— Zdawało mi się, że podczas odprawy przed misją szef CesBezu czepiał się twoich rachunków.
— Illyan musi się tłumaczyć, dlaczego co roku z jego budżetu znika suma wystarczająca do sfinansowania prywatnej armii, a nie może przyznać się, że taka armia w ogóle istnieje. Niektórzy księgowi cesarstwa oskarżają go o marnotrawstwo, co bardzo go… cii.
Unieruchomiwszy statek, dendariański pilot wahadłowca wyszedł schylony do korytarza i zaryglował właz. Skinął Milesowi głową.
— Kiedy czekałem na pana w porcie Beauchene, admirale, słyszałem w lokalnym kanale informacyjnym mało ważną wiadomość, która może pana zainteresować. Mało ważną tu, na Escobarze. — Człowiek kołysał się lekko na palcach.
— Słucham, sierżancie LaJoie. — Miles uniósł brwi z zaciekawieniem.
— Cetagandanie właśnie ogłosili, że wycofują się z Marilaku. Jak oni to określili… „Ze względu na ogromne postępy w sojuszu kulturalnym, przekazujemy nadzór nad porządkiem publicznym miejscowym władzom”.
Uradowany Miles zacisnął pięści.
— Innymi słowy porzucają swój marionetkowy rząd! Ha! — Przeskakiwał z nogi na nogę, klepiąc Quinn po plecach. — Słyszysz, Elli? Wygraliśmy! To znaczy oni wygrali, Marilakanie. — Nasza ofiara została odkupiona…
Udało mu się opanować ucisk w gardle, zanim zdążył uderzyć w płacz czy zrobić coś równie głupiego.
— Zrób coś dla mnie, Lajoie. Przekaż wiadomość flocie. Powiedz im ode mnie: chłopcy, robicie dobrą robotę. Zgoda?
— Tak jest. Z przyjemnością. — Pilot zasalutował z wesołą miną i pomaszerował korytarzem.
Twarz Milesa rozpromieniła się w radosnym uśmiechu.
— Widzisz, Elli? Simon Illyan kupił właśnie coś, na co warto było wydać tysiąc razy więcej. Gigantyczna inwazja planetarna Cetagandy — najpierw straciła impet — potem utknęła w miejscu — i wreszcie poniosła sromotną klęskę! Ja tego dokonałem — dodał głośnym od emocji szeptem. — To dzięki mnie.
Quinn także się uśmiechała, lecz jej piękna brew uniosła się z ironią.
— Ślicznie, ale jeżeli dobrze zrozumiałam prawdziwe intencje twojego CesBezu, Cesarstwo Barrayaru chciało uwikłać cetagandańską armię w wojnę partyzancką na Marilaku. Na długi czas. Aby odciągnąć uwagę Cetagandan od barrayarskich granic i punktów skokowych.
— Nie dostałem tego na piśmie. — Miles obnażył zęby niczym wilk. — Simon powiedział tylko: „Pomóż Marilakanom, kiedy nadarzy się okazja”. Taki rozkaz mnie obowiązywał, ani słowa więcej.
— Ale doskonale wiedziałeś, czego naprawdę chciał.
— Cztery lata krwawej wojny to chyba dość. Nie zdradziłem Barrayaru. Ani ja, ani nikt inny.
— Doprawdy? Jeżeli więc Illyan jest bardziej makiawelicznym typem niż ty, jak to się stało, że zwyciężyła twoja wersja? Pewnego dnia, Miles, zabraknie ci włosów, żeby je dzielić na czworo. I co wtedy poczniesz?
Uśmiechnął się tylko, kręcąc w odpowiedzi głową.
Uszczęśliwiony wieściami z Marilaku, miał wrażenie, że idąc do swojej kabiny na pokładzie „Triumpha”, niemal się unosi jak w stanie nieważkości. Rozejrzawszy się dyskretnie, aby sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi korytarzem, objął i pocałował Quinn. Po gorącym i namiętnym pocałunku, który miał im wystarczyć na dość długo, Quinn poszła do siebie, a Miles wśliznął się do kabiny i westchnął, jak gdyby naśladując odgłos zasuwających się drzwi. Wreszcie w domu.
Rzucając torbę na łóżko i zmierzając prosto pod prysznic, zdał sobie sprawę, że to istotnie dom dla połowy jego osobowości. Dziesięć lat temu w pewnym krytycznym momencie lord Vorkosigan wymyślił na poczekaniu admirała Naismitha — swe alter ego — a potem dzięki brawurowej akcji objął na pewien czas dowództwo floty przemianowanej naprędce na Najemników Dendarii. Cesarska Służba Bezpieczeństwa Barrayaru doszła do wniosku, że taka przykrywka może się przydać… Nie, tę zasługę powinien przypisać sobie. To on przekonywał, intrygował, dowodził i w końcu zmusił CesBez, by znalazł flocie jakieś przeznaczenie. Uważaj, kogo udajesz. Możesz stać się nim naprawdę.
Kiedy właściwie admirał Naismith przestał być fikcyjną postacią i zaczął istnieć jako odrębna osoba? Naturalnie działo się to stopniowo, ale chyba od chwili rezygnacji jego nauczyciela-najemnika, komodora Tunga. A może przebiegły Tung domyślił się jeszcze przed Milesem, że jego rola we wspieraniu Milesa na tak wysokim stanowisku — bądź co bądź Miles był bardzo młody — jest już zakończona. W pamięci Milesa zaczęły się przesuwać po kolei kolorowe obrazy holowizyjne szczegółowej organizacji Wolnej Najemnej Floty Dendarii. Ludzie — sprzęt — administracja — logistyka — znał każdy statek, każdego żołnierza, każdy wahadłowiec i każdą sztukę broni. Wiedział, jak wszystko powinno do siebie pasować, co trzeba zrobić po pierwsze, co po drugie, trzecie, dwudzieste, aby z precyzyjnie obliczoną siła uderzyć w konkretny cel uzasadniony z taktycznego punktu widzenia. Doszedł do tego, że patrząc na statek taki jak „Triumph”, potrafił oczyma wyobraźni zobaczyć wszystko, co kryło się za każdą ścianą; każdy detal konstrukcyjny, każdy atut i słaby punkt; patrząc na oddział komandosów lub na komandorów i dowódców statków siedzących wokół stołu konferencyjnego, wiedział, co każdy z nich powie czy zrobi, zanim zdążyli o tym pomyśleć. Jestem górą. Wreszcie jestem górą. Dzięki temu zbrojnemu ramieniu mogę poruszać całe światy. Przełączył prysznic na suszenie i skierował na siebie strumień gorącego powietrza. Wychodząc z łazienki, wciąż chichotał pod nosem. Uwielbiam to.
Jednak wkrótce śmiech zamarł mu na ustach, ponieważ gdy otworzył szafkę ze swoimi mundurami, ujrzał puste wnętrze. Czyżby ordynans zabrał wszystko do czyszczenia albo naprawy? Jeszcze większe zdumienie ogarnęło go, kiedy zajrzał do innych szuflad i znalazł jedynie resztki przeróżnych cywilnych ubrań, które wkładał, zmieniając kolejny raz tożsamość i grając szpiega Dendarian. I trochę gorszej bielizny. To miał być jakiś kawał? Jeśli tak, to rzeczywiście się udał. Nagi i rozeźlony otworzył szafkę, w której trzymał broń. Pusto. To odkrycie było prawdziwym szokiem. Może ktoś ją zabrał do techników, żeby jeszcze raz skalibrować albo dodać jakieś programy taktyczne czy coś w tym rodzaju. Ale ordynans powinien już jednak dawno odnieść broń na miejsce. A gdybym nagle jej potrzebował?
Nie miał czasu. Zaraz zbiorą się jego ludzie. Kiedyś Quinn powiedziała, że Miles może paradować nago, wzbudzając tylko w pozostałych przekonanie, że są za bardzo ubrani. Przez chwilę kusiło go, by wypróbować jej teorię, lecz odsunąwszy od siebie tę upiorną wizję, włożył koszulę, spodnie i sandały, w których wszedł na pokład. Nie potrzebował munduru, żeby prowadzić odprawę. Już nie.
W drodze do sali konferencyjnej minął w korytarzu Sandy Hereld, która schodziła ze służby, i przyjaźnie skinął jej głową. Odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona, nie zatrzymując się.
— Już pan wrócił, admirale? Krótka podróż, nie ma co.
Nie określiłby raczej swej parotygodniowej podróży do cesarskiej kwatery głównej na Barrayarze jako krótkiej. Sandy musiała mieć na myśli wycieczkę na dół.
— Raptem dwie godziny.
— Co? — Zmarszczyła nos. Idąc tyłem, dotarła już do końca korytarza.
W sali czekali na niego wszyscy wyżsi oficerowie. Pomachał do Sandy i wskoczył do rury windowej.