Nobby wyraźnie czegoś nie rozumiał.
— O co tu chodzi, sierżancie? — szepnął. — To brzmiało, jakby on cały czas ziewał. Co to jest gal heria?
— Galeria, Nobby. To takie mówienie najwyższej klasy.
— Prawie go nie rozumiem!
— Tym właśnie pokazuje wysoką klasę, Nobby. Nie na wiele by się przydała, gdyby tacy jak ty potrafili wszystko zrozumieć, prawda?
— Słuszna uwaga, sierżancie — przyznał Nobby. — O tym nie pomyślałem.
— Wykrył pan kradzież dziś rano, sir? — zapytał Nobby, gdy szli za kustoszem przez galerię zastawioną drabinami i zasłoniętą pokrowcami.
— Thak, w isthocie!
— Więc kradzież nastąpiła w nocy?
Sir Reynold się zawahał.
— Ehm… niekońhecznie, niesthety. Osthatnio odnahwialiśmy Główną Galherię. Obraz był zbyt hwielki, by go przenieść, nathuralnie, więc przez osthatni miesiąc był przykryty grubymi zasłonami. A kiedy zdjęliśmy je dzisiaj rano, zosthała tylko rama! Spójrzcie!
Rascal zajmował — w przeszłości, bo już nie teraz, oczywiście — ramę wysokości około dziesięciu i szerokości pięćdziesięciu stóp, która to rama sama była niemal dziełem sztuki. Wciąż tam stała, ukazując w sobie jedynie nierówny i zakurzony tynk.
— Myślę, że ma go theraz jakiś bogaty prywatny kolekcjoner — jęczał sir Reynold. — Ale jak zdoła to zachować w thajemnicy? To płótno należy do najbardziej znanych obrazów na śhwiecie! Każdy cyhwilizowany człohwiek od razu się zorientuje!
— A jak wyglądał? — spytał Fred Colon.
Sir Reynold dokonał ostrej redukcji założeń, co było normalną reakcją na konwersację z przedstawicielami Chluby Ankh-Morpork.
— Zapehwne uda mi się znaleźć kopię, ale oryginał ma pięćdziesiąt sthóp długości. Nigdy pan go nie hwidział?
— No, niby pamiętam, że mi go pokazywali, jak byłem całkiem mały, ale po prawdzie to był za długi. Nie można go tak naprawdę zobaczyć. Znaczy, jak już człowiek dojdzie do końca, to zapomina, co było wcześniej, tak jakby.
— Niesthety, sierżancie, z bólem przyznaję, że to prahwda. A co rzeczyhwiście irythujące, to że cały remont służył themu, by zbudohwać specjalną okrągłą salę i umieścić tham Rascala. Jego ideą, jak hwiecie, było, aby patrzący sthał się całkohwicie otoczony przez mural i czuł się thak, jakby sthał w samym centhrum akcji, że thak pohwiem. Znalazłby się w dolinie Koom… Nazywał to sztuką panoskopiczną. Mówcie co chcecie o bieżącym hwzroście zaintheresohwania, ale dodathkowi goście umożlihwiliby hwystawienie obrazu thak, jak sądzimy, że chciałby go hwystawić. A tu coś thakiego!
— Jeśli chcieliście go przenieść, sir, to czemu nie zdjęliście go i nie wsadziliście gdzieś elegancko i bezpiecznie?
— Znaczy, żeby go zhwinąć? — Sir Reynold był wstrząśnięty. — Tho by spohwodowało sthraszne szkody! Och, zgroza! Nie, na przyszły thydzień planohwaliśmy bardzo ostrożną operację, hwykonywaną z najhwyższą osthrożnością. — Zadrżał. — Kiedy pomyślę, że kthoś zhwyczajnie hwyrżnął obraz z ramy, słabo mi się robi…
— Hej, to musi być ślad, sierżancie! — zawołał Nobby, który wrócił do swych zwykłych działań, polegających na włóczeniu się dookoła i szturchaniu różnych rzeczy w celu sprawdzenia, czy są wartościowe. — Proszę spojrzeć, ktoś wywalił tu stos cuchnących starych śmieci!
Stał przy cokole, na którym rzeczywiście ktoś chyba złożył stos łachmanów.
— Proszę thego nie dothykać! — Sir Reynold podbiegł nerwowo. — To „Nie mów mi o poniedziałku”! Najbardziej konthrohwersyjna praca Daniellariny Pouter! Niczego pan thu nie ruszał, prahwda? Dzieło jest dosłohwnie bezcenne, a ona ma osthry język!
— To tylko stare szmaty! — zaprotestował Nobby, cofając się niespokojnie.
— Szthuka jest czymś hwięcej niż zaledhwie sumą shwych mechanicznych składników, kapralu — upomniał go kustosz. — Przecież nie pohwie pan, że „Trzy duże różowe kobiety i jeden kawałek tiulu” Caravatiego to tylko, ehm, „kupa stharej farby”…
— No a co z tym? — Nobby wskazał sąsiedni postument. — To tylko wielki pal z wbitym w niego gwoździem! To też ma być sztuka?
— „Wolność”? Gdyby thrafiła na rynek, prahwdopodobnie uzyskałaby cenę trzydziestu thysięcy dolarów — stwierdził sir Reynold.
— Za kawałek drewna z wbitym gwoździem? — zdumiał się Fred Colon. — Kto zrobił takie coś?
— Po obejrzeniu „Nie mów mi o poniedziałku” lord Vetinari łaskahwie nakazał przybić panią Pouther za ucho do pala. Jednakże pod hwieczór zdołała się uhwolnić.
— Założę się, że była wściekła — uznał Nobby.
— Nie, kiedy już zdobyła za tho kilka nagród. O ile hwiem, planuje przybijać się theż do innych przedmiotów. To może być bardzo interesująca hwystawa.
— W takim razie coś szanownemu panu doradzę — powiedział usłużnie Nobby. — Może zostawi pan tę ramę na miejscu i da jej nową nazwę, na przykład „Kradzież sztuki”?
— Nie — odparł chłodno sir Reynold. — Tho by było niemądre.
Kręcąc głową nad szaleństwami współczesnego świata, Fred Colon podszedł wprost do ściany, tak okrutnie, czy też okruthnie pozbahwionej swej zasłony. Nie myślał zbyt szybko, ale pewna sprawa wydała mu się dziwna: jeśli ktoś miał na zwinięcie obrazu cały miesiąc, to czemu spaprał robotę? Fred miał policyjny pogląd na ludzkość — taki, który w pewnych istotnych punktach różnił się od poglądu kustosza. Nigdy nie mówił, że ludzie czegoś by nie zrobili, niezależnie od tego, jak dziwne by się to wydawało. Prawdopodobnie istnieli jacyś obłąkani i bogaci ludzie, którzy kupiliby obraz, nawet jeśli potem mogliby go oglądać jedynie w odosobnieniu własnej rezydencji. Ludzie tacy bywają. Świadomość, że to ich wielka tajemnica, budziła w nich pewnie ten cudowny dreszczyk…
Ale złodzieje wycięli obraz tak, jakby się wcale nie przejmowali możliwością sprzedaży. Pozostało kilka trójkątnych strzępów wzdłuż… Zaraz…
Fred się cofnął. Wskazówka. Była tam, tuż przed nim… Poczuł ten cudowny dreszczyk.
— Ten obraz — oznajmił. — Ten obraz… znaczy: ten obraz, którego tu nie ma, oczywiście, został ukradziony przez… trolla.
— Hwielkie nieba, skąd pan tho hwie? — zdumiał się sir Reynold.
— Cieszę się, że pan o to pyta, sir — odparł Fred Colon, który rzeczywiście się ucieszył. — Wydetektowałem, rozumie pan, że góra tego okrągłego murielu została ucięta bardzo blisko ramy. — Wskazał palcem. — Otóż troll bez trudu sięgnie tam nożem, prawda, i utnie wzdłuż brzegu ramy na górze i jeszcze trochę w dół po obu stronach. Ale troll nie umie się dobrze schylać, więc kiedy przyszło mu ciąć u dołu, prawda, trochę popsuł robotę i zostawił poszarpany brzeg. No i w końcu tylko troll mógłby ten obraz wynieść. Znaczy, nawet dywan na schodach jest ciężki, a zwinięty muriel byłby jeszcze o wiele cięższy. — Rozpromienił się.
— Brahwo, sierżancie — powiedział z uznaniem kustosz.
— Nieźle pomyślane, Fred — pochwalił Nobby.
— Dziękuję wam, kapralu — odparł łaskawie Colon.
— Albo mogło to być dwóch krasnoludów z drabiną — ciągnął uprzejmie Nobby. — Ci od remontu zostawili tu parę. Wszędzie stoją.
Fred Colon westchnął.