– Przemyślałam to sobie – oznajmiła. – I zdałam sobie sprawę, jaka byłam głupia, wpuszczając tu znajomych Steve’a.
– Szkoda, że wtedy o tym nie pomyślałaś.
– Wiem. – Zerknęła na mnie nieśmiało spod kurtyny włosów. – Przepraszam. Byłam po prostu… nie wiem, jak to ująć… taka szczęśliwa, że go znowu widzę.
– Cóż, potrafię to zrozumieć – powiedziałem. – Mnie też serce bije trochę szybciej, kiedy widzę Steve’a.
– Nie lubisz go – mruknęła. – Stroisz sobie żarty.
– Jak się między wami układa? Między tobą i Steve’em?
– To już skończone – odrzekła i w oczach stanęły jej łzy.
Zrobiło mi się nagle żal tego nieśmiałego aż do bólu dziecka. – Znowu puścił mnie w trąbę – dodała. – Kiedy dostał to, czego chciał.
– Przykro mi! To prawda, że Steve nie jest moim ulubionym przedstawicielem gatunku homo sapiens. Ale wiem, że go lubiłaś. Ile masz teraz lat? Piętnaście?
– Szesnaście.
– Spotkasz kogoś innego. Nie zamierzam ci mówić, że w twoim wieku nie wiesz jeszcze, co to jest miłość, bo nie wierzę, żeby to była prawda. Ale spotkasz kogoś innego, obiecuję ci.
– Nie ma sprawy – odparła, pociągając nosem. Podałem jej kawałek kuchennego ręcznika, w który głośno się wysmarkała. – To nieważne. Chciałam po prostu przeprosić za tamtą noc. I powiedzieć, że jeśli dasz mi jeszcze jedną szansę i pozwolisz zaopiekować się Patem, to się już więcej nie powtórzy.
Zmierzyłem ją uważnym spojrzeniem, wiedząc, że dodatkowa pomoc przy Pacie bardzo mi się przyda. Dawny system opieki nagle się załamał. Tato był w szpitalu, Cyd odeszła. Zaczęło mi nawet brakować Bianki. Teraz mogłem liczyć tylko na siebie oraz moją mamę i czasami było nam ciężko.
– Zgoda – powiedziałem. – Mogę potrzebować opiekunki do dziecka.
– To dobrze – uśmiechnęła się Sally. – Bo ja mogę potrzebować pieniędzy.
– Nadal mieszkasz u Glenna?
– Tak. Ale jestem jakby… no wiesz… w ciąży.
– Jezu, Sally. To dziecko Steve’a?
– Nie było nikogo innego.
– A jak Steve zareagował na to, że zostanie ojcem?
– Nie był zbyt zachwycony. Powiedział, dokładnie cytuję: „Odpierdol się i spadaj”. Chce, żebym pozbyła się dziecka.
– A ty chcesz je urodzić?
Przez chwilę się nad tym zastanawiała. Tylko przez chwilę.
– Myślę, że to dobry pomysł – stwierdziła. – Zawsze chciałam mieć coś, co będzie tylko moje. Coś, co mogłabym kochać i co też by mnie kochało. A to dziecko będzie mnie kochać.
– Twój tato o tym wie, prawda?
Sally pokiwała głową.
– To jedyny pożytek z posiadania ojca, który nigdy nie przestał być hipisem. Takie rzeczy wcale go nie denerwują. Nie przejął się zbytnio, kiedy w wieku trzynastu lat miałam pierwsze płukanie żołądka. Nastolatka w ciąży to dla niego normalka. Chociaż wydaje mi się, że był trochę wstrząśnięty tym, że nie chcę skrobanki.
– Ale jak utrzymasz to dziecko, Sally?
– Opiekując się Patem.
– To nie wystarczy.
– Jakoś sobie poradzimy – powiedziała i po raz pierwszy nie pozazdrościłem jej młodzieńczej pewności siebie. Zrobiło mi się jej żal. – Ja i moje dziecko.
Sally i jej dziecko.
Jakoś sobie oczywiście poradzą, ale wyłącznie dzięki pomocy państwa, które odegra rolę ojca, ponieważ Steve całkowicie się do niej nie nadawał. Zastanawiałem się, po co w ogóle płacę podatki. Mogłem po prostu wcisnąć pieniądze do dziecinnego wózka Sally i wyeliminować pośredników.
– Dziecko to nie to samo co pluszowy niedźwiadek, Sally – powiedziałem. – Nie służy tylko do tego, żebyś miała kogo objąć i poczuć się dobrze. Kiedy urodzisz dziecko, nie będziesz już wolna. Nie wiem, jak ci to wyjaśnić. Ale dziecko zawładnie jakby twoim sercem.
– Przecież tego właśnie chcę – odparła. – Chcę, żeby coś zawładnęło moim sercem. – Potrząsnęła głową, łagodnie mnie strofując. – A ty mówisz o tym, jakby to było coś złego.
Glenn przyszedł po nią i kiedy się żegnali, wpadł do mnie Marty, żeby porozmawiać o przygotowaniach do swojego ślubu.
Chciałem ich sobie przedstawić, ale Glenn i Marty przywitali się jak starzy znajomi. Teraz sobie przypomniałem. Poznali się na moim ślubie.
Zrobiłem zatem więcej kawy, a oni zaczęli wspominać listę przebojów Top of the Pops w czasach jej największej popularności w latach siedemdziesiątych, kiedy to Marty oglądał ją w każdy czwartkowy wieczór, a Glenn na krótko się na niej pojawił. Sally obserwowała ich obu z szyderczą pogardą młodości. Dopiero kiedy Glenn i Sally wyszli, Marty wyznał, że ma kłopoty ze snem.
– Wszyscy się na to skarżą – odparłem. – Kilka wątpliwości przed ślubem to rzecz naturalna.
– Nie martwię się o ślub – uściślił. – Martwię się o program. Może coś słyszałeś?
– Na przykład co?
– Jakieś pogłoski, że nie znajdzie się w ramówce w przyszłym roku?
– Twój program? Chyba robisz sobie jaja? Nigdy nie zdejmą z anteny Marty Mann Show. Myślisz, że to zrobią?
– Jasne. Mówi się, że programy z żywymi ludźmi się kończą. – Marty potrząsnął ze smutkiem głową. – Taki jest dzisiejszy świat. Ludzie mają dosyć ludzi.
– Mężczyźni umierają wcześniej niż kobiety – oznajmił mój nowy adwokat. – Częściej niż kobiety chorujemy na raka. Częściej popełniamy samobójstwa. W większym stopniu aniżeli kobiety jesteśmy zagrożeni bezrobociem. – Jego gładka nalana twarz wykrzywiła się w uśmiechu, jakby to wszystko było bardzo zabawne. Miał drobne ostre zęby. – Ale z jakiegoś powodu, którego nigdy nie udało mi się dociec, panie Silver, to kobiety są uważane za ofiary.
Nigela Batty’ego zarekomendowali mi dwaj znajomi z programu, oświetleniowiec i dźwiękowiec, którzy obaj przeszli przed rokiem przez bolesne rozwody.
Sam Batty również miał za sobą jeden albo dwa bolesne rozwody i cieszył się reputacją fanatyka praw mężczyzn. Wszystkie te opowieści o chronicznym bezrobociu mężczyzn, o raku prostaty i facetach, którzy schodzą do garażu i zapuszczają motor, żeby zatruć się spalinami, nie były w jego ustach zwykłą propagandową gadką – to było objawienie, nowa religia czekająca na wyznawców.
Mimo niskiego wzrostu, niewielkiego brzuszka skrytego pod świetnie skrojonym garniturem oraz mlecznych soczewek okularów Batty sprawiał wrażenie twardego zawodnika. Już teraz lepiej się czułem, wiedząc, że mam go w swoim narożniku.
– Ostrzegam pana, że w takich jak ten przypadkach prawo nie faworyzuje ojca – powiedział. – Prawo powinno faworyzować dziecko. I w teorii tak właśnie czyni. W teorii najważniejsze powinno być dobro dziecka. W praktyce jest jednak inaczej. – Spojrzał na mnie podłymi gniewnymi oczkami. – Prawo faworyzuje matkę, panie Silver. Dla poprawnych politycznie sędziów dobro dziecka liczy się mniej niż dobro matki. Ostrzegam pana o tym, zanim zaczniemy.
– Niech pan robi wszystko, co pan może – oznajmiłem. – Wszystko, co pan może, żeby przyznali mi opiekę nad synem.
– Nie nazywa się to już opieką, panie Silver. Chociaż media nadal rutynowo piszą o walkach o opiekę, od czasu ogłoszenia ustawy o ochronie praw dziecka, rodzic nie uzyskuje już prawa do opieki nad swoim dzieckiem. Dostaje prawo zamieszkiwania. Stara się pan o nakaz zamieszkania dziecka u siebie.