Dr Navio był zdumiony. Skoro wiedziała o tym przed ślubem, to wiedziała też, że większość zachorowań prowadzi do bezpłodności. Dlaczego za niego wyszła, jeśli — według dostępnej wiedzy — nie mógł dać jej potomstwa? Wtedy pojął to, czego powinien domyśleć się już wcześniej: Marcao nie był rzadkim wyjątkiem od typowego przebiegu choroby. Nie było wyjątków. Navio poczerwieniał. Mówca miał zamiar powiedzieć coś niewyobrażalnego.
— Novinha wiedziała, że Marcao umiera — stwierdził Mówca. — Wiedziała też, zanim za niego wyszła, że jest całkowicie i nieodwracalnie bezpłodny.
Minęło kilka sekund, nim dotarło do nich znaczenie tych słów. Ela poczuła, że wnętrze jej ciała rozpływa się nagle. Nie odwracając głowy widziała, jak sztywnieje i blednie Miro. Mówca ciągnął dalej, nie zwracając uwagi na coraz głośniejsze szepty.
— Widziałem skany genetyczne. Marcos Maria Ribeira nigdy nie został ojcem. Jego żona miała dzieci, lecz te dzieci nie były jego, a on o tym wiedział. To należało do umowy, jaką zawarli przed ślubem.
Szepty zmieniły się w pomruki, szemranie w głośne protesty, a kiedy gwar sięgnął szczytu, Quim zerwał się na nogi i krzyknął, wrzasnął na Mówcę:
— Moja matka nie jest cudzołożnicą! Zabiję cię za to, że nazwałeś ją dziwką! Ostatnie słowo zawisło w nagłej ciszy. Mówca nie odpowiadał. Czekał tylko, nie odrywając spojrzenia od płonącej twarzy Quima. Wreszcie chłopiec pojął, że to on, nie Mówca, wypowiedział słowo, które teraz dzwoniło mu w uszach. Zachwiał się. Popatrzył na matkę, siedzącą obok — straciła swą sztywność i wpatrywała się w drżące na kolanach dłonie.
— Powiedz mu, mamo — w głosie Quima zabrzmiało błaganie.
Milczała. Nie powiedziała ani słowa, nawet nie podniosła głowy. Mógłby sądzić, że te drżące dłonie były wyznaniem; że wstydzi się; że słowa Mówcy były prawdą, którą objawiłby sam Bóg, gdyby Quim Go zapytał. Przypomniał sobie, jak ojciec Mateu opowiadał o torturach piekielnych: Bóg pluje na cudzołożników, gdyż kpią z mocy Stworzenia, jaką z nimi dzielił; nie mieli w sobie dość dobra, by stać się czymś więcej niż amebami. Poczuł pieczenie w gardle. To, co powiedział Mówca, było prawdą.
— Mamae — odezwał się głośno, z drwiną w głosie. — Quem fode p'ra fazer-me? Wszyscy wstrzymali oddech. Olhado poderwał się natychmiast zaciskając pięści. Dopiero wtedy Novinha zareagowała: wyciągnęła rękę, jakby chciała powstrzymać Olhada od uderzenia brata. Quim ledwie zauważył, że Olhado rzucił się bronić matki; widział tylko, że Miro tego nie zrobił. A więc Miro także wiedział, że to prawda. Quim odetchnął głęboko i odwrócił się. Przez chwilę wydawał się zagubiony; potem przecisnął się przez tłum. Nikt do niego nie przemówił, choć wszyscy patrzeli. Gdyby Novinha zaprzeczyła oskarżeniu, uwierzyliby jej, zaatakowaliby Mówcę za przypisywanie córce Os Venerados takiego grzechu. Lecz ona nie zaprzeczyła. Słuchała spokojnie wulgarnych oskarżeń własnego syna i milczała. Więc to prawda. Niewielu jednak przejęło się tym faktem — chcieli tylko wiedzieć, kto był ojcem dzieci Novinhy. Słuchali więc zafascynowani. Mówca podjął opowieść.
— Po śmierci rodziców, a przed urodzeniem dzieci, Novinha kochała tylko dwóch ludzi. Pipo stał się dla niej drugim ojcem. Na nim oparła swe życie; przez kilka krótkich lat poznała smak posiadania rodziny. Potem Pipo zginął, a Novinha wierzyła, że to ona go zabiła. Ludzie siedzący w pobliżu rodziny Novinhy widzieli, jak Quara klęka przed Elą i pyta:
— Czemu Quim tak się zezłościł?
— Bo Papai nie był naprawdę naszym ojcem — wyjaśniła cicho Ela.
— Aha… Czy teraz Mówca będzie naszym ojcem? — spytała z nadzieją Quara. Ela uciszyła ją.
— W nocy, kiedy zginął Pipo — powiedział Mówca — Novinha pokazała mu co odkryła, a co miało związek z Descoladą i jej działaniem na zwierzęta i rośliny Lusitanii. Pipo dostrzegł w tym więcej, niż ona sama. Popędził do lasu, gdzie czekały prosiaczki. Może im powiedział, co znalazł. Może się domyśliły. Novinha jednak czuła się winna, gdyż pokazała mu tajemnicę, dla zachowania której gotowe były zabić. Było już za późno, by odwrócić to, co się stało. Mogła jednak zapobiec czemuś takiemu w przyszłości. Dlatego zablokowała dostęp do wszystkich plików zawierających dane o Descoladzie lub związanych z tym, co zobaczył Pipo. Wiedziała, kto będzie ciekaw tych zbiorów: Libo, nowy Zenador. Jeśli Pipo był dla niej ojcem, Libo był bratem i jeszcze kimś więcej. Z trudem zniosła śmierć Pipa, lecz śmierci Liba nie zniesie. Poprosił ją o te dane. Żądał, by mu je pokazała. Odpowiedziała, że nigdy mu nie pozwoli do nich zajrzeć. Oboje doskonale wiedzieli, co to oznacza. Gdyby ją poślubił, mógłby zdjąć blokadę. Kochali się rozpaczliwie, potrzebowali się bardziej niż kiedykolwiek, ale Novinha nie mogła za niego wyjść. Nie dałby jej słowa, że nie zajrzy do tych plików, a gdyby nawet, nie mógłby go dotrzymać. Na pewno zobaczyłby to, co widział jego ojciec. Wtedy by zginął. Jednak czym innym była odmowa małżeństwa, a czym innym życie bez Liba. Więc Novinha nie żyła bez Liba. Zawarła umowę z Marcao: poślubi go zgodnie z prawem, lecz prawdziwym mężem i ojcem jej dzieci będzie — był — Libo. Bruxinha, wdowa po Libie, wstała niepewnie z twarzą zalaną łzami.
— Mentira, mentira — jęknęła. — Kłamstwa, kłamstwa.
Płakała jednak nie z gniewu, lecz z żalu. Po raz drugi rozpaczała po stracie męża. Córki pomogły jej wyjść z praga.
— Libo wiedział, że krzywdzi swoją żonę i cztery córki — ciągnął cicho Mówca, kiedy odeszła.
— Próbował nie widywać Novinhy. Udawało mu się przez całe miesiące, czasem lata. Novinha także próbowała. Odmawiała rozmów. Zakazała dzieciom choćby o nim wspominać. Potem uznawał, że ma dość siły, by ją spotkać i nie powtarzać od nowa starych grzechów. Novinha była taka samotna ze swym mężem, który nie mógł się równać z Libem. Nigdy nie udawali, że to, co robią, jest dobre. Po prostu nie mogli bez tego żyć.
Bruxinha słyszała te słowa. Niewielką były pociechą, lecz biskup Peregrino, który przyglądał się, jak odchodzi, zrozumiał, że Mówca ofiarowuje jej dar. Była najbardziej niewinną z ofiar jego okrutnej prawdy, pozostawiał jednak coś więcej, niż tylko popioły. Wskazywał drogę życia z wiedzą o tym, co uczynił jej mąż. To nie twoja wina, mówił. Nie mogłaś temu zapobiec. To twój mąż zawiódł, nie ty. Święta Panienko, modlił się bezgłośnie biskup, niech Bruxinha usłyszy to i uwierzy.
Nie tylko wdowa po Libie płakała. Setki spoglądających za nią oczu także wypełniło się łzami. Odkrycie cudzołóstwa Novinhy było wstrząsające, ale i cudowne: ta kobieta o sercu jak stal miała skazę i była w istocie nie lepsza od innych. Lecz skaza Liba nie sprawiała radości. Wszyscy go kochali. Jego wielkoduszność, łagodność, jego mądrość, którą tak szanowali. Nie chcieli uwierzyć, że wszystko to było maską. Dlatego byli zaskoczeni, gdy Mówca przypomniał, że to nie o śmierci Liba dzisiaj Mówi.
— Dlaczego Marcos Ribeira godził się na to? Novinha sądziła, że powodem jest chęć posiadania żony i iluzja, że posiada dzieci, chęć ukrycia wstydu. Częściowo jest to prawdą. Przede wszystkim jednak ożenił się z nią, ponieważ ją kochał. Nie liczył, że i ona pokocha go w ten sam sposób, gdyż on ją wielbił jak boginię, sam zaś uważał się za zarażone, brudne zwierzę, godne jedynie wzgardy. Wiedział, że bogini nie może go pokochać. Miał tylko nadzieję, że kiedyś zbudzi się w niej cieplejsze uczucie. Może chociaż lojalność. Mówca spuścił głowę. Lusos usłyszeli wyraźnie słowa, których nie wypowiedział: Nie doczekał się.