— Języki nordyckie rozróżniają cztery stopnie obcości. Pierwszy to cudzoziemiec, albo „utl#ąnning”, obcy, którego uznajemy za człowieka, ale z innego miasta lub kraju. Drugi to framling — Demostenes po prostu odrzucił akcent z nordyckiego „fr#ąmling”. To obcy, którego uznajemy za człowieka, ale z innego świata. Trzecim jest ramen, obcy uznawany za człowieka, lecz innego gatunku. Wreszcie czwarty, prawdziwie obcy, to varelse. W tej klasie mieszczą się wszystkie zwierzęta, gdyż kontakt z nimi jest niemożliwy. Żyją, ale nie potrafimy odgadnąć celów, jakie skłaniają je do działania. Mogą być inteligentne, mogą być świadome, ale my nie potrafimy się o tym przekonać.
Andrew zauważył, że kilku studentów okazuje irytację. Zwrócił im na to uwagę.
— Wydaje się wam, że denerwuje was arogancja Plikt. To nieprawda. Plikt nie jest arogancka, jest po prostu dokładna. Słusznie się wstydzicie, że nie czytaliście dzieła Demostenesa o historii waszego ludu i wstydząc się macie pretensje do Plikt, gdyż na niej ten grzech nie ciąży.
— Wydawało mi się, że Mówcy nie wierzą w grzech.
— Ty wierzysz, Styrko — uśmiechnął się Andrew. — I z powodu tej wiary podejmujesz pewne działania. Dlatego grzech jest w tobie realnością i znając ciebie, obecny tu Mówca musi w niego uwierzyć. Styrka nie chciał uznać swej porażki.
— A co cała ta dyskusja o utlanningach, framlingach, ramenach i varelse ma wspólnego z Ksenocydem Endera? Andrew spojrzał wyczekująco na Plikt. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.
— Ma wiele wspólnego z tą głupią kłótnią, jaką prowadziliśmy. Dzięki nordyckiemu stopniowaniu obcości widzimy, że Ender nie był prawdziwym ksenobójcą, ponieważ kiedy niszczył robali, znał ich tylko jako varelse. Dopiero wiele lat później, gdy pierwszy Mówca Umarłych stworzył Królową Kopca i Hegemona, ludzkość zrozumiała, że robale wcale nie byli varelse, ale ramenami. Do tego czasu nie istniało porozumienie między robalem a człowiekiem.
— Ksenocyd to ksenocyd — oświadczył Styrka. — Ender nie wiedział, że są ramenami, ale oni przez to nie ożyją.
Andrew westchnął, myśląc o nieugiętej, nie znającej przebaczenia postawie Styrki. Wśród kalwinistów w Reykjaviku panowała moda, by odrzucać wpływ motywów człowieka na osąd czynu. Uczynki są dobre lub złe same w sobie, twierdzili. A ponieważ jedyna doktryna, jaką wyznawali Mówcy Umarłych, głosiła, iż dobro i zło wynikają jedynie z motywacji, nigdy zaś z samego aktu, studenci w rodzaju Styrki często okazywali mu swoją niechęć. Na szczęście Andrew nie miał do nich pretensji — rozumiał bowiem ich motywacje.
— Styrka, Plikt, przedstawię wam teraz inny przypadek. Powiedzmy, że prosiaczki, które nauczyły się mówić w starku i których mowę poznało także kilku ludzi, otóż przypuśćmy, że zupełnie niespodziewanie, bez żadnej prowokacji ani wytłumaczenia, zamęczyły na śmierć ksenologa, który ich obserwował. Plikt odpowiedziała natychmiast.
— Skąd możemy wiedzieć, że nie zostały sprowokowane? To, co nam wydaje się całkiem niewinne, dla nich może być nie do zniesienia.
— To możliwe — uśmiechnął się Andrew. — Ale przecież ksenolog nie robił im krzywdy, niewiele mówił i nie sprawiał kłopotów. Według żadnej z norm, jakie potrafimy sobie wyobrazić, nie zasłużył na okrutną śmierć. Czy sam fakt popełnienia tego niezrozumiałego mordu nie czyni z nich varelse zamiast ramenów? Tym razem odpowiedział Styrka.
— Morderstwo jest morderstwem. To gadanie o ramenach i varelse to bzdury. Jeśli prosiaczki zabiły, to są złe, tak jak robale były złe. Jeśli czyn jest zły, to jego wykonawca także. Andrew pokiwał głową.
— Oto nasz dylemat. W tym tkwi cały problem. Czy ów czyn był zły, czy też — przynajmniej w rozumieniu prosiaczków — dobry? Czy prosiaczki są ramenami, czy varelse? Powściągnij na chwilę swój język, Styrko. Znam wszystkie argumenty twego kalwinizmu, ale nawet Jean Calvin nazwałby tę doktrynę głupią.
— Skąd możesz wiedzieć, co Calvin by…
— Ponieważ on umarł — przerwał Andrew. — A więc mam prawo mówić w jego imieniu. Studenci wybuchnęli śmiechem, a Styrka umilkł obrażony. Andrew wiedział, że chłopiec jest inteligentny i jego kalwinizm nie przetrwa pierwszego okresu nauki, choć rozstanie z wiarą będzie długie i bolesne.
— Talmanie, Mówco — odezwała się Plikt. — Z twoich słów można wnioskować, że ta hipotetyczna sytuacja jest realna, że prosiaczki naprawdę zamordowały ksenologa. Andrew przytaknął.
— Tak, to prawda. To było niepokojące; budziło echa dawnego konfliktu między robalami a ludźmi.
— Przez chwilę spójrzcie na siebie — powiedział Andrew. — Zauważycie, że pod warstwą nienawiści do Endera Ksenobójcy i żalem po śmierci robali, jest coś o wiele gorszego: strach przed obcym, czy to utlanningiem, czy framlingiem. Kiedy wyobrazicie sobie, że zabił człowieka, którego znaliście i ceniliście, jego kształt przestaje mieć znaczenie. Staje się varelse, albo gorzej jeszcze — djur, zwykłą bestią, co przychodzi nocą, a śluz kapie jej z paszczy. Gdybyście mieli jedyny miotacz w całej wiosce, a zbliżałyby się bestie, które rozdarły już na strzępy któregoś z waszych sąsiadów — pytalibyście wtedy, czy one także mają prawo do życia? Czy raczej działalibyście, by ocalić wioskę, ludzi, których znacie i których życie zależy od was?
— Z twojej argumentacji wynika, że powinniśmy wybić prosiaczków, choć są bezradni i prymitywni! — zawołał Styrka.
— Z mojej argumentacji? Zadałem tylko pytanie. Pytanie nie jest sugestią, chyba że wydaje ci się, iż znasz moją na nie odpowiedź, a zapewniam cię, Styrko, że jej nie znasz. Zastanów się nad tym. Koniec zajęć.
— Czy jutro o tym porozmawiamy? — chcieli wiedzieć.
— Jeśli macie ochotę — odparł Andrew. Wiedział jednak, że jeśli nawet wrócą do tego tematu, to już bez niego. Dla nich problem Endera Ksenobójcy był jedynie kwestią filozoficzną. W końcu Wojny z Robalami miały miejsce ponad trzy tysiące lat temu; teraz był rok 1948 GK, licząc od daty ustanowienia Gwiezdnego Kodeksu, Ender zaś zniszczył robali w roku 1180 pGK. Dla Andrew jednak wydarzenia te nie wydawały się odległe. O wiele więcej podróżował wśród gwiazd, niż jego studenci mogliby sobie wyobrazić. Odkąd skończył dwadzieścia pięć lat, nigdy nie pozostawał na jednej planecie dłużej, niż sześć miesięcy. Dopiero na Trondheimie… Loty z prędkościami świetlnymi pozwoliły mu prześlizgiwać się po powierzchni czasu niby płasko rzucony kamień. Studenci nie mieli pojęcia, że ich Mówca Umarłych, liczący sobie nie więcej niż trzydzieści pięć lat, miał bardzo wyraźne wspomnienia zdarzeń sprzed trzech tysiącleci, że od owych zdarzeń minęło dla niego niecałe dwadzieścia lat, połowa jego życia. Nie mogli wiedzieć, jak gorąco interesowało go pytanie o winę Endera i jak na nie odpowiadał na tysiące rozmaitych, niezadowalających sposobów. Znali swego nauczyciela jedynie jako Mówcę Umarłych; nie wiedzieli, że kiedy był jeszcze niemowlakiem, jego starsza siostra, Valentine, nie potrafiła wymówić słowa Andrew, więc nazwała go Enderem. Nim skończył piętnaście lat okrył to imię niesławą. Niech więc fanatyczny Styrka i Plikt o analitycznym umyśle rozważają odwieczny problem winy Endera; dla Andrew Wiggina, Mówcy Umarłych, kwestia nie była czysto akademicka. Teraz, w chłodzie wiosennego dnia, depcząc wilgotną trawę porastającą zbocze, Ender-Andrew, Mówca, potrafił myśleć jedynie o prosiaczkach, którzy dokonali już bezsensownego mordu — tak, jak robale, gdy pierwszy raz spotkały ludzi. Czy nie da się uniknąć krwi, znaczącej spotkania obcych? Robale bez zastanowienia zabijały ludzkie istoty, ale tylko dlatego, że posiadały świadomość kopca; zabicie człowieka czy dwóch było metodą zawiadomienia, że pojawili się w pobliżu. Czy prosiaczki miały podobne powody? Ale głos w jego uchu mówił o torturach, o rytualnym mordzie podobnym do egzekucji jednego z nich. Prosiaczki nie miały świadomości kopca, nie były robalami; Ender Wiggin musiał się przekonać, dlaczego zrobiły to, co zrobiły.