Brakowało mi tej swobody, którą odczuwa się w stosunku do kogoś, z kim przebywało się przez długie lata. Jeśli musiałem już dopuścić się zdrady, najchętniej zrobiłbym to z Giną.
Mimo to człowiek ma czasami dosyć bycia mężczyzną, który spłaca hipotekę, wzywa hydraulika do cieknącego kranu i nie potrafi złożyć dostarczanych w częściach mebli. Człowiek ma dosyć bycia takim mężczyzną, ponieważ po jakimś czasie zaczyna czuć się mniej jak mężczyzna, a bardziej jak sprzęt domowy.
Jedzie więc do mieszkania jakiejś obcej dziewczyny, która nie pozwala mu się przykryć jego połową kołdry, i w rezultacie ma siebie dosyć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdzie się, do diabła, podziały moje spodnie?
Kiedy się ubierałem, do sypialni zakradło się światło dnia i w polu widzenia pojawiły się migawki z życia Siobhan. Miała świetne mieszkanie – wygodne i uporządkowane, takie jakie zawsze chciałem mieć, ale nigdy nie miałem. Wygląda na to, że studencki bajzel od razu zamieniłem na domowy nieporządek.
Na fotografiach, jakie zobaczyłem, widać było roześmianą kilkunastoletnią Siobhan, która obejmowała szczerzące zęby psy oraz słodko wyglądające starsze osoby. Obrazki domowych zwierząt i rodziców.
Na ścianach wisiały japońskie ilustracje, przedstawiające wieśniaków na tle szarego, dżdżystego pejzażu – rzeczy, które spodobałyby się Ginie. Wypełnione książkami i płytami półki zdradzały upodobanie do literatury, którą przerobiono na film, oraz do dziwnej mieszanki rocka ze spokojnym jazzem – obok Oasis i U2 stały krążki ze Stanem Getzem, Chatem Bakerem i łagodniejszymi nagraniami Milesa.
Rzut oka na jej książki i płyty sprawił, że jeszcze bardziej ją polubiłem. Ale prawdopodobnie widok czyichkolwiek książek i płyt wywołuje tę samą reakcję, nawet jeśli jest tam mnóstwo chłamu. Ponieważ to, co dana osoba lubi, i to, co kiedyś lubiła, ujawnia o niej rzeczy, z którymi wolałaby się normalnie nie obnosić.
Podobało mi się, że Siobhan wyrosła chyba z fascynacji białymi grupami rockowymi i szuka teraz czegoś bardziej wyrafinowanego i z klasą. (Wydawało się raczej mało prawdopodobne, że zaczęła od Chata Bakera oraz Milesa Davisa, a potem przerzuciła się na U2 i Oasis). Świadczyło to, że jest wciąż młoda i ciekawa świata, że wciąż odkrywa, czego od niego oczekuje. Wciąż raczej projektuje swoje życie, aniżeli stara się je poprawić.
Był to typowy apartament młodej samotnej kobiety, mieszkanie dziewczyny, która wie, co jej sprawia przyjemność. Mimo że wszędzie leżały porozrzucane czasopisma i ubrania, nie było tutaj prawdziwego bałaganu i rozgardiaszu, z którym ma się do czynienia w mieszkaniu, gdzie jest małe dziecko, ani śladu domowego chaosu, do jakiego przywykłem. Można było przejść od łóżka aż do drzwi, nie depcząc po drodze figurki Hana Solo.
Ale ja zdążyłem już jakby zatęsknić za całym tym bałaganem i rozgardiaszem, jakie pamiętałem z własnego domu – i żałowałem, że nie jestem mężczyzną, który potrafi dotrzymać złożonych obietnic.
Gina płakała, kiedy wróciłem do domu. Usiadłem na skraju łóżka, bojąc się jej dotknąć.
– Po programie mieliśmy prawdziwe urwanie głowy – powiedziałem. – Musiałem tam zostać.
– Rozumiem – odparła. – Nie chodzi o to.
– Więc co się stało?
– Chodzi o twoją mamę, Harry.
– Co z moją mamą?
– Jest taka dobra dla Pata – stwierdziła, zanosząc się szlochem. – Tak łatwo jej to przychodzi. Nigdy nie będę taka jak ona. Jest taka cierpliwa, taka miła… Wyznałam jej, że siedząc całymi dniami w domu i nie mogąc pogadać z nikim oprócz małego chłopca, mam czasami wrażenie, że zwariuję. A kiedy odprowadzam go do przedszkola, jest jeszcze gorzej. – Gina spojrzała na mnie zaczerwienionymi oczyma. – Nie sądzę, żeby zrozumiała, o co mi w ogóle chodzi.
Chwała Bogu. Przez moment bałem się, że wie już o wszystkim.
– Jesteś najlepszą matką pod słońcem – powiedziałem, obejmując ją. I naprawdę tak myślałem.
– Nie, wcale nie jestem – odparła. – To ty chcesz, żebym nią była. Ja też chcę nią być, naprawdę. Ale same dobre chęci nie wystarczą.
Popłakała jeszcze trochę, lecz bez większego przekonania. Zdarzały się jej czasem te napady płaczu i nigdy nie wiedziałem, co je wywołuje. Zawsze miałem wrażenie, że ryczy bez powodu. Bo o co jej w gruncie rzeczy chodziło? Była wspaniałą matką. A jeśli czuła się trochę samotna w ciągu dnia, mogła zawsze zadzwonić do mnie do pracy. Sekretarka na pewno przekazałaby mi wiadomość. Mogła też zawsze nagrać się na moją pocztę głosową. Jak mogła czuć się osamotniona? Po prostu tego nie rozumiałem.
Obejmowałem ją, dopóki nie wyschły łzy, a potem zszedłem na dół i zrobiłem nam kawę. Na automatycznej sekretarce były miliony wiadomości. Świat oszalał na punkcie Marty’ego. Ale ja nie martwiłem się tak strasznie o reakcję prasy ani o nasz program.
Słyszałem kiedyś, że problemy w pracy są niczym katastrofa samolotu, przed którą można się uchronić. W przeciwieństwie do problemów w domu, których nie sposób uniknąć, bez względu na to, jak daleko by się uciekło.
Rozdział 6
Każdy ojciec jest bohaterem dla swojego syna. Przynajmniej dopóki syn jest zbyt mały, żeby mieć swój własny rozum.
Pat uważa, że potrafię zrobić wszystko. Jego zdaniem potrafię nagiąć rzeczywistość do swojej woli – tak jak czyni to Han Solo albo Indiana Jones. Wiem, że już niedługo Pat odkryje, że istnieją pewne różnice pomiędzy Harrisonem Fordem a jego starym ojcem. I kiedy uświadomi sobie, że tak naprawdę nie mam rzemiennego bykowca ani świetlnego miecza, nigdy już nie spojrzy na mnie w ten sam sposób co kiedyś.
Ale zanim z tego wyrosną, wszystkim synom wydaje się, że ich ojcowie są bohaterami. Ze mną i z moim tatą wyglądało to trochę inaczej. Ponieważ mój tato był naprawdę bohaterem. Miał na dowód tego medal i inne rzeczy.
Gdybyście zobaczyli go w ogródku albo w samochodzie, uznalibyście go za typowego podtatusiałego jegomościa. Ale w szufladzie w salonie bliźniaka, gdzie dorastałem, leżał medal za wzorową służbę, który otrzymał w czasie wojny. Ja spędziłem dzieciństwo, udając bohatera. Mój tato był nim naprawdę.
Medal za wzorową służbę to jest coś. Przewyższa go tylko Krzyż Wiktorii i na ogół trzeba zginąć, zanim go komuś przyznają. Widząc mojego ojca w pubie albo na ulicy, widząc jego staromodny sweter, łysiejącą głową, rodzinne kombi albo gazety, które czytał, moglibyście dojść do wniosku, że wiecie o nim wszystko. Że go dobrze znacie. I bylibyście w cholernym błędzie.
Podniosłem słuchawkę telefonu. Mogłem zignorować wszystkie telefony z gazet i ze stacji. Ale musiałem zadzwonić do rodziców.
Odebrał mój stary. To było niezwykłe. Nie cierpiał telefonu. Podnosił słuchawkę tylko, jeśli mojej mamy nie było w pobliżu albo jeśli przypadkiem mijał go w drodze między lekturą Gardener’s World i ogrodem.
– Tato? To ja.
– Zaraz poproszę matkę.
Przez telefon był burkliwy i oficjalny, tak jakby nigdy nie zdołał się do niego przyzwyczaić. Jakbyśmy się w ogóle nie znali. Jakbym próbował mu sprzedać coś, na co nie miał ochoty.
– Widziałeś wczorajszy program, tato?
Byłem pewien, że widział. Zawsze oglądali mój program. W słuchawce zapadła cisza.
– Niezły cyrk – oznajmił w końcu ojciec. Wiedziałem, że powinno go to mierzić – cały ten wulgarny język, przemoc, polityka. Słyszałem niemal, jak wścieka się na reklamy. Ale chciałem mu powiedzieć, że to, co się stało, nie ma znaczenia. Że nic mi nie zrobią.