Выбрать главу

– Do tego nie dojdzie. Bez względu na to, co mówi twoja żona, to ona was opuściła. I odkąd syn pozostaje pod twoją opieką, dajesz sobie świetnie radę. Bez względu na to, co ona opowiada swojemu adwokatowi.

– Nie potrafię uwierzyć, że oskarża mnie o zaniedbanie. Gdyby grała czysto, traktowałbym ją z szacunkiem. Ale od takich rzeczy gotuje mi się krew w żyłach. Rozumiesz, o co mi chodzi, Nigel?

– Rozumiem.

Do mojego adwokata nie zwracałem się już „panie Batty”. Teraz był dla mnie Nigelem. Opowiedział mi swoją historię.

Siedem lat wcześniej poślubił Francuzkę, którą poznał, pracując w kancelarii adwokackiej w Londynie. Zamieszkali tu i po roku urodziły im się córki bliźniaczki. Kiedy przed dwoma laty rozpadło się ich małżeństwo, żona postanowiła, że wróci do Francji. I sąd apelacyjny pozwolił jej wyjechać razem z córkami. Od tego czasu Nigel Batty nigdy ich nie zobaczył.

– W rezultacie moje dzieci straciły jedno z rodziców i bez wątpienia znienawidziły drugie – powiedział. – A wszystko to przez jakiegoś zasranego durnego sędziego, który uważa, że liczy się tylko matka. Moja sytuacja nie jest wcale wyjątkowa… wielu ojców traci kontakt ze swoimi dziećmi. Ponieważ kobiety, które kiedyś poślubili, chcą ich ukarać.

Chrząknąłem niewyraźnie na znak zgody. Był późny wieczór i w pustej kancelarii na West Endzie kręciły się sprzątaczki. Nigel Batty usiadł na swoim biurku i spojrzał na sznur samochodów blokujący Hanover Square.

– Moim córkom byłoby na pewno lepiej, gdyby miały oboje rodziców – stwierdził. – Ale takie rozwiązanie… rozwiązanie, które pozwoliłoby im zachować oboje rodziców… wymagałoby jakiegoś kompromisu. A w sporach o zamieszkiwanie nie ma miejsca na kompromis. Dobro dziecka nie ma w nich znaczenia. Powinno mieć, ale nie ma. W sporach o zamieszkiwanie zawsze chodzi o to, co matka wyobraża sobie, że chce.

Zdjął okulary i potarł oczy.

– Mimo że prawo próbuje osłabić moc nakazu zamieszkiwania, musi on oznaczać zwycięstwo jednego z rodziców i klęskę drugiego. Musi. Tym, kto przegrywa, jest przeważnie mężczyzna. Ale… i to właśnie uległo zmianie w ciągu ostatnich dwudziestu lat… nie dzieje się tak zawsze. I tym razem możemy wygrać. Zasługujemy na to, żeby wygrać.

– Ale ona go kocha.

– Co?

– Gina kocha Pata. Wiem, że go kocha.

Nigel przesunął papiery po biurku, naprawdę wytrącony z równowagi tym, co ja wygaduję.

– Nie sądzę, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie – stwierdził.

* * *

Obserwowałem ich przez okno. Gina wysiadła z samochodu, otworzyła tylne drzwi, żeby wypuścić Pata – mały poinformował mnie, że Richard zainstalował z tyłu specjalny dziecinny zamek – a potem, kucając na chodniku tak, by ich głowy znalazły się na tej samej wysokości, przytuliła jego blond włosy do szyi, ciesząc się ostatnimi sekundami, które mogła z nim spędzić.

Później przystanęła na chwilę przy drzwiczkach samochodu – nie mogliśmy już ze sobą rozmawiać, ale nie wsiadała z powrotem, póki mnie nie zobaczyła – i widząc Pata, który biegł z błyszczącymi oczyma do drzwi, nie mogłem nie pomyśleć, że to dziecko zasługuje na to, by kochano je tak, jak kochane jest każde dziecko na świecie.

* * *

Później tego samego dnia siedział na podłodze, bawiąc się swoimi zabawkami.

– Pat?

– Tak?

– Wiesz, że między mamusią i mną trochę się ostatnio popsuło?

– Nie rozmawiacie ze sobą.

– To dlatego, że się kłócimy.

Bez słowa walnął figurką Luke’a Skywalkera o bok Sokoła Milenium. Usiadłem obok niego na podłodze.

– Oboje bardzo cię kochamy. Chyba o tym wiesz, prawda?

Nie odpowiedział.

– Pat?

– Chyba tak.

– I oboje chcemy, żebyś u nas mieszkał. Gdzie wolałbyś mieszkać? U mnie?

– Tak.

– Czy u mamy?

– Tak.

– Nie możesz mieszkać u nas obojga. Chyba to rozumiesz? Nie możesz mieszkać u nas obojga. Już nie.

Przytulił się do mnie i objąłem go.

– To trudne, prawda, kochanie?

– Trudne.

– Ale o to właśnie toczy się spór. Ja chcę, żebyś mieszkał tutaj. A mama chce, żebyś mieszkał u niej. U niej i Richarda.

– Tak, ale co będzie z moimi rzeczami?

– Słucham?

– Z moimi rzeczami. Wszystkie moje rzeczy są tutaj. Co będzie, jeśli się do niej przeniosę… co będzie z moimi rzeczami?

– To żaden problem, kochanie. Możemy przewieźć twoje rzeczy do mamy. Nie musisz się o to martwić. Najważniejsze jest to, gdzie będziesz mieszkać. A ja chcę, żebyś mieszkał tutaj.

Utkwił we mnie oczy. Oczy Giny.

– Dlaczego?

– Bo tu jest ci dobrze – odparłem i już mówiąc to, zacząłem się zastanawiać, czy to prawda.

Wychowując przez ostatnie miesiące samotnie Pata, bardzo się zmieniłem. Praca z Eamonem stanowiła po prostu sposób na spłacenie hipoteki, a nie udowodnienie sobie i innym, że jestem coś wart. Praca nie była już dla mnie dłużej środkiem wszechświata. Środkiem wszechświata był dla mnie mój syn.

Kiedy byłem z czegoś dumny, czymś się przejmowałem albo coś sprawiało, iż znowu czułem, że żyję, nie wiązało się to z niczym, co działo się w studiu. Wiązało się to z tym, że Pat nauczył się wiązać sznurowadła, że dokuczano mu w szkole albo że zrobił lub powiedział coś, co wypełniało moje serce miłością, coś, co przypominało mi, że mój syn jest najpiękniejszym chłopakiem na świecie. Gdyby ode mnie odszedł, czułbym, że tracę wszystko.

– Chcę tylko tego, co jest dla ciebie najlepsze – powiedziałem i po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że być może chcę tego, co jest najlepsze dla mnie, a nie dla niego.

* * *

– Twój tato i ja zobaczyliśmy ją w Palladium, kiedy miała osiemnaście lat – powiedziała matka. – Nazywali ją dziewczyną z Zatoki Tygrysów.

Jej błękitne oczy były szeroko otwarte z emocji. Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważyłem, jak bardzo są błękitne? W półmroku Albert Hali świeciły się niczym klejnoty na wystawie u Tiffany’ego.

Chociaż moi rodzice spędzali na ogół wieczory w domu, mniej więcej co pół roku wybierali się na jakiś spektakl – recital Tony’ego Bennetta w Royal Festival Hali, powtórkę Oklahomy albo Guys and Dolls na West Endzie – i dlatego postanowiłem zabrać matkę na przedstawienie w Albert Hali. Na jej najbardziej ulubioną artystkę wszech czasów – dziewczynę z Zatoki Tygrysów.

– Shirley Bassey! – westchnęła matka.

Rodzice zaciągnęli mnie na kilka występów Shirley Bassey, kiedy byłem jeszcze za mały, żeby protestować. Ale w latach mojego dzieciństwa jej publiczność nigdy nie była tak dalece zróżnicowana jak ta, którą ujrzeliśmy teraz w Albert Hali.

Niesamowicie przystojni młodzieńcy z wyskubanymi brwiami i w małych uzbeckich czapeczkach na głowach siadali obok dostojnych starszych par spod Londynu, panów w szykownych blezerach prosto z wiejskiego klubu i pań z trwałą a la Margaret Thatcher – ulubioną wyjściową fryzurą kobiet z pokolenia mojej matki.

– Nigdy nie sądziłem, że stara Shirley cieszy się takim wzięciem w środowiskach gejów – stwierdziłem. – Chociaż to nawet logiczne. Chłopcy lubią połączenie wystawnego show-biznesu i osobistej tragedii. Jest naszą Judy Garland.

– Środowiska gejów? – zdziwiła się mama. – Jakich gejów?

Wskazałem jej głową młodych mężczyzn w strojach od Versacego i Prądy, odróżniających się wyraźnie od odzianego w wełnę i poliester tłumu.

– Rozejrzyj się wokół siebie, mamo.

Jakby na zawołanie siedzący obok matki chłopak o urodzie męskiego modela, zbyt przystojny, żeby być heteroseksualistą, zerwał się z miejsca, gdy orkiestra zagrała pierwsze takty Diamonds are Forever.