Ale co powiesz na cornetto w czekoladzie?
Płaciłem właśnie lodziarzowi za trzy lody 99, kiedy zza rogu wyszła Cyd.
– Chcesz dziewięćdziesiątkędziewiątkę? – zapytałem ją.
– Co to jest dziewięćdziesiątkadziewiątka?
– To takie lody – wyjaśniłem. – Rożki z wiórkami czekolady. Są świetne.
– Nie, dziękuję – odparła. – Zachowam siły na kolację. Co u ciebie?
– Wszystko w porządku – powiedziałem, pochylając się do przodu i całując ją w usta. Nie wysiliła się zbytnio, by odwzajemnić pocałunek. – Myślałem, że jesteś w pracy.
– Dostałam telefon, żeby odebrać Peggy – oznajmiła. – Bianca nie mogła po nią przyjść. Przepraszam cię za kłopot.
Wpatrywałem się w nią przez moment, nie potrafiąc w żaden sposób powiązać ze sobą tych dwóch światów.
– Znasz Peggy? – zapytałem.
Cyd potrząsnęła głową. Nie umiałem przyjąć tego do wiadomości, prawda?
– To moja córka, Harry.
Staliśmy przy frontowych drzwiach do mojego domu. Cyd spojrzała na mnie tymi szeroko osadzonymi brązowymi oczyma. Czekając.
– Peggy jest twoją córką?
– Miałam zamiar ci to powiedzieć – stwierdziła. – Słowo daję. – Roześmiała się cicho i ten śmiech świadczył o tym, że wiedziała, iż to wcale nie jest takie zabawne. – Czekałam po prostu na odpowiedni moment. To wszystko.
– Odpowiedni moment? Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Dlaczego to nie był odpowiedni moment?
– Wyjaśnię ci później.
– Wyjaśnij teraz.
– Dobrze – odparła, przymykając frontowe drzwi, żeby nie usłyszały nas dzieci. Nasze dzieci. – Ponieważ nie chcę, żeby moja córka poznawała obcych mężczyzn, którzy mogą wkrótce zniknąć z mojego życia.
– Nie chcesz, żeby poznawała obcych mężczyzn? O czym ty opowiadasz, Cyd? Ja nie jestem obcym mężczyzną. Ona spędza w tym domu więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Peggy dobrze mnie zna.
– Zna cię jako tatę Pata. Nie zna cię jako mojego… Kim ty właściwie dla mnie jesteś, Harry? Domyślam się, że moim chłopakiem, prawda? No więc nie zna cię jako mojego chłopaka. A ja nie chcę, żeby poznawała mojego chłopaka, dopóki nie spędzę z nim pewnego czasu. Rozumiesz?
To, co mówiła, nie miało według mnie sensu. Strumyczek roztopionego loda pociekł mi po ręce.
– Ale w zeszłym tygodniu prawie codziennie jadła tu kolację! – zawołałem. – Widuje mnie częściej niż tego gamonia, za którego wyszłaś!
– Nie znasz go.
To mi się spodobało.
– Aha… więc facet jest w porządku?
– Może nie jest – przyznała. – Ale nie chcę, żeby Peggy dorastała, uważając, że każdy mężczyzna zniknie kiedyś w taki sam sposób, w jaki zniknął jej ojciec. Nie chcę, żeby oglądała w moim łóżku obcych facetów… a ty jesteś obcy. Jeśli o to chodzi, jesteś obcy, Harry. Nie chcę u siebie obcych facetów, kiedy ona się obudzi. Nie chcę, żeby myślała, że to nie ma znaczenia. I nie chcę, żeby przywiązała się do kogoś, kto być może długo u nas nie zabawi.
Próbowała zachować spokój, ale co jakiś czas załamywał jej się głos i miałem ochotę ją objąć. Co mogłoby się źle skończyć, ponieważ w ręku nadal trzymałem trzy roztapiające się lody.
– Nie chcę, żeby cierpiała więcej, niż już się wycierpiała – dodała. – Nie chcę, żeby oddała swoje serce komuś, kto potem ot, tak sobie, od niechcenia je złamie. Rozumiesz, Harry? Rozumiesz?
– Rozumiem – odparłem. – Rozumiem.
Cyd zamrugała oczyma i zacisnęła usta, a ja wytarłem poplamione lodami ręce. A potem weszliśmy do domu i przekonałem się, że dziecko nie dziwi się niczemu.
Być może kiedy ma się kilka lat, życie obfituje w tyle cudownych zjawisk, że tak naprawdę nic nie stanowi niespodzianki. A może dzieci adaptują się po prostu szybciej od dorosłych. Tak czy inaczej ani Peggy, ani Pat nie zemdleli z wrażenia, kiedy Cyd weszła do salonu.
– Mama – zawołała Peggy i w tym momencie przypomniałem sobie, gdzie wcześniej widziałem te oczy.
Cyd usiadła na podłodze i wysłuchała swojej córki, która wyjaśniła jej, jak urządzone są wnętrza Sokoła Milenium. Zdjęła słuchawki z głowy mojego syna i wysłuchała piosenki, która mu się podobała. A potem, kiedy wszyscy zjedliśmy lody, zakomunikowała Peggy, że czas wracać do domu.
– Zadzwonię do ciebie – powiedziałem.
– Jeśli masz ochotę – odparła. – Wiem, że to musiał być dla ciebie szok.
– Zwariowałaś czy co? Oczywiście, że mam ochotę.
– Jesteś pewien?
– Jestem – stwierdziłem, dotykając jej ramienia. – To niczego nie zmienia.
To zmieniało wszystko.
Rozdział 25
– Kochałeś się z wizażystką? – zapytałem.
Eamon zerknął na moje odbicie w lustrze w garderobie i miałem wrażenie, że coś pojawiło się na jego twarzy. Może strach. A może gniew. Chwilę później to coś zniknęło.
– Że co?
– Słyszałeś dobrze, co powiedziałem.
Program się rozwijał. Oglądalność rosła i napływały do nas oferty reklam producentów piwa. Ale dla mnie Eamon wciąż był przestraszonym dzieciakiem z Kilcarney z woskiem w uszach.
– Tak czy nie? Kochałeś się z wizażystką?
– Dlaczego pytasz?
– Bo dziewczyna płacze. Nie możemy pozwolić, żeby pudrowała nosy gościom, bo zalała łzami wszystkie swoje przybory. Zamókł cały puder.
– A co to ma wspólnego ze mną?
– Wiem, że w zeszłym tygodniu wyszliście razem ze studia. Eamon przekręcił się na swoim małym obrotowym fotelu i spojrzał mi prosto w twarz. Jego głowę okalały zamontowane na krawędzi lustra żarówki. Nie sprawiał już wrażenia wystraszonego, mimo że spod grubej warstwy pudru na jego czole wyciekał błyszczący strumyczek potu.
– Pytasz, czy kochałem się z wizażystką?
– Zgadza się – odparłem. – Nie obchodzą mnie twoje zasady moralne, Eamon. Jeśli chcesz, możesz podczas przerwy na reklamy przelecieć dziewczynę od świateł. Nie dbam o to, co robisz, kiedy nie jesteś na wizji. Pod warunkiem, że to nie zakłóca funkcjonowania programu. A zapłakana wizażystką, która nie może wykonywać swojej roboty, zakłóca funkcjonowanie programu.
– Bardzo mi pomogłeś, Harry – oznajmił cicho. Czasami mówił tak cicho, że trzeba się było bardzo skoncentrować, żeby go w ogóle usłyszeć. To dawało mu pewną władzę. – Od pierwszego naszego spotkania wszystko, co powiedziałeś, wydawało mi się bardzo sensowne. „Pamiętaj, że mówisz zawsze do jednej osoby”, stwierdziłeś. „Jeśli ty dobrze się bawisz, wtedy oni też będą się dobrze bawić”. Takie rzeczy może niewiele dla ciebie znaczą, ale pomogły mi przez to przebrnąć. Pomogły mi zaistnieć. Bez ciebie nie dałbym rady i jestem ci wdzięczny. Dlatego nie gniewam się, kiedy zadajesz mi pytanie, które… chyba się ze mną zgodzisz…? zabrzmiałoby nieco obcesowo, gdyby zadała je moja matka albo mój ksiądz proboszcz.
– Czy kochałeś się z wizażystką, Eamon?
– Nie, Harry. Nie kochałem się z wizażystką.
– To prawda?
– Prawda, Harry. Nie kochałem się z wizażystką.
– Dobrze. To wszystko, co chciałem wiedzieć.
– Ja przeleciałem wizażystkę.
– Widzisz tu jakąś różnicę?
– Bardzo dużą. To nie był początek jakiegoś ważnego związku, Harry. To był kulminacyjny punkt czegoś kompletnie pozbawionego znaczenia… i to właśnie mi się w tym spodobało. A Carmen… tak ma na imię wizażystką, Harry, tak brzmi jej imię… może i martwi się dzisiaj, że nie będzie powtórki z rozrywki, ale mocno podejrzewam, że to też jej się w tym spodobało. Sam fakt, że to było trochę ostre, trochę brutalne i tylko na jedną noc. Czasami kobieta chce, żebyś się z nią pokochał. Innym razem chce, żebyś ją tylko przeleciał. One się od nas niczym nie różnią. To cały sekret, Harry. Są po prostu takie same.