Выбрать главу

– Mówiłam ci, że nie uda nam się zaparkować tak blisko kościoła – mówiła.

– Przecież nam się udało – odparł. – Czy może czegoś nie zauważyłem?

Widząc mnie, przestali się kłócić, odebrali od mistrza ceremonii kwiatki do butonierki i weszli do kościoła. Uśmiechnąłem się do Pata.

– Podoba mi się twój nowy garnitur. Jak się w nim czujesz?

– Drapie mnie.

– Wyglądasz wspaniale.

– Nie lubię garniturów. Za bardzo przypominają mi szkołę.

– Chyba masz rację. Garnitury za bardzo przypominają szkołę. Nadal jesteśmy umówieni na weekend?

Pokiwał głową.

– Co chcesz robić? – zapytałem.

– Coś dobrego – odparł po chwili zastanowienia.

– Ja też tego chcę. Zróbmy coś dobrego w ten weekend. Ale na razie mamy tu do wykonania zadanie, prawda?

– Jesteśmy drużbami.

– Ty jesteś drużbą. Ja jestem pierwszym drużbą. Idziemy na ślub?

Pat wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

Mój przepiękny chłopak.

Weszliśmy do kościoła – w środku pachniało liliami, chłodem, kobietami w kapeluszach i półmrokiem, który przecinały padające ze starych okien smugi miodowego światła – i Pat wyprzedził mnie, stukając obcasami swoich nowych butów po kamiennej posadzce.

Patrząc, jak biegnie do ołtarza, przy którym czekał już na nas Marty, poczułem jednocześnie ukłucie wielkiego szczęścia i wielkiego smutku.

Sam nie wiem. Czułem się, jakbym był już jego drużbą.

* * *

Pastor był wysokim, młodym nerwowym mężczyzną, jednym z tych prostodusznych elegantów ze Środkowej Anglii, których kościół anglikański wysyła do betonowej dżungli stolicy. Jego jabłko Adama podskakiwało w górę i w dół, gdy mówił o dniu sądu, w którym odkryte zostaną sekrety wszystkich serc.

Nie spuszczając wzroku z Marty’ego, zadawał mu pytania takim tonem, jakby naprawdę spodziewał się szczerych odpowiedzi.

– Czy będziesz ją kochał, szanował i opiekował się w chorobie i w zdrowiu? Czy zaniechawszy innych kobiet, zostaniesz z nią, póki śmierć was nie rozłączy?

A mnie stanęła przed oczyma długa seria oportunistycznych miłostek Marty’ego, które kończyły się niezmiennie w niedzielnych wydaniach gazet, kiedy kobiety, które szybko zdobył i prawie tak samo szybko porzucił, uświadamiały sobie, że przespanie się z nim nie stanowi wcale pierwszego szczebla kariery w show-biznesie.

Potem spojrzałem na stojącą przy swoim ojcu Siobhan, na jej okoloną białymi koronkami irlandzką bladą twarz i chociaż nie był po temu odpowiedni czas i miejsce, nie mogłem nie pomyśleć o jej słabości do żonatych mężczyzn oraz do nieobliczalnych młodzieńców, którzy przykuwają się łańcuchami do drzew. Żadna z tych rzeczy nie miała jednak dzisiaj znaczenia. Ani zgorzkniałe, oplotkowujące Marty’ego byłe kochanki, ani wszystkie te żony, które pokazały po jakimś czasie Siobhan, gdzie jest jej miejsce. Wszystko to mieli już za sobą.

Oboje wydawali się dzisiaj rozgrzeszeni, odmłodzeni przez te obietnice miłości i oddania, przez złożone śluby – chociaż byłem przekonany, że Marty nie miał pojęcia, co konkretnie przed chwilą ślubował. Czułem do nich obojga olbrzymią sympatię.

I nie mogłem odnaleźć w sobie najmniejszego śladu cynizmu. Ponieważ ja również chciałem tego samego. To było wszystko, czego chciałem. Kochać i miłować.

Obejrzałem się i rzuciłem okiem na zgromadzonych. Cyd zerkała na pastora spod ronda swojego kapelusza. Obok niej widziałem czubek głowy i włosy Peggy. Pat spostrzegł, że mu się przyglądam, i uśmiechnął się od ucha do ucha, a ja mrugnąłem do niego i obróciłem się z powrotem do pastora, który mówił o dozgonnej miłości i zgodzie.

Kiedy zadawał nowożeńcom pytania, nie mogłem nie postawić kilku z nich sobie. Na przykład… czy rzeczywiście mogę odegrać pozytywną rolę w życiu Peggy? Czy naprawdę uważam, że zdołam wychować tę małą dziewczynkę, mając pełną świadomość, że nigdy nie połączą nas łatwe związki krwi? Czy jestem w wystarczającym stopniu mężczyzną, by wychować dziecko innego mężczyzny? I co będzie z Cyd? Czy wytrzymamy ze sobą dłużej aniżeli standardowe pięć, sześć albo siedem lat? Czy będziemy się kochać i miłować aż do śmierci? Czy też jedno z nas – prawie z całą pewnością ja – w końcu coś spieprzy, zacznie się opieprzać albo na lewo i prawo pieprzyć. Czy naprawdę wierzę, że nasza miłość jest dość silna, by przetrwać w tym parszywym współczesnym świecie? No właśnie, czy w to wierzę? Czy w to wierzę?

– Tak – powiedziałem głośno i Marty po raz pierwszy spojrzał na mnie jak na czubka.

* * *

Postukałem srebrną łyżeczką w kieliszek szampana i wstałem, żeby wygłosić mowę pierwszego drużby.

Wszyscy krewni, znajomi i koledzy z pracy spojrzeli na mnie, nasyceni weselnym śniadaniem i gotowi wysłuchać czegoś śmiesznego, a ja zerknąłem do swoich notatek.

Były to w większości tanie dowcipy, nagryzmolone przez Eamona na odwrotnej stronie pocztówek. W tym momencie wydały mi się kompletnie bezużyteczne. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić.

– Jeden z wielkich myślicieli powiedział kiedyś: „Mijają lata, życie wydaje ci się banalne i nagle pojawia się nieznajomy, a imię jego brzmi miłość”. – Zawiesiłem dramatycznie głos. – Czy to Platon? Wittgenstein? Kartezjusz? Nie, to Nancy Sinatra. I stara Nancy ma rację. Bez tego nieznajomego życie wydaje się takie banalne, takie puste. W gruncie rzeczy, kiedy o tym pomyślę, jest jeszcze gorzej.

Nie mieli pojęcia, o czym ja, kurwa, mówię. Nie sądzę, żebym sam to wiedział. Potarłem pulsujące skronie. Zaschło mi w ustach. Łyknąłem trochę wody, ale wciąż były suche.

– Jest gorzej, o wiele gorzej – mruknąłem, starając się znaleźć odpowiednie słowa dla prawdy, którą chciałem przekazać. Chodziło mi chyba o to, jak ważne jest, by Marty i Siobhan zawsze pamiętali, jak się dzisiaj czuli. Żeby nigdy tego nie zapomnieli.

Spojrzałem w stronę Cyd, oczekując od niej jakiejś zachęty, lecz ona wbiła wzrok w resztki swojego deseru. Peggy i Pat biegali między stołami. Ktoś zakaszlał. Zaczęło płakać jakieś niemowlę. Ludzie niecierpliwili się. Ktoś wyszedł w poszukiwaniu toalety. Zerknąłem do swoich notatek.

– Poczekajcie, mam tutaj coś dobrego – powiedziałem. – O miłości, która zaczyna się, kiedy toniesz w czyichś ramionach, i kończy, gdy toniesz w czyimś zlewie.

Dwaj pijani wujowie parsknęli śmiechem.

– Albo o nieuświadomionych nowożeńcach, którzy poszli do lekarza, żeby zademonstrował im stosunek płciowy – dodałem. Lekko wstawiona ciotka cicho zachichotała. – Doktor odbył stosunek z kobietą i zapytał pana młodego, czy ma jakieś pytania. Owszem, odparł tamten. Jak często mam ją tutaj przyprowadzać?

Goście roześmieli się. Eamon uśmiechnął się z dumą. Lecz ja czułem, że pocztówki wyślizgują mi się z drżących dłoni. Nie potrzebowałem już notatek. Były bezużyteczne.

– Tak naprawdę chciałem wam powiedzieć, że mam nadzieję… jestem pewien… że Siobhan i Marty będą pamiętać, iż życie bez miłości to nie jest życie. To są słowa Nancy Sinatry. I jeśli znajdziecie kogoś, kogo kochacie, nie pozwólcie mu odejść. To moje słowa.

Uniosłem w górę kieliszek. Cyd zerknęła na mnie, a potem schowała się z powrotem za rondem kapelusza.

– Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta, napełnijcie kieliszki i wznieście toast za tę cudowną parę.

Eamon złapał mnie, kiedy schodziłem ze sceny.

– Świetnie wypadłeś – stwierdził. – Następnym razem dorzuć kilka dowcipów o panu młodym dymającym owcę.