Ender uśmiechnął się z ulgą. Tłumaczenie było wierne, a Człowiek miał dość rozsądku, by nie wchodzić w szczegóły. Żony mogły zapragnąć, by małe matki osiągały dojrzałość. Nie musiały pojmować daleko idących konsekwencji tej pozornie prostej, humanitarnej przemiany. Człowiek okazał się doskonałym dyplomatą: mówił prawdę, unikając kłopotliwych kwestii.
— No, dobrze — orzekł Ender. — Skoro się już poznaliśmy, możemy zacząć rozmowy. Usiadł na nagiej ziemi. Krzykaczka przykucnęła naprzeciw. Zaśpiewała kilka zdań.
— Mówi, że macie nas nauczyć wszystkiego, co wiecie, zabrać nas do gwiazd i sprowadzić królową kopca, a jej dać ten świetlny pręt, który przyniosła nowa osoba. Jeśli nie, to w mroku nocy pośle wszystkich braci z tego lasu, by we śnie zabili wszystkich ludzi i powiesili ich wysoko nad ziemią tak, że nigdy nie osiągniecie trzeciego życia — widząc zdumienie ludzi, Człowiek dotknął piersi Endera. — Nie, musisz zrozumieć. To nic nie znaczy. Zawsze w ten sposób zaczynamy rozmowy z innym plemieniem. Sądzisz, że poszaleliśmy? Nigdy byśmy was nie zabili! Daliście nam amarant, garnki, Królową Kopca i Hegemona.
— Powiedz, żeby wycofała groźbę, bo nic więcej już jej nie dam.
— Tłumaczę ci, Mówco, że przecież…
— Wypowiedziała te słowa i nie będę z nią rozmawiał, póki ich nie wycofa. Krzykaczka zerwała się i obeszła dookoła matczyne drzewo, wznosząc ręce i śpiewając głośno. Człowiek pochylił się do Endera.
— Skarży się wielkiej matce i wszystkim żonom, że jesteś bratem, który nie zna swojego miejsca. Mówi, że jesteś nieuprzejmy i nie można się z tobą dogadać.
— Tak — kiwnął głową Ender. — To szczera prawda. Nareszcie do czegoś dochodzimy. Krzykaczka ponownie kucnęła przed Enderem i przemówiła w Mowie Mężczyzn.
— Mówi, że nigdy nie zabije nikogo z ludzi i nie pozwoli żadnemu z braci i żon, by was zabijali. Mówi, żebyś pamiętał: jesteś dwa razy wyższy od nas i wiesz wszystko, a my nic. Czy poniżyła się wystarczająco, żebyś z nią rozmawiał? Krzykaczka obserwowała go posępnie, czekając na odpowiedź.
— Tak — odparł Ender. — Teraz możemy zacząć.
Novinha klęczała na podłodze obok łóżka Mira. Quim i Olhado stali za nią. Dom Cristao układał do łóżek Quarę i Grega. Chrapliwy oddech Mira niemal zagłuszał niezbyt melodyjnie śpiewaną kołysankę. Miro otworzył oczy.
— Miro — szepnęła Novinha. Chory jęknął.
— Miro, jesteś w domu, w łóżku. Przeszedłeś przez włączone ogrodzenie. Doktor Navio twierdzi, że masz uszkodzony mózg. Nie wiemy, czy to trwały uraz. Możesz być częściowo sparaliżowany. Ale żyjesz, Miro, a Navio obiecuje, że można wiele dokonać, by zrekompensować ci to, co straciłeś. Rozumiesz mnie? Mówię ci prawdę. Na razie może być bardzo bolesna, ale warto się starać. Jęknął cicho. Ale to nie był jęk bólu. Zdawało się, że próbuje coś powiedzieć.
— Możesz poruszać ustami? — spytał Quim. Miro otworzył je wolno i zamknął. Olhado uniósł rękę o metr nad głową brata i przesunął.
— Czy potrafisz śledzić oczami ruch mojej dłoni? Miro poruszył oczami. Novinha ścisnęła go za rękę.
— Czujesz, jak ściskam ci rękę? Miro jęknął znowu.
— Zamknij usta na nie — powiedział Quim. — I otwórz na tak. Miro zamknął usta.
— Mm — wykrztusił.
Novinha nie mogła się powstrzymać. Usiłowała być odważna, ale to było najgorsze, co przydarzyło się któremuś z dzieci. Kiedy Lauro stracił oczy i został Olhadem — nienawidziła tego przezwiska, choć teraz sama go używała — sądziła, że nic gorszego nie może jej spotkać. Ale Miro, sparaliżowany, bezradny, nie czujący nawet dotyku jej ręki — tego nie mogła znieść. Czuła rozpacz, gdy zginął Pipo, i inną gdy umarł Libo, czuła straszliwy żal po śmierci Marcao. Pamiętała nawet bolesną pustkę, jaką odczuwała, gdy opuszczano do grobu jej rodziców. Ale nie było straszniejszego bólu, niż patrzeć na cierpienie własnego dziecka nie mogąc przyjść mu z pomocą. Wstała, by wyjść. Dla jego dobra będzie płakać cicho, w pokoju obok.
— Mm. Mm. Mm.
— Nie chce, żebyś wychodziła — stwierdził Quim.
— Zostanę, jeśli sobie życzysz — powiedziała Novinha. — Ale powinieneś spać. Navio mówi, że przez pewien czas musisz spać jak…
— Mm. Mm. Mm.
— Spać też nie chce. Novinha powstrzymała cisnącą się na usta uwagę, że przecież sama słyszy, co mówi chory.
Pora nie była odpowiednia na kłótnie. Poza tym, to przecież Quim wymyślił system porozumiewania z Mirem. Miał prawo do dumy, do roli głosu brata. W ten sposób pokazywał, że czuje się członkiem rodziny. Że nie odrzuca jej po tym, czego dowiedział się dzisiaj na prac’a. Wybaczał jej, więc pohamowała język.
— Może chce nam coś powiedzieć — zasugerował Olhado.
— Mm.
— Albo zadać pytanie — dodał Quim.
— Mm. Aa.
— No to ładnie — Quim był zawiedziony. — Jeśli nie potrafi ruszać rękami, to nie może pisać.
— Sem problema — stwierdził Olhado. — Widzi. Może wskazywać. Przyniesiemy mu terminal. Będzie wyświetlał litery, a on tylko powie „tak”, kiedy pojawi się właściwa.
— To potrwa latami.
— Chcesz spróbować, Miro? — spytała Novinha. Chciał.
We trójkę przenieśli go do łóżka we frontowym pokoju. Olhado ustawił terminal tak, by Miro widział ekran. Napisał krótki program, który wyświetlał kolejne litery, każdą przez ułamek sekundy. Po kilku próbach ustalili prędkość — na tyle wolno, by Miro zdążył wydać dźwięk, oznaczający „ta litera”, zanim zapali się następna. Miro przyspieszał całą procedurę, skracając wyrazy. P-R-O-S.
— Prosiaczki — zawołał Olhado.
— Owszem — przyznała Novinha. — Dlaczego przechodziłeś do prosiaczków przez ogrodzenie?
— Mmmmm!
— On zadaje pytanie, mamo — wyjaśnił Quim. — Nie chce odpowiadać.
— Aa.
— Chcesz wiedzieć, co się stało z prosiaczkami, które były z tobą, kiedy przechodziłeś przez ogrodzenie? — spytała Novinha. Chciał. — Wróciły do lasu. Razem z Ouandą, Elą i Mówcą Umarłych.
Streściła pospiesznie spotkanie w gabinecie biskupa, wszystko, czego się dowiedzieli o prosiaczkach, a przede wszystkim, co postanowili.
— Kiedy wyłączyli barierę, żeby cię ratować, było to równoznaczne z decyzją buntu przeciw Kongresowi. Rozumiesz to? Przepisy komitetu już się nie liczą. Ogrodzenie to tylko druty. Brama będzie otwarta. Łzy błysnęły w oczach chorego.
— Czy to wszystko, co chciałeś wiedzieć? — spytała Novinha. — Powinieneś spać. Nie, powiedział. Nie, nie, nie.
— Zaczekaj, aż będzie miał czyste oczy — poradził Quim. — Potem poczytamy dalej. D-I-G-A F-A-L…
— Diga ao Falante pelos Mortos — domyślił się Olhado.
— Co mamy powiedzieć Mówcy? — spytał Quim.
— Prześpij się, powiesz nam później — zaproponowała Novinha. — On nie wróci jeszcze przez parę godzin. Negocjuje zestaw reguł, rządzących stosunkami między prosiaczkami a ludźmi. Żeby nie zabijały nas tak, jak zabiły Pipa i L… i twojego ojca.
Ale Miro nie chciał spać. Nadal literował na komputerze swoją wiadomość. We troje domyślili się wreszcie, co mają powtórzyć Mówcy. Zrozumieli też, że powinni ruszyć natychmiast, przed zakończeniem rokowań.
Dom Cristao i Dona Crista obiecali zaopiekować się domem i dziećmi. Wychodząc, Novinha zatrzymała się jeszcze przy łóżku najstarszego syna. Wysiłek bardzo go wyczerpał — miał zamknięte oczy i oddychał regularnie. Dotknęła jego dłoni, przytrzymała, ścisnęła. Wiedziała, że nic nie czuje, ale to siebie próbowała pocieszyć, nie jego.