Myślała o Martinie Vangerze i o Harriet Cholerze Vanger i o Dirchu Cholerze Frodem i o całym tym pieprzonym klanie Vangerów, o tych ludziach, którzy w Hedestad rządzili swoim malutkim imperium i prowadzili nieustanne intrygi przeciwko innym członkom rodziny. I pomyśleć, że potrzebowali jej pomocy. W normalnym wypadku nawet by się z nią nie przywitali, a już na pewno nie powierzyliby jej swoich tajemnic.
Cholerne barachło!
Westchnęła i pomyślała o swojej mamie, którą dzisiaj pochowała. Już nigdy nie będzie dobrze. Śmierć matki oznaczała, że rana nigdy się nie zagoi, ponieważ Lisbeth nigdy nie uzyska odpowiedzi na pytania, które chciałaby postawić.
Pomyślała o Draganie Armanskim, który stał za nią przez całą ceremonię. Powinna była mu coś powiedzieć. Przynajmniej dać mu do zrozumienia, że wie, że przyszedł. Ale gdyby to zrobiła, użyłby tego jako pretekstu, żeby zacząć organizować jej życie. Dałaby mu palec, a on chwyciłby całą rękę. I nigdy by nie zrozumiał.
Pomyślała o adwokacie Nilsie Cholerze Bjurmanie, a swoim opiekunie, który przynajmniej chwilowo był unieszkodliwiony i robił to, co mu kazała.
Czując przypływ nieprzejednanej nienawiści, zacisnęła zęby.
I pomyślała o Mikaelu, zastanawiając się, jak by zareagował, gdyby dowiedział się o jej ubezwłasnowolnieniu i o całej reszcie jej nędznego życia.
Doszła do wniosku, że tak naprawdę nie jest na niego zła. Tak się tylko złożyło, że wyładowała na nim złość, bo był akurat pod ręką, a ona miała ochotę kogoś zamordować. Wściekanie się na tego faceta nie miało sensu.
Lisbeth żywiła wobec niego osobliwie ambiwalentne uczucia.
Wściubiał nos w nie swoje sprawy, węszył w jej prywatnym życiu i… Ale z drugiej strony dobrze jej się z nim współpracowało. Już samo to było czymś dziwnym – wspólna praca. Nie była do tego przyzwyczajona, ale poszło niespodziewanie dobrze i bezboleśnie. Mikael nie marudził. Nie próbował przekonywać jej, jak ma żyć.
To ona go uwiodła, a nie na odwrót.
I to ją na dodatek satysfakcjonowało.
Więc dlaczego miała ochotę kopnąć go w twarz?
Znów westchnęła i smutnym wzrokiem odprowadziła jadącą wzdłuż E4 ciężarówkę.
MIKAEL SIEDZIAŁ ciągle w ogrodzie, gdy około ósmej usłyszał warkot motocykla. Po chwili zobaczył przejeżdżającą przez most Lisbeth. Zaparkowała przy chatce, ściągnęła kask, podeszła do stolika i zajrzała do pustego dzbanka na kawę. Mikael patrzył na nią w osłupieniu. Wzięła naczynie i bez słowa zniknęła w kuchni. Gdy wróciła, miała na sobie dżinsy i t-shirt z nadrukiem: I can be a regular bitch. Just try me.
– Myślałem, że wyjechałaś na dobre – powiedział.
– Zawróciłam w Uppsali.
– No to zrobiłaś niezłą przejażdżkę!
– Boli mnie tyłek.
– Dlaczego zawróciłaś?
Nie odpowiedziała, a Mikael nie nalegał. W milczeniu pili kawę. Po dziesięciu minutach Lisbeth przerwała ciszę.
– Lubię twoje towarzystwo – przyznała niechętnie. Nigdy wcześniej nie wypowiedziała takich słów.
– Praca z tobą była… interesująca.
– Mnie też się z tobą dobrze pracowało – odpowiedział Mikael.
– Hmm.
– Faktem jest, że nigdy wcześniej nie współpracowałem z tak szatańsko zdolnym researcherem. Okej, wiem, że jesteś cholerną hakerką i zadajesz się z podejrzanymi typami, którzy na twoją prośbę w ciągu dwudziestu czterech godzin mogą załatwić nielegalny podsłuch telefonu w Londynie, ale jesteś niesamowicie skuteczna.
Popatrzyła na niego po raz pierwszy, odkąd usiadła przy stole. Znał tyle jej tajemnic, jak to możliwe?
– No… jestem. Znam się na komputerach. Nigdy nie miałam kłopotów z przyswajaniem faktów.
– To twoja fotograficzna pamięć – skomentował spokojnie.
– Przypuszczam, że tak. Po prostu od razu pojmuję, jak coś działa. I nie tylko komputery czy sieć telefoniczna, ale też silnik w moim motocyklu, telewizor i odkurzacz, procesy chemiczne i ostatnie badania z zakresu astrofizyki. Jestem świruską. Dziwolągiem.
Mikael zmarszczył brwi i zamyślił się.
Zespół Aspergera, pomyślał. Albo coś w tym rodzaju. Nieprzeciętna zdolność dostrzegania wzorów i rozumienia abstrakcyjnych ciągów tam, gdzie inni widzą tylko szumy.
Lisbeth wbiła wzrok w stół.
– To przecież dar! Większość ludzi dużo by dała za takie zdolności.
– Nie chcę o tym mówić.
– W porządku. Dlaczego wróciłaś?
– Nie wiem. Może to błąd.
Przyjrzał się jej badawczo.
– Lisbeth, czy mogłabyś mi podać definicję wyrazu „przyjaźń"?
– To lubić kogoś.
– Tak, ale skąd bierze się to uczucie?
Wzruszyła ramionami.
– Przyjaźń – według mojej definicji – zasadza się na dwóch rzeczach – powiedział nagle. – Szacunku i zaufaniu. Oba czynniki są niezbędne. I muszą działać w obie strony. Można żywić do kogoś głęboki szacunek, ale bez zaufania przyjaźń się rozpada.
Lisbeth ciągle milczała.
– Zorientowałem się, że nie chcesz o sobie mówić, ale kiedyś musisz się zdecydować, czy masz do mnie zaufanie, czy nie. Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale nie mogę być przyjacielem sam.
– Lubię uprawiać z tobą seks.
– Seks nie ma nic wspólnego z przyjaźnią. Oczywiście przyjaciele też mogą iść ze sobą do łóżka, ale uwierz mi, Lisbeth, gdybym miał dokonać wyboru między seksem a przyjaźnią, jeżeli chodzi o ciebie, to nie miałbym żadnych wątpliwości, co wybrać.
– Nie rozumiem. Chcesz się ze mną kochać czy nie?
Mikael przygryzł wargę, w końcu westchnął.
– Nie powinno się uprawiać seksu ze współpracownikami – wymamrotał. – Wynikają z tego same kłopoty.
– Czyżbym coś przeoczyła, czy faktycznie bzykasz się z Eriką, wykorzystując prawie każdą sposobność? A przecież ona w dodatku jest mężatką.
Mikael siedział chwilę bez słowa.
– Erika i ja… Nasz związek zaczął się w zamierzchłych czasach, zanim zaczęliśmy razem pracować. I nic ci do tego, że ma męża.
– No proszę, nagle to ty nie chcesz mówić o sobie. Czy w przyjaźni nie chodzi przypadkiem o zaufanie?
– Tak, ale teraz chodzi o to, że nie chcę rozmawiać o przyjaciółce za jej plecami. Nie chcę zawieść jej zaufania. Z Eriką też nie dyskutowałbym o tobie bez twojej wiedzy.
Lisbeth zastanawiała się nad jego słowami. Nagle zwykła wymiana zdań zamieniła się w coś zagmatwanego. Lisbeth nie lubiła zagmatwanych rozmów.
– Lubię uprawiać z tobą seks – powtórzyła.
– A ja z tobą… Ale w dalszym ciągu mam tyle lat, że mógłbym być twoim ojcem.
– Olewam, ile masz lat.
– Nie możesz olewać różnicy wieku. To nie jest dobry punkt wyjścia dla trwałego związku.
– A kto mówił o trwałości? – zapytała Lisbeth. – Zakończyliśmy właśnie pracę nad przypadkiem, w którym główną rolę grali mężczyźni z cholernie zaburzoną seksualnością. Gdybym to ja decydowała, wybiłabym ich co do jednego.
– Nie idziesz na żadne kompromisy.
– Nie idę – powiedziała, uśmiechając się swoim krzywym nie-uśmiechem. – Ale ty nie jesteś taki – dodała, wstając. – A teraz idę wziąć prysznic, a później położę się nago w twoim łóżku. Jeżeli uważasz, że jesteś za stary, to możesz spać na mojej połówce.
Mikael odprowadził ją wzrokiem. Jeżeli miała jakieś zahamowania, to na pewno nie dotyczyły uczucia wstydu. Nigdy nie udało mu się wyjść zwycięsko z dyskusji z Lisbeth. Po kilku minutach pozbierał filiżanki i ruszył do sypialni.
WSTALI O DZIESIĄTEJ, wzięli wspólny prysznic i zjedli śniadanie w ogrodzie. O jedenastej zadzwonił Dirch Frode z pytaniem, czy zamierzają wziąć udział w pogrzebie, który zacznie się o drugiej.