Выбрать главу

Mark zgarbił się, wyglądał na bardzo zmęczonego. Skrzywił się, spoglądając z roztargnieniem na filiżankę, przełożył ją do prawej dłoni i lekko zakręcił, po czym pociągnął łyk.

Elli dotknęła hełmu, posłuchała chwilę i wybuchnęła krótkim, szyderczym śmiechem.

— Na linii jest dowódca CesBezu ze Stacji HargravesDyne. Mówi, że przybyły posiłki i pyta, gdzie je ma przysłać.

Miles i Mark spojrzeli po sobie. Miles nie wiedział, o czym myśli Mark, bo jemu do głowy przychodziły same wulgarne odpowiedzi.

— Do domu — rzekł wreszcie Mark. — I niech nas przy okazji zabiorą.

— Muszę wracać do floty Dendarian — wtrącił pospiesznie Miles. — Hm… gdzie oni są, Elli?

— W drodze z Illyriki na umówione miejsce zbiórki niedaleko Escobaru, ale nie dołączysz do nich, admirale, dopóki lekarze CesBezu nie dopuszczą cię do służby czynnej — powiedziała stanowczo. — Z flotą wszystko w porządku, z tobą nie. Illyan urwałby mi głowę, gdybym wysłała cię gdziekolwiek indziej niż do domu. Poza tym twój ojciec…

— Co z moim ojcem? — zapytał Miles. Elena zaczęła coś mówić; serce ścisnęło mu lodowate przerażenie. Oczyma wyobraźni ujrzał kalejdoskopowe wizje zamachów, śmiertelnych chorób i spisków politycznych. Nie wspominając o wypadkach autolotów.

— Gdy byłem na Barrayarze, przeszedł poważny atak serca — powiedział Mark. — Leży przykuty do łóżka w CSW, czekając na przeszczep. Teraz pewnie przeprowadzają operację.

— Byłeś tam? — Coś ty mu zrobił? Miles miał wrażenie, jak gdyby nagle odwróciły się w nim bieguny magnetyczne. — Muszę się dostać do domu!

— Właśnie to powiedziałem — rzekł ze znużeniem Mark. — Jak sądzisz, po co przejechaliśmy taki kawał drogi, jeśli nie po to, żeby cię zabrać do domu? Nie zamierzaliśmy spędzić urlopu w uroczym sanatorium Ry Ryovala. Matka uważa mnie za następnego dziedzica Vorkosiganów. Z Barrayarem jakoś sobie daję radę, ale z tym już nie.

Usłyszał za dużo naraz, za szybko. Usiadł, próbując się uspokoić, zanim nastąpi nowy atak drgawek. Drobna słabość fizyczna, przez którą można było wylecieć z Cesarskich Sił Zbrojnych, jeśli się ktoś z nią zdradził przed nieodpowiednimi świadkami. Miles zakładał, że konwulsje to tylko chwilowe zaburzenie procesu rekonwalescencji. A jeśli będzie miał tę dolegliwość na stałe? Boże…

— Mam zamiar wypożyczyć Lilly mój statek — oznajmił Mark. — Powinienem, skoro baron Fell w swojej troskliwości pozbawił ją funduszy na trzydzieści sześć biletów na Escobar.

— Jaki statek? — zdumiał się Miles. Chyba nie żaden z moich…

— Ten, który dostałem od matki. Lilly powinno się udać sprzedać go na orbicie Escobaru ze sporym zyskiem. Będę mógł spłacić matkę i wykupić zastawione Vorkosigan Surleau, a i tak zostanie jeszcze całkiem porządne kieszonkowe. Kiedyś chciałbym mieć własny jacht, ale z tego przez pewien czas naprawdę nie mogę korzystać.

Co? Co? Co?

— Zastanawiałem się — ciągnął Mark — czy Dendarianie nie mogliby polecieć z Lilly. Zapewniliby jej ochronę wojskową w zamian za darmowy przelot do floty. I oszczędziliby CesBezowi kosztów czterech kursów pasażerskich.

Czterech? Miles zerknął na milczącego Bela, który odpowiedział ponurym spojrzeniem.

— Najlepiej, żeby wszyscy zniknęli stąd jak najprędzej — dodał Mark. — Zanim coś pójdzie nie tak.

— Amen! — mruknęła Quinn.

Rowan i Elli na pokładzie jednego statku? Nie mówiąc już o Taurze. A jeśli wszystkie postanowią wymienić spostrzeżenia? A jeśli dojdzie między nimi do nieporozumień? Albo, co gorsza, zawrą w sekrecie sojusz i na mocy układu podzielą go między siebie? Miles Północny i Miles Południowy… Wcale nie chodziło o to, że podrywał dużo kobiet. W porównaniu z Ivanem żył niemal w celibacie. Ale nigdy ich nie porzucał. W ciągu długiego czasu akumulacja mogła się stać wręcz kłopotliwa. Aby skończyć z tą niedorzeczną sytuacją, potrzebował… lady Vorkosigan. Lecz nawet najodważniejsza Elli wzbraniała się przed podjęciem tych obowiązków.

— Tak — odezwał się Miles. — To ma sens. Do domu. Komandor Quinn, proszę ustalić z CesBezem szczegóły przelotu mojego i Marka. Sierżant Taura, proszę oddać się do dyspozycji Lilly Durony, dobrze? Zgadzam się, że im szybciej się stąd ewakuujemy, tym lepiej. Bel… mógłbyś zostać i chwilę ze mną porozmawiać?

Quinn i Taura pojęły aluzję i ulotniły się. Mark… Mark i tak o wszystkim wiedział. Poza tym Miles trochę się bał poprosić Marka, by wstał. Bał się widoku, jaki mógłby się wtedy ukazać jego oczom. Tamta rzucona lekkim tonem uwaga o sanatorium Ry Ryovala musiała być próbą ukrycia… no właśnie — czego?

— Usiądź, Bel. — Miles wskazał mu krzesło, które jeszcze przed chwilą zajmował baron Fell. W ten sposób Miles, Bel i Mark znaleźli się u wierzchołków trójkąta równobocznego. Bel usiadł, kładąc hełm na kolanach i zsuwając kaptur. Miles przypomniał sobie, jak pięć dni temu, jeszcze przed kaskadą wspomnień, w tym samym pokoju wziął Bela za kobietę. Wcześniej z jakiegoś powodu zawsze uważał Bela za mężczyznę. Dziwne. Zapadło niezręczne milczenie.

Miles przełknął ślinę i postanowił przerwać ciszę.

— Nie mogę pozwolić na twój powrót na stanowisko dowódcy „Ariela”.

— Wiem — odrzekł Bel.

— Ucierpiałaby na tym dyscyplina floty.

— Wiem — powtórzył Bel.

— To… nie jest sprawiedliwe. Gdybyś nie był uczciwy i nie puścił pary z ust, udając cały czas, że Mark oszukał także ciebie, nikt o niczym by się nie dowiedział.

— Wiem. — Po chwili Bel dodał: — Musiałem w wyjątkowej sytuacji przejąć dowództwo. Uważałem, że nie mogę pozwolić Markowi dalej wydawać rozkazów. To było zbyt niebezpieczne.

— Dla tych, którzy poszli za tobą.

— Tak. Poza tym… ja bym wiedział — dodał Bel.

— Komandorze Thorne — westchnął admirał Naismith. — Jestem zmuszony prosić cię o złożenie rezygnacji.

— Tak jest, admirale.

— Dziękuję. — I stało się. Szybko poszło. W myślach wrócił do bezładnych obrazów z ataku Marka. Był pewien, że wciąż brakuje mu kilku kawałków. Jednak zginęli tam ludzie, dlatego nie można było niczego odwrócić. — Wiesz… co się stało z Phillipi? Chyba miała szansę.

Mark i Bel wymienili spojrzenia.

— Nie przeżyła — powiedział Bel.

— Och, przykro mi to słyszeć.

— Krioreanimacja to duże ryzyko. — Bel westchnął. — Kiedy zaciągamy się do wojska, wszyscy podejmujemy ryzyko.

Mark zmarszczył brwi.

— To nie w porządku. Bel traci stanowisko, a mnie uchodzi na sucho.

Bel patrzył przez chwilę na wydęte i okaleczone ciało Marka skulone w dużym fotelu Lilly. Nieznacznie uniósł brwi.

— Co zamierzasz teraz robić, Bel? — spytał ostrożnie Miles. — Wrócić do domu, na Kolonię Beta? Wspominałeś o tym kiedyś.

— Sam nie wiem — rzekł Bel. — Nie dlatego, że się nie zastanawiałem. Rozmyślałem o tym przez wiele tygodni. Nie jestem pewien, czy czułbym się tam jak w domu.

— Ja też się zastanawiałem — przyznał się Miles. — I wpadłem chyba na niezły pomysł. Wydaje mi się, że pewne osoby z mojego kręgu reagowałyby mniej histerycznie, gdybyś z głową pełną poufnych informacji o Barrayarze krążył po tunelach czasoprzestrzennych jako osoba nadal opłacana przez Illyana. Jako informator — może agent?