Nie miał racji. Brakowało mi jej. Brakowało mi zwłaszcza tego, jak obejmowała mnie, kiedy spaliśmy. Większość par odwraca się do siebie plecami, kiedy tylko zbliża się pora snu. Ale nie ona. Cyd przytulała się do mnie i obejmowała, pragnąc, żebyśmy stali się jednością. Wiem, że to śmieszne i nigdy nikomu się nie uda. Ale ona kazała mi w to wierzyć. I nie mogłem znieść myśli, że już nigdy tak nie zaśniemy.
– Była naprawdę wyjątkowa – mruknąłem.
– Rozejrzyj się – powiedział Eamon, próbując napełnić mój kieliszek. Położyłem na nim dłoń. Nie mam zbyt mocnej głowy, a i tak byłem już lekko zalany. – Ile ich tu jest? Koło setki?
Rozejrzałem się. Na obrzeżach sali, tam gdzie czekały ze swoimi latarkami i tacami kelnerki w baletowych spódniczkach, dziesiątki dziewcząt polowały na klientów. Dziesiątki innych podrygiwały rytmicznie przed biznesmenami, którzy śmieli się i szydzili, stojąc w małych grupkach, lecz potem siedzieli wszyscy z nieśmiałą i niemal nabożną miną, kiedy któryś z nich wykupił taniec.
Tak łatwo naciskać w nas odpowiednie guziki, pomyślałem, nie potrafiąc sobie wyobrazić, żeby jakakolwiek kobieta straciła głowę – i sięgnęła jednocześnie po pieniądze – na widok męskich pośladków.
Obserwując twarze facetów wpatrzonych we wszystkie te perfekcyjne kobiece ciała – ciała rzeźbione młodością i na siłowni, ciała, które tu i tam zostały udoskonalone ręką chirurga – łatwo było uwierzyć, że żywot mężczyzny jest niczym przykucie łańcuchem do wioskowego idioty.
– Raz… dwa… trzy – zaczął liczyć Eamon, popijając szampana. – Osiem… dziewięć… dziesięć…
– Tak – zgodziłem się. – Jest ich koło setki.
– I wszystkie są wyjątkowe, Harry. Jest tu tyle wyjątkowych dziewczyn, że nie zdołam ich zliczyć. Świat jest pełen wyjątkowych dziewczyn.
– Nie takich jak Cyd – zaprotestowałem.
– Bzdura – stwierdził Eamon. – Wielka włochata bzdura, Harry. – Opróżnił swój kieliszek i chcąc go ponownie napełnić, odkrył ze zdziwieniem, że butelka jest pusta. Zamówił następną i objął mnie ramieniem. – Ty to kochasz, Harry. Kochasz całe to cierpienie. Bo jest o wiele łatwiejsze niż życie z kobietą.
– Jesteś pijany.
– Może i jestem pijany, Harry, ale znam się na kobietach. Ty może znasz się na telewizji… i niech Bóg ma cię za to w swojej opiece… bo nieraz uratowałeś moją garbowaną w Kilcarney skórę… aleja znam się na kobietach. I wiem, że zmieniłbyś zdanie na temat Cyd, gdybyś pomieszkał z nią przez siedem najbliższych lat. Bo my zawsze zmieniamy zdanie.
– Nie zawsze.
– Zawsze. Nie dowiesz się tego ze starych piosenek. Stare piosenki opowiadają o odnalezionej i utraconej miłości. Miłości heroicznej, miłości odwiecznej, miłości słodkiej i gorzkiej. Ale nie mówią nic o tym, że człowiek staje się stary i nudny. O tym nic nie mówią.
– Owszem, kurwa, mówią! – upierałem się.
– Masz ochotę na taniec? – zapytała mnie jakaś zjawa w przezroczystej wieczorowej sukience.
– Nie, dziękuję – odparłem. – Where Did Our Love Go?, You Don’t Send Me Flowers, You’ve Lost That Loving Feeling… ludzie piszą mnóstwo piosenek o miłości, której płomień przygasa.
– Ale piszą to w tonie heroicznym – stwierdził Eamon. – A w tym nie ma nic z heroizmu. To jest nudne i głupie. Rozejrzyj się wokół siebie, Harry, po prostu rozejrzyj się po tej sali… dlaczego jakikolwiek mężczyzna miałby wiązać się tylko z jedną kobietą? Nie po to nas stworzono.
– Nie po to ciebie stworzono – odpaliłem. – Bo ty dbasz tylko o swojego małego obleśnego fiuta i o to, żeby wcisnąć go wszędzie, gdzie się tylko da.
– Nie chodzi o mojego fiuta, Harry.
– Przykro mi, Eamon, ale nie ustąpię. Chodzi o twojego małego obleśnego fiuta.
– Nie o fiuta, Harry. Chodzi o nasienie.
– Dobrze, niech ci będzie nasienie.
Azjatka z włosami do bioder podeszła do nas, usiadła Eamonowi na kolanach i cmoknęła go niewinnie w nieogolony ciemny policzek.
– Jestem Mem – powiedziała, zwracając się do mnie.
– Harry – przedstawiłem się i uścisnęliśmy sobie ręce, jakbyśmy mieli zaraz przystąpić do rozmowy o interesach.
To śmieszne, ale w tej sali pełnej nieświeżego papierosowego dymu, nagich ciał i erotycznych fantazji, które snuli faceci w średnim wieku, sporo było oficjalności, uścisków dłoni i wizytówek dyskretnie wręczanych razem z gotówką.
Taki panował tutaj genius loci. Mężczyznom pozwalano łudzić się nadzieją, że mają u którejś z nich jakieś szansę – że te dziewczyny, które jednym błyskiem oka, jednym ruchem bioder i nową piosenką o byciu dziwką i kochanką mogły zmienić każdego mężczyznę w swój osobisty bankomat, marzą o kolacyjce w jakiejś udającej francuską restaurację nędznej knajpie.
Mem zaczęła tańczyć dla Eamona. Ściągnęła sukienkę przez głowę i poruszała powoli swoim drobnym jędrnym ciałem przed jego twarzą. Widziałem teraz, dlaczego tej małej Azjatce – ciekawe, skąd pochodziła? Z Indonezji? Z Tajlandii? – udało się przetrwać na blond planecie.
– To jest jak w Heathrow Express – rzucił Eamon.
– O czym ty teraz pieprzysz? – zapytałem.
– O Heathrow Express – wyjaśnił. – Pociągu na lotnisko. Nie zauważyłeś? Zaraz za Paddington mija się bocznicę z błyszczącymi, fabrycznie nowymi wagonami. A trochę dalej jest kolejna bocznica… ale tutaj widać same zardzewiałe, zniszczone, wypalone stare wagony, poustawiane jeden na drugim niczym złom, którym właściwie są.
– Coś mi tutaj nie pasuje, Eamon – przerwałem mu. – Twierdzisz, że życie jest niczym Heathrow Express?
– Twierdzę, że stosunki między kobietą i mężczyzną są niczym te wagony – odparł, sunąc dłonią po złocistym udzie Mem, mimo że dotykanie było tutaj surowo wzbronione. – Na początku są lśniące i nowe i wydaje się, że tak będzie zawsze. A potem lądują na złomowisku.
– Prawdziwy z ciebie diabeł – powiedziałem, wstając od stolika. – A ja się upiłem.
– Och, nie odchodź, Harry – poprosił.
– Muszę odebrać syna od moich rodziców – wyjaśniłem. – To znaczy od mojej matki.
Pocałowałem go w policzek, podałem rękę Mem – z jakiegoś powodu wydawało mi się to bardziej na miejscu, niż gdybym pocałował Mem i podał rękę Eamonowi – i dopiero w połowie sali przypomniałem sobie, gdzie słyszałem już wcześniej to imię.
I wiedziałem, że Eamon nie ma racji. Ktoś, kto stale pożąda czegoś nowego, stale czegoś pragnie, nigdy nie będąc zadowolony z tego, co ma, jest bardziej zagubiony i samotny od podobnego do mnie biednego pierdoły, który wierzy, że wszystkie stare piosenki opowiadają o tej jedynej dziewczynie.
Mężczyźni, którzy spółkują z kim popadnie, nie są wolni. Stają się niewolnikami w większym stopniu niż inni, ponieważ nigdy nie mogą pozbyć się podejrzeń, że kobiety, których pragną, są takie same jak oni. Tak samo niestałe, tak samo niewierne, tak samo skore do odejścia albo szybkiego numerku jak bohaterka jednej z tych nowych piosenek.
Zobaczyłem go przed klubem, czekającego w mroku razem z innymi chłopakami tancerek. Nie wiem dlaczego, ale domyślałem się jakby, że go tam zastanę.
I wiedziałem, że będzie wyglądał tak jak inni, którzy mimo swoich lśniących samochodów – czy w jego przypadku wielkiego motocykla marki BMW – mieli wszyscy żałosne miny. Żaden z chłopaków tancerek nie sprawiał wrażenia szczęśliwego.
Stali za kierowcami taksówek, którzy proponowali swoje usługi. Taksówkarze gawędzili ze sobą i zaczepiali wychodzących z klubu mężczyzn – „Potrzebuje pan taksówki?”, „Dokąd pan jedzie?”, „Dziesięć funciaków do Islington?” – lecz chłopcy tancerek byli milczący i samotni. Wyglądali tak, jakby spełniły się wszystkie ich marzenia, lecz przyniosły im one wyłącznie uczucie zazdrości i niesmaku.