Выбрать главу

Nasza trójka usiadła w pierwszej ławce. Kiedyś nasza trójka oznaczała moich rodziców i mnie. Teraz to była moja matka, syn i ja. Śmiech dawno już umilkł, oboje mieli spuszczone głowy i wzrok wbity w posadzkę, lecz ja obserwowałem pastora, który zaczął od cytatu z Księgi Izajasza: „I przekują swoje miecze na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Żaden naród nie podniesie miecza przeciwko drugiemu narodowi i nie będą się już uczyć sztuki wojennej” [1].

Jego kazanie opowiadało o dzielnym żołnierzu, który stał się człowiekiem pokoju – wojowniku, który nauczył się być kochającym mężem, dobrym ojcem i miłym sąsiadem. Widziałem, że przygotowując je, ciężko się napracował, że rozmawiał z matką, wujami i mieszkającą obok ciotką Ethel, która wcale nie była moją prawdziwą ciotką. Pastor nigdy nie spotkał jednak mojego ojca i dlatego w gruncie rzeczy nie był w stanie trafnie go opisać.

Dopiero kiedy w zatłoczonym kościele zabrzmiała wybrana przez matkę stara piosenka, musiałem naprawdę wziąć się w garść – dopiero wtedy poczułem ciężar tego wszystkiego, co straciliśmy.

Ta piosenka poruszyła mnie w większym stopniu aniżeli religijne hymny, wypowiadane w dobrej wierze komunały i twarze wszystkich ludzi, których w życiu spotkał. Głos Sinatry unosił się pod sklepieniem, bardzo młody i bardzo czysty, pozbawiony całej dezynwoltury i cynizmu późniejszych lat.

Matka nie poruszyła się, ale widziałem, że mocniej chwyciła Pata, tak jakby bała się, że ta melodia przeniesie ją w jakieś inne miejsce i czas, w samotną przyszłość, gdzie nie będzie mogła spać przy zgaszonych światłach, bądź też w minioną, bezpowrotnie utraconą przeszłość.

Któregoś dnia,

Gdy będzie mi strasznie źle,

Gdy będzie zimno,

Ogrzeje mnie

Sama myśl o tobie,

O tym, jaka jesteś dziś w nocy.

I słyszałem głos ojca, niezadowolonego z jej wyboru, dziwiącego się kobiecie, z którą dzielił życie i która nigdy nie przestała go zaskakiwać.

– Nie wczesny Sinatra, kobieto! Nie te jego landrynkowe, przesłodzone kawałki, które nagrywał w Columbii! Jeśli to musi już być Sinatra, dlaczego nie wybrałaś jakiejś piosenki z albumów nagranych dla Capitolu w latach pięćdziesiątych – One For My Baby, Angel Eyes, In the Small Hours of the Morning – dlaczego nie wybrałaś któregoś z jego wielkich klubowych przebojów? A swoją drogą, co ci się nie podoba w Deanie Martinie? Zawsze bardziej lubiłem starego Dino.

To prawda. Ulubieńcem ojca był Dean Martin. Sinatra, mimo że bardzo go lubił, był dla niego nieco zbyt sentymentalny.

0 wiele bardziej cenił męski twardy ton Deana Martina. Ale oczywiście piosenki nie wybrał ojciec. I nie opowiadała o tym, jak on sam siebie widział. Mówiła o tym, jak widziała go, znała i kochała moja matka.

Jesteś urocza!

Gdy uśmiechasz się tak ciepło,

Gdy masz taki miękki policzek,

Nie zostało mi nic innego

Jak kochać cię

Taką, jaka jesteś dziś w nocy.

Pracownicy zakładu pogrzebowego wynieśli trumnę ojca z kościoła – ostrożnie, ostrożnie – i znieczuleni rytuałem śmierci ruszyliśmy na cmentarz, do ostatniego grobu na opadającym zboczu.

Dół wykopano na końcu długiego rzędu. Któregoś dnia, po wielu kolejnych pogrzebach, kiedy otoczy go las innych nagrobków, niełatwo będzie odnaleźć miejsce wiecznego spoczynku mojego ojca. Ale dzisiaj nie musieliśmy się o to martwić. Dzisiaj mój ojciec był w tym miejscu ostatnim przybyszem. Dzisiaj odnalezienie jego grobu nie sprawiało żadnego problemu.

Obok stał biały i nowy nagrobek, z błyszczącymi czarnymi literami epitafium na górnej połowie i pozostawionym niżej miejscem na drugą inskrypcję – inskrypcję, która miała kiedyś zostać wyryta dla jego żony, mojej matki, babci Pata.

PATRICK WILLIAM ROBERT SILVER, odznaczony Medalem za Wzorową Służbę. Nazwisko pochodziło z czasów, gdy rodziny dawały dzieciom tyle imion, ile tylko mogły zapamiętać, tyle imion, ile zdołały nosić. Poniżej znajdowały się daty urodzenia i śmierci oraz napis UKOCHANY MAŻ, OJCIEC I DZIADEK.

Znowu zaczął przemawiać pastor – proch niechaj się w proch obróci, wejdźcie, dziatki, do królestwa Bożego, które czeka na was od początku świata – lecz ja słyszałem tylko urywek jednej ze starych piosenek, piosenki proszącej kogoś, żeby się nigdy, ale to nigdy nie zmieniał.

Staliśmy przy skraju otwartego grobu, naprzeciw licznego tłumu żałobników. Niektórych z nich nie znałem. Innych znałem przez całe życie. Ale ci, których znałem, zmienili się – w pamięci utkwili mi roześmiani wujkowie i przystojne ciotki w średnim wieku, w najlepszym okresie, kiedy mieli nowe samochody i kolorowe ciuchy, kiedy spędzali lato nad morzem, a ich dzieci dorastały albo już dorosły.

Teraz ich twarze były starsze, niż kiedykolwiek spodziewałem się ujrzeć, a pewność siebie, jaka emanowała z nich, gdy mieli trzydzieści lub czterdzieści lat, dawno się ulotniła. Przybyli, żeby obejrzeć pogrzeb ojca, pierwszego z ich pokolenia, który odszedł, i ich własna śmierć wydała im się nagle bardzo realna. Opłakiwali ojca, lecz również samych siebie.

W oddali widziałem pola, po których wałęsałem się jako chłopiec, ciemno-bure w środku zimy i prostokątne niczym boiska, okolone rosochatymi, pozbawionymi liści drzewami.

Czy dzieci nadal bawiły się w tej dzikiej okolicy? Wydawało mi się to z jakiegoś powodu mało prawdopodobne. Ale pamiętałem każdy strumień, każdy błotnisty rów, każdy schowany w głębi gęstych zagajników staw, pamiętałem rolników, którzy nas stąd przepędzali, mnie i moich kolegów, dzieci z miasta, które żyły na przedmieściach.

Nie widać stąd było pobliskich agencji nieruchomości ani centrów handlowych. Jak okiem sięgnąć, wszędzie roztaczały się pola. Człowiek naprawdę czuł się tutaj jak na wsi.

Dlatego właśnie mój ojciec uciekł z miasta. Na tych polach bawiłem się jako chłopiec, o nich właśnie marzył tato i teraz miał zostać wśród nich pochowany.

Dookoła nas słychać było płacz – coraz głośniejszy i bardziej przepojony smutkiem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem łzy na twarzach, które kochałem. Twarzach braci ojca. Naszych sąsiadów. Mojej matki i syna.

Ja jednak miałem suche oczy, gdy opuszczali trumnę do świeżo wykopanego grobu. Jedną ręką obejmowałem mocno matkę, która sama obejmowała ramionami swego łkającego wnuka. Drugą wetknąłem głęboko do kieszeni czarnej marynarki, zaciskając w pięści srebrny medal ojca, tak jakbym miał go nigdy nie puścić.

Rozdział 38

– Świat się zmienia – stwierdził Nigel Batty. – To nie są już lata siedemdziesiąte. To nie jest Sprawa Kramerów. W sporze o prawo zamieszkiwania prawo nadal faworyzuje matkę… i zawsze będzie faworyzowało. Rośnie jednak świadomość, że mężczyzna nie zawsze okazuje się marnym rodzicem.

– Nie potrafię pogodzić się z myślą, że mój syn będzie dorastał przy jakimś obcym facecie – powiedziałem, bardziej do siebie niż do mojego adwokata. – Nie potrafię pogodzić się z myślą, że będzie przebywał pod jednym dachem z kimś, kto się nim w ogóle nie interesuje. Z kimś, kogo interesuje tylko jego matka.

вернуться

[1] Księga Izajasza, 2,4