Выбрать главу

– I Wennerstróm nie potrafił rozliczyć się z pieniędzy?

– Przeciwnie. Wennerstróm przedstawił wyśmienite sprawozdanie, z którego wynikało, że w firmę Minos zainwestowano ponad pięćdziesiąt cztery miliony koron. Ale okazało się, że w zacofanej Polsce istniały zbyt duże przeszkody strukturalne, żeby nowoczesny przemysł mógł funkcjonować bez problemów. W rezultacie ich przedsiębiorstwo zostało wyparte przez konkurencyjny niemiecki projekt. Niemcy zaczęli wtedy wykupywać w najlepsze cały blok wschodni.

– Powiedziałeś, że dostał sześćdziesiąt milionów.

– Właśnie. Pieniądze z ZPP funkcjonowały jak nieoprocentowane pożyczki. Oczywiście w zamyśle przedsiębiorstwa miały spłacić część tej pożyczki w ciągu iluś tam lat. Ale Minos zbankrutował, projekt się nie powiódł, za co nie można było winić Wennerstróma. I tutaj państwowa gwarancja zapewniała, że straty nie dotkną go osobiście. Po prostu nie musiał oddawać utopionych w Minosie pieniędzy, a poza tym miał też dowody na to, że utracił właśnie taką, a nie inną sumę własnych środków.

– No to zobaczmy, czy dobrze zrozumiałem. Rząd dostarczył miliardy z budżetu i wspomagał dyplomatów, którzy otwierali odpowiednie drzwi. Przemysłowcy dostarczyli pieniędzy i użyli ich do inwestycji w joint ventures, z których później zgarniali rekordowe zyski: czyli innymi słowy nic nowego. Kilku wygrywa, kilku płaci rachunki, a my wiemy, kto ma jaką rolę do odegrania.

– Jesteś cynikiem. Państwowe pożyczki miały być spłacone.

– Powiedziałeś, że były nieoprocentowane. A to znaczy, że podatnicy nie mieli najmniejszej szansy na jakąkolwiek dywidendę za to, że dostarczyli forsy. Wennerstrom dostał sześćdziesiąt baniek, z których zainwestował pięćdziesiąt cztery. Co się stało z pozostałymi sześcioma milionami?

– W tym samym momencie, w którym okazało się, że projekty będą poddane kontroli, Wennerstrom wysłał ZPP czek na sześć milionów, dopłacając różnicę. Tak więc z prawnego punktu widzenia sprawa została załatwiona.

ROBERT ZAMILKŁ i spojrzał wymownie na Mikaela.

– Wygląda na to, że Wennerstrom przeputał trochę pieniędzy z ZPP, ale w porównaniu z sumą pół miliarda, która zniknęła ze Skanska, albo z odprawą spadochronową dyrektora ABB, opiewającą na ponad miliard – co naprawdę ludzi wzburzyło – to nie są wielkie rzeczy do opisywania – stwierdził Mikael. – Dzisiejsi czytelnicy mają po dziurki w nosie tekstów o niekompetentnych graczach giełdowych, nawet jeżeli chodzi o pieniądze z budżetu. Czy masz coś więcej?

– Teraz dopiero się zacznie!

– Skąd to wszystko wiesz? O interesach Wennerstróma w Polsce?

– W latach dziewięćdziesiątych pracowałem w Handelsbanken. Zgadnij, kto przygotowywał raporty dla reprezentanta banku w ZPP?

– Aha! No to opowiadaj.

– No więc tak… w skrócie. Wennerstróm złożył w ZPP wyjaśnienie. Podpisano dokumenty. Oddał resztę pieniędzy. Właśnie te sześć milionów było bardzo sprytnie pomyślane. Jeżeli ktoś stoi w przedsionku z torbą pieniędzy, które chce ci zwrócić, to nie podejrzewasz go, kuźwa, o niecne zamiary.

– Przejdź do rzeczy.

– Ależ drogi Blomkviście, przecież o to właśnie chodzi. ZPP był zadowolony ze sprawozdania Wennerstróma. Inwestycję trafił szlag, ale nie można było nikomu postawić zarzutu, że źle ją prowadzono. Przeglądaliśmy faktury, transfery i wszystkie inne dokumenty. Wszystko było rzetelnie przedstawione. Wierzyłem w to. Mój szef w to wierzył. ZPP też wierzył, a rząd nie miał nic do dodania.

– No to w czym tkwi szkopuł?

– Dopiero teraz historia zaczyna być śliska – powiedział Lindberg, sprawiając nagle wrażenie zadziwiająco trzeźwego. – Ponieważ jesteś dziennikarzem, to, co teraz powiem, będzie off the record.

– Odwal się. Nie możesz opowiadać mi niestworzonych rzeczy, a później zastrzegać się, że nie wolno ich przekazać innym.

– Jasne, że mogę. To, co opowiedziałem do tej pory, jest jak najbardziej oficjalne. Jeśli chcesz, możesz przeczytać sprawozdanie. Co do reszty historii, której zresztą jeszcze nie wyjawiłem, musisz potraktować mnie jako anonimowe źródło.

– Aha, ale według obowiązującej terminologii off the record znaczy, że dowiedziałem się czegoś w zaufaniu, ale nie wolno mi o tym pisać.

– Mam w dupie terminologię. Pisz, co ci się podoba, ale chcę pozostać anonimowym źródłem. Rozumiemy się?

– Oczywiście.

Dopiero po fakcie zrozumiał, że popełnił błąd.

– To dobrze. Historia z Minosem miała miejsce dziesięć lat temu, po upadku muru i po tym, jak bolszewicy zaczęli się zamieniać w solidnych kapitalistów. Byłem jedną z osób, które badały projekt Wennerstróma, i cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że coś w tym wszystkim cholernie śmierdzi.

– Dlaczego nie powiedziałeś nic w trakcie kontroli?

– Rozmawiałem o tym z szefem. Ale nie można się było do niczego przyczepić. Wszystkie papiery były w porządku. Pozostało mi tylko podpisać się pod sprawozdaniem. Ale przez kolejne lata, za każdym razem, gdy zetknąłem się z nazwiskiem Wennerstróma, nie mogłem przestać myśleć o Minosie.

– Aha.

– Rzecz w tym, że kilka lat później, w połowie lat dziewięćdziesiątych, bank robił trochę interesów z Wennerstrómem. Zresztą dosyć sporych interesów. Ale udały się tak sobie.

– Zrobił was w bambuko?

– Nie, nie aż tak. Zarobiliśmy i my, i on. Chodzi raczej o to, że… nie wiem naprawdę, jak to wyjaśnić. Mówię teraz o swoim pracodawcy, a wolałbym tego uniknąć. Ale co mnie uderzyło, jak to się mówi – ogólne wrażenie nie było pozytywne. Media przedstawiają Wennerstróma jako ekonomiczną superwyrocznię. On z tego żyje. To jest jego kapitał.

– Wiem, co masz na myśli.

– A ja odniosłem wrażenie, że ten facet to jedna wielka blaga. Nie był jakoś szczególnie uzdolniony, jeżeli chodzi o ekonomię. Przeciwnie, w niektórych kwestiach jego wiedza była niewiarygodnie płytka. Doradzało mu kilku niesamowicie bystrych young warriors, ale samego Wennerstroma nie cierpiałem serdecznie.

– Okej.

– Mniej więcej rok temu pojechałem do Polski, w całkiem innej sprawie. Jedliśmy kolację z kilkoma inwestorami z Łodzi i zupełnie przypadkowo przyszło mi siedzieć obok prezydenta miasta. Rozmawialiśmy o tym, jak trudno było postawić polską gospodarkę na nogi i tak dalej, i nie wiem już w związku z czym wspomniałem o Minosie. Mężczyzna przez chwilę patrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem, jak gdyby nigdy nie słyszał o tej firmie, ale w końcu przypomniał sobie projekt, z którego nigdy nic nie wyszło. Skwitował to śmiechem i dodał, cytuję: „Jeżeli to wszystko, na co stać szwedzkich inwestorów, to wkrótce wasz kraj popadnie w ruinę". Łapiesz?

– Wypowiedź świadczy o tym, że prezydent Łodzi jest mądrym facetem, ale mów dalej.

– To zdanie nie dawało mi spokoju. Następnego dnia rano musiałem być na zebraniu, ale później miałem wolne. Tylko z czystej ciekawości pojechałem zobaczyć pozostałości po firmie Minos. Dotarłem do niewielkiej wioski pod Łodzią, z knajpą w stodole i sraczykiem na podwórzu. Wielka fabryka Minos okazała się być kompletną ruderą, rozlatującym się magazynem z blachy falistej, który w latach pięćdziesiątych postawiła Armia Czerwona. Spotkałem ochroniarza, który mówił trochę po niemiecku i którego kuzyn pracował w Minosie. Kuzyn mieszkał niedaleko, więc poszliśmy do niego do domu. Ochroniarz tłumaczył. Jesteś ciekawy, co powiedział?