję, żeby dosięgła go sprawiedliwość. Macie na to moją osobistą gwarancję. Wystarczy?

Ogólna zmiana atmosfery powiedziała mu, że tak.

— Teraz idźcie i bądźcie glinami — rzekł.

Sala opustoszała. Pozostali tylko ci, którzy nadal męczyli się z trudnym problemem, gdzie należy postawić przecinek.

— Mogę coś powiedzieć, sir? — Detrytus podszedł bliżej.

Vimes patrzył na niego i myślał: Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, byłeś przykuty łańcuchem do ściany, jak pies podwórzowy, i niewiele się odzywałeś poza stęknięciami. Rzeczywiście, lampart może się pozbyć swoich cętek.

— Tak, oczywiście.

— Nie mówi pan poważnie, co? Nie chce pan naprawdę biegać za takim koprolitem jak Chryzopraz, sir, prawda?

— A co najgorszego może mi zrobić?

— Urwać panu głowę, sir, przemielić, a z kości ugotować zupę — odpowiedział troll. — A gdyby pan był trollem, to jeszcze kazałby wybić panu zęby i zrobił sobie z nich spinki.

— Tylko czemu miałby to robić właśnie teraz? Myślisz, że chce z nami wojny? To nie w jego stylu. Zresztą raczej nie umawiałby się ze mną na zabójstwo, prawda? Chce ze mną porozmawiać. To musi mieć jakiś związek ze sprawą. Może coś wiedzieć. Nie ośmielę się nie iść. Ale chcę mieć cię ze sobą. Dobierz oddział, co?