Выбрать главу

– Kochamy cię, Shirley! – zawołał. – Jesteś bajeczna!

– To nie jest gej – szepnęła mi do ucha śmiertelnie poważnym tonem.

Roześmiałem się, objąłem ją ramieniem i pocałowałem w policzek. W tym samym momencie na najwyższym stopniu scenicznych schodów pojawiła się Shirley Bassey w skrzącej się bajecznie wieczorowej sukni i z uniesionymi wysoko w górę rękoma i mama pochyliła się podniecona do przodu.

– Jak ty to robisz, mamo? – zapytałem.

– Jak robię co?

– Jak sobie radzisz po stracie taty? Byłaś z nim przecież przez całe życie. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można wypełnić tak wielką lukę.

– No cóż, nie sposób jej oczywiście wypełnić. Nigdy się jej nie wypełni. Brakuje mi go. Czasami się boję. Nadal muszę spać przy zapalonym świetle.

Spojrzała na mnie. Obrzucana bukietami kwiatów Shirley przemierzała scenę przy akompaniamencie huraganowych braw. Tak, była zdecydowanie naszą Judy Garland.

– Ale trzeba się nauczyć pozwolić komuś odejść – dokończyła matka. – Na tym to chyba polega.

– Co na tym polega?

– Że się kogoś kocha. Naprawdę kogoś kocha. Jeśli kogoś kochasz, nie widzisz w nim tylko prostego przedłużenia samego siebie. Nie kochasz go tylko za to, czym jest dla ciebie.

Matka spojrzała z powrotem na scenę. W półmroku Albert Hali widziałem, że w jej błękitnych oczach lśnią łzy.

– Miłość oznacza, że wiesz, kiedy pozwolić komuś odejść – powiedziała mi.

Rozdział 39

– Straciłeś rozum – stwierdził Nigel Batty. – Chcesz dobrowolnie oddać swoje dziecko? Chcesz przekazać je tak po prostu swojej żonie, kiedy możemy, kurwa, wygrać tę sprawę? Będzie tym zachwycona… chyba zdajesz sobie z tego sprawę.

– Nie robię tego dla niej – wyjaśniłem. – Robię to dla niego.

– Wiesz, ilu mężczyzn chciałoby się znaleźć w twojej sytuacji? Wiesz, ilu mężczyzn widziałem w tym gabinecie… dorosłych mężczyzn, Harry, którzy zalewali się łzami… którzy oddaliby wszystko, co mają, żeby zatrzymać swoje dzieci? Którzy daliby sobie za to uciąć jaja? A ty go porzucasz.

– Nie, wcale go nie porzucam. Nie poddaję się. Ale wiem, jak bardzo Pat chce być z Giną, mimo że stara się tego nie okazywać, gdyż uważa, że w ten sposób mnie urazi, zdradzi czy coś w tym rodzaju. I albo zdołają znowu nawiązać między sobą jakiś kontakt, albo ona stanie się dla niego kimś, kogo widuje tylko w weekendy. Widzę, że już to się dzieje.

– A czyja to wina?

– Wiem, że jesteś rozczarowany, Nigel. Ale ja myślę po prostu o moim synu.

– Wydaje ci się, że ona o nim myślała, kiedy odeszła? Wydaje ci się, że o nim myślała, siedząc w taksówce jadącej na Heathrow?

– Nie wiem. Uważam tylko, że dziecko powinno mieć oboje rodziców. Nawet dziecko, którego rodzice się rozwiedli. Zwłaszcza dziecko, którego rodzice się rozwiedli. Robię, co mogę, żeby tak się stało.

– Pomyślałeś o facecie, z którym ona żyje? O tym Richardzie? Nic o nim nie wiesz. Jesteś szczęśliwy, że oddajesz mu swojego syna?

– Nikomu nie oddaję Pata. Jest moim synem i zawsze nim będzie. Jestem jego ojcem i zawsze nim będę. Ale muszę zakładać, że Gina nie ma kompletnie złego gustu, jeśli idzie o mężczyzn.

– Jeśli chcesz wiedzieć, wygląda na to, że ma słabość do półgłówków. Chyba wiesz, co cię czeka? Staniesz się jednym z tych weekendowych tatusiów, siedzących w Pizza Express w niedzielne popołudnie i zastanawiających się, o czym pogadać z tą obcą osobą, która była kiedyś ich dzieckiem.

– Ja i Pat nigdy nie będziemy dla siebie obcy.

– Wolałbym się o to nie zakładać.

– Nie twierdzę, że to jest to, czego chciałem. Ale czy naprawdę tego nie widzisz? Raz po raz marnujemy sobie życie i rachunek za to płacą zawsze nasze dzieci. Zawieramy nowe związki, ciągle zaczynamy od nowa, ciągle wydaje nam się, że to kolejna szansa, żeby wszystko wyprostować, a cenę za to płacą dzieciaki z rozbitych małżeństw. To one… mój syn, twoje córki i miliony podobnych im… noszą rany, które nie zagoją się do końca życia. – Wzruszyłem bezradnie ramionami, zdając sobie sprawę, że kompletnie się do mnie zraził. – Sam nie wiem, Nigel. Próbuję być po prostu dobrym ojcem.

– Oddając swojego syna.

– Wydaje mi się, że tyle przynajmniej mogę zrobić.

* * *

– Będzie to wyglądało w ten sposób – powiedziałem Patowi. – Możesz zostawić w naszym domu tyle swoich rzeczy, ile chcesz. Twój pokój będzie zawsze twoim pokojem.

Nikt ich nie będzie dotykał. I możesz wrócić, kiedy tylko zechcesz. Na dzień, na noc, na zawsze.

– Na zawsze? – zapytał, prowadząc przy mnie rower. Miał bardzo cichy głos.

– Będziesz mieszkał u swojej matki. Ale nikt nie będzie cię zmuszał, żebyś tam mieszkał. Oboje będziemy się tobą opiekować. I oboje chcemy, żebyś był szczęśliwy.

– Już się ze sobą nie kłócicie?

– Próbujemy przestać się kłócić. Bo oboje bardzo cię kochamy i oboje chcemy tego, co jest dla ciebie najlepsze. Nie twierdzę, że już nigdy nie będziemy się kłócić. Ale staramy się, rozumiesz?

– Czy znowu się kochacie?

– Nie, skarbie. Ten okres naszego życia mamy już za sobą. Ale oboje kochamy ciebie.

– Gdzie będę spał u mamy?

– Mama szykuje dla ciebie nowy pokój. Będzie wspaniały… będziesz mógł rozstawić na podłodze wszystkie swoje zabawki z Gwiezdnych wojen, posłuchać na pełny regulator hip hopu, doprowadzić wszystkich sąsiadów do szaleństwa.

– I nikt nie będzie mógł dotykać rzeczy w moim starym pokoju?

– Nikt.

– Nawet ty?

– Nawet ja.

Szliśmy teraz przez park. Przed nami wiła się asfaltowa alejka biegnąca wzdłuż stawu. Tu właśnie lubił jeździć bluebel-em, pędząc tak szybko, że łabędzie zrywały się do lotu na jego widok. Ale dzisiaj najwyraźniej nie miał zamiaru wsiąść na rower.

– Podoba mi się tak, jak jest teraz – powiedział i poczułem, jak kraje mi się serce. – Podoba mi się, jak jest.

– Mnie też – odparłem. – Lubię przyrządzać ci rano śniadanie. Lubię patrzeć, jak po południu siedzisz pośród porozrzucanych na podłodze zabawek. Lubię, kiedy kupujemy sobie na wynos pizzę albo chińszczyznę i oglądamy razem film, siedząc na sofie. Kiedy chodzimy do parku. Wszystko to lubię.

– Ja też. Ja też to lubię.

– I nadal będziemy to wszystko robić, rozumiesz? Nikt nam tego nie zabroni. To się nigdy nie skończy. Aż do dnia, gdy będziesz już bardzo duży i zechcesz wyjść gdzieś z kolegami i zostawić swojego starego ojca samego.

– Nigdy cię nie zostawię.

– Ale zróbmy wszystko, żeby jakoś się nam udało. Mam na myśli mieszkanie u mamy. Ponieważ mama bardzo cię kocha i wiem, że ty też ją kochasz. To dobrze. Cieszę się. Cieszę się, że się kochacie. I chociaż martwi mnie, że się do niej przenosisz, to przecież niczego nie kończy. Możesz wrócić, kiedy tylko chcesz. Więc spróbuj być szczęśliwy u mamy. Dobrze?

– Dobrze.

– I wiesz co, Pat?

– Co?

– Jestem dumny, że jesteś moim synem.

Pat puścił rower i padł mi w objęcia, przywierając do mnie z całej siły. Moje zmysły wypełniło to, co wydawało się esencją jego osoby – potargane blond włosy, niesamowicie gładka skóra, zapach brudu i cukru. Mój piękny syn, pomyślałem, czując na języku nasze słone łzy.

Były jeszcze inne rzeczy, które chciałem wyjaśnić, lecz zabrakło mi słów. To nie jest doskonałe wyjście, chciałem powiedzieć. Nigdy nie będzie doskonałe. Nie jestem taki głupi, żeby tego nie wiedzieć. Ale biorąc pod uwagę całą sytuację, to chyba najlepsze rozwiązanie. Nie jest doskonałe. Jedyną doskonałą rzeczą w moim życiu byłeś zawsze ty.