Выбрать главу

— Tak, sierżancie?

— Wiesz, Nobby, że zawsze interesowałem się twoją moralnością, jako że nie masz taty, który by cię pokierował na właściwą ścieżkę…

— To fakt, sierżancie. Błądziłbym bez końca, gdyby nie pan — zapewnił szlachetnie Nobby.

— No i wiesz, opowiadałeś mi o tej dziewczynie, z którą wychodzisz, zaraz, jak jej było…

— Płova, sierżancie.

— Trafiłeś tego… króliczka. Mówiłeś, że pracuje w klubie, tak?

— Zgadza się. To jakiś problem, sierżancie? — zapytał nerwowo Nobby.

— Nie jako taki. Ale kiedy miałeś dzień wolny, Nobby, mnie i funkcjonariusza Jolsona wezwali do Klubu Różowego Kociaka. Wiesz? Są tam tańce na drągu, tańce na stołach i tego rodzaju rzeczy. Znasz panią Spudding, co mieszka na Nowej Szewskiej?

— Stara pani Spudding z drewnianymi zębami, sierżancie?

— Ta sama, Nobby — potwierdził autorytatywnie Colon. — Ona tam sprząta. I kiedy przyszła o ósmej rano, jak już nikogo nie było, to wiesz, Nobby, nie chciałbym o tym mówić, ale chyba wpadło jej do głowy, żeby zakręcić się na drągu…

Milczeli przez chwilę, gdy Nobby wyświetlił ten obraz w kinie swojej wyobraźni i pospiesznie odesłał dużą jego część na podłogę pokoju montażowego.

— Przecież ona ma chyba z siedemdziesiąt pięć lat, sierżancie! — rzekł, z przerażoną fascynacją wpatrując się w pustkę.

— Dziewczyna może przecież marzyć, Nobby, może marzyć. Jasne, zapomniała, że nie jest już taka giętka jak za dawnych lat, a jeszcze stopa się jej zaplątała w długie reformy, no i kobita wpadła w panikę, kiedy sukienka opadła jej na głowę. Marnie z nią było, gdy wreszcie przyszedł kierownik, bo przez trzy godziny wisiała głową w dół, a jej sztuczne zęby wypadły na podłogę. Nie chciała też puścić tego drąga. Niezbyt piękny widok… Mam nadzieję, że nie muszę ci go dokładnie opisywać. W końcu Cennik Jolson musiał wyrwać ten drąg od góry i od dołu, dopiero wtedy ją zsunęliśmy. Miała mięśnie jak troll, słowo daję, Nobby. A potem, kiedy próbowaliśmy ją na zapleczu doprowadzić do przytomności, zjawia się taka młoda dama ubrana w dwa cekiny i sznurówkę, i mówi, że jest twoją przyjaciółką! Nie wiedziałem, gdzie oczy podziać!

— Nigdzie nie powinien ich pan podziewać, sierżancie. Powinny być przy panu, bo ochroniarze mogą pana wyrzucić.

— Nie mówiłeś mi, że ona tańczy na drągu, Nobby! — jęknął Fred.

— Niech pan nie mówi w ten sposób, sierżancie! — Nobby wydawał się trochę urażony. — To nowe czasy. A Płova ma klasę, nie ma co. Przynosi nawet własny drąg. Żadnych kantów.

— Ale przecież… znaczy… Pokazuje swoje ciało w sposób lubieżny, Nobby! Tańczy tam bez niczego na górze i prawie niczego na dole! Czy to odpowiednie zachowanie?

Nobby przyjrzał się temu głębokiemu, metafizycznemu problemowi pod wieloma kątami.

— No… tak? — spróbował.

— A poza tym myślałem, że ciągle chodzisz z Verity Pushpram. Całkiem miły ma ten straganik z owocami morza — stwierdził Colon, jakby usiłował kolegę przekonać.

— Och, Młot to miła dziewczyna, jeśli człowiek trafi na jej dobry dzień, sierżancie — zgodził się Nobby.

— Znaczy taki dzień, kiedy nie mówi ci, żebyś spadał, i nie goni cię po ulicy, ciskając krabami?

— Właśnie taki, sierżancie. Ale dobry czy zły, nie może się pozbyć zapachu ryby. I oczy ma za daleko od siebie. Chodzi o to, że trudno się spotykać z dziewczyną, która pana nie widzi, jeśli stanie pan przed nią…

— Ta twoja Płova też cię raczej z bliska nie zobaczy! — wybuchnął Colon. — Ma prawie sześć stóp wzrostu i łono jak… No, to duża dziewczyna, Nobby.

Czuł się zagubiony. Nobby Nobbs i tancerka z wielkimi włosami, wielkim uśmiechem i… i ogólnie wielkim wszystkim? No spójrzmy na ten wizerunek, a potem na ten… Człowiekowi głowa zaczyna dymić, naprawdę…

Brnął dalej.

— Powiedziała mi, Nobby, że była Miss Maja na rozkładówce „Panienek, Ploteczek i Podwiązek”. No więc…

— Ale o co panu chodzi, sierżancie? A tak w ogóle to nie była tylko Miss Maja, ale też pierwszego tygodnia czerwca — zauważył Nobby. — Tylko w ten sposób znaleźli dość miejsca.

— Eee, no więc chciałem, żebyś się zastanowił… — Fred się zająknął. — Czy dziewczyna, która za pieniądze pokazuje swoje ciało, będzie odpowiednią żoną dla gliny? Odpowiedz sobie na to.

Po raz drugi w ciągu pięciu minut to, co uchodziło za twarz Nobby’ego, zmarszczyło się w zamyśleniu.

— To jakieś podchwytliwe pytanie, sierżancie? — odezwał się w końcu. — Bo wiem z całą pewnością, że Haddock ma jej obrazek przypięty w swojej szafce i kiedy ją otwiera, mówi: „No popatrzcie na…”.

— A w ogóle to jak ją poznałeś? — przerwał mu szybko Colon.

— Co? No, nasze oczy się spotkały, kiedy wsuwałem jej weksel za podwiązkę, sierżancie — odparł rozpromieniony Nobby.

— I… nie oberwała akurat czymś po głowie albo co?

— Nie wydaje mi się, sierżancie.

— Nie jest… chora, jakby? — Fred Colon usiłował zbadać każdą możliwość.

— Nie, sierżancie!

— Jesteś pewien?

— Ona mówi, że może jesteśmy dwiema połówkami tej samej duszy, sierżancie — oświadczył Nobby rozmarzony.

Colon znieruchomiał ze stopą uniesioną nad chodnikiem. Wpatrywał się w pustkę i bezgłośnie poruszał wargami.

— Sierżancie… — odezwał się niespokojnie Nobby.

— Tak… no tak — mruczał Colon, praktycznie do siebie. — Tak, to możliwe. Pewnie, nie to samo w obu połówkach, raczej jakby… przesiane…

Stopa opadła.

— Do mnie!

Było to raczej beczenie niż krzyk, a dobiegło z drzwi Królewskiego Muzeum Sztuki. Wysoki, chudy człowiek machał na strażników, którzy zbliżyli się spokojnie.

— Słucham, sir? — zapytał Colon, unosząc dłoń do hełmu.

— Mieliśmy thu włamhanie, panie sthrażniku!

— Włam chamie? — oburzył się Nobby.

— Och, drogi panie… — Colon ostrzegawczo położył dłoń na ramieniu kaprala. — Coś zginęło?

— Thak. Myślę, że hwłaśnie dlathego tho włamhanie, wie pan.

Człowiek przypominał zatroskanego kurczaka, ale Fred Colon był pod wrażeniem. Ledwie potrafił go zrozumieć, taki był elegancki. Używał nie tyle mowy, ile raczej modulowanego ziewania.

— Jestem sir Reynold Szyty, kustosz działu Sztuk Pięknych, i szedłem sobie Głóhwną Galherią i… o bogowie, ukradli Rascala!

Spojrzał na dwie otępiałe twarze.

— Methodia Rascal — podpowiedział. — „Bitwa w dolinie Koom”. Bezcenne dzieło szthuki!

Colon podciągnął pas.

— Aha — rzekł. — Poważna sprawa. Lepiej się mu przyjrzymy. Eee… to znaczy miejscu, gdzie był umieszczony.

— Thak, thak, oczyhwiście — mamrotał sir Reynold. — Proszę thędy. Jak rozumiem, hwspółczesna sthraż wiele pothrafi się dohwiedzieć z samych oględzin miejsca, gdzie znajdohwał się obiekt, prawda?

— Na przykład że zniknął? — domyślił się Nobby. — O thak. W tym jesteśmy dobrzy.

— Ehm… No thak — rzekł sir Reynold. — Proszę thędy.

Strażnicy szli za nim. Oczywiście, byli już w muzeum. Jak większość obywateli w dni, kiedy nie pojawiało się nic ciekawszego. Pod rządami lorda Vetinariego muzeum prezentowało mniej wystaw sztuki nowoczesnej, gdyż jego lordowska mość żywił Opinie, ale powolny spacer między zakurzonymi gobelinami oraz pożółkłymi obrazami był miłym sposobem spędzenia popołudnia. No i zawsze przyjemnie jest popatrzyć na portrety dużych różowych kobiet bez żadnego ubrania.