Выбрать главу

Oczy szybko przystosowały się do światła w pokoju. W łóżku leżało dziecko i kaszlało chrapliwie. Kobieta w szlafroku i pantoflach pochylała się nad nim, a chudy mężczyzna w wymiętej piżamie stał w progu. Z ich rozmowy — kot słyszał ją mimo zamkniętego okna — Mózg dowiedział się, że dziecko ma krup. Mężczyzna zastanawiał się, czy dadzą sobie radę sami, czy lepiej zadzwonić po doktora Gruena.

Sama scena nie zainteresowała Mózgu. Wiedział teraz, że właściwie ocenił wartość kota jako doskonałego szpiega, tropiciela faktów.

Gdyby nie musiał się teraz pożywić, zatrzymałby go na całą noc i wykorzystał następnego dnia, by zebrać więcej wiadomości o innych gospodarstwach. Wysłałby go nawet do miasta, żeby wyśledził dom właściciela warsztatu naprawy sprzętu elektrotechnicznego. Ale najpierw musiał się najeść. Kotów w okolicy nie brakowało, mógł ich znaleźć do woli. Teraz pozbędzie się tego. Kontrolował go już od godziny, dłużej, niż zamierzał. Dokonał przeglądu mózgu stworzenia, by znaleźć najszybszą i najlepszą metodę uśmiercenia go. Znalazł ją.

W obejściu był zły pies, trzymany na łańcuchu w stajni. Nie miało to co prawda znaczenia, ale zdziwił się, dlaczego go uwiązano. Jako stróż stawał się w ten sposób bezwartościowy.

Kot zeskoczył z dachu nad werandą i pobiegł do stajni. Okno było otwarte. Kiedy pies zobaczył go na parapecie, zaczął wściekle ujadać. Kot odczekał, aż jego oczy przywykły do ciemności i mógł wyraźnie zobaczyć swojego naturalnego wroga, po czym wskoczył do środka, podbiegł i lekkim łukiem rzucił się prosto w rozwarty pysk psa.

ROZDZIAŁ 8

Mózg sondował dom. Upewniał się, że w budynku nie ma żywej duszy oprócz Grossa i jego żony. Gdyby był pies, mógłby zaszczekać i obudzić kobietę, kiedy jej mąż będzie szedł po schodach. Na szczęście psa nie było; był tylko kanarek w zakrytej klatce, w saloniku na dole. Ale Gross nie musi tam zachodzić.

W sypialni na górze małżonkowie spali głęboko.

Mózg wszedł w umysł Grossa. I znów odbyła się straszna, ale krótkotrwała walka. Ku rozczarowaniu Mózgu trwała nawet krócej niż w wypadku Tommy’ego. Nowy żywiciel był głupszy od chłopca, który nie zdał z klasy do klasy, który nie miał żadnych wiadomości z dziedziny nauk ścisłych, chyba że prowadzenie gospodarstwa uznamy za dziedzinę wiedzy. Po starszym mężczyźnie spodziewał się więcej. Ale Grossowi nauka była całkowicie obca. Na tematy ogólne też wiedział mniej niż Tommy Hoffman. Ukończył zaledwie sześć klas szkoły podstawowej. Oprócz własnej farmy niewiele go obchodziło. Nie miał nawet radia. Jedyną jego lekturę stanowił jakiś tygodnik i magazyn rolniczy. Czytał je z pewnym wysiłkiem.

Mózg nie wstał od razu. Kazał mężczyźnie leżeć spokojnie, dopóki się w pełni nie zorientuje w zawartości jego umysłu. Chciał zebrać dane, zanim zacznie działać.

Natomiast znalazł odpowiedzi na dwa ważne pytania. Obie go zadowoliły. Po pierwsze: Elsa Gross spała zawsze bardzo mocno. Mało co mogłoby ją obudzić. W kuchni na dole trzeba będzie tylko uważać, żeby czegoś nie zrzucić i nie narobić zbędnego hałasu.

Po drugie: w lodówce stał słoik z rosołem i pół miski gęstej galaretki z mięsa. Zmieszane i lekko podgrzane dla uzyskania płynnej konsystencji, oba specjały złożą się na doskonały roztwór odżywczy. Gdyby nie zastał gotowego pożywienia albo — zastępczo — przynajmniej jakichś odpowiednich konserw, musiałby poszukać mięsa i gotować je z godzinę, aby otrzymać wywar uboższy w składniki odżywcze niż pokarm mieszany.

Tyle wiadomości na razie wystarczy. Resztę, jeśli odszuka coś interesującego w głowie Grossa, zbada później. Znajdzie na to czas, gdy zanurzona w roztworze skorupa będzie chłonąć białko.

Siegfried Gross wymknął się cicho z łóżka i boso, na palcach, podszedł do drzwi. Otworzył je, a potem zamknął za sobą najciszej, jak mógł. Znalazł w ciemnościach drogę do schodów i zszedł do kuchni. Dopiero tam włączył światło.

Po cichu wyciągnął słoik i miskę z lodówki. Nalał rosołu na dużą patelnię mogącą pomieścić skorupę Mózgu, wyskrobał stężały sos i wymieszał składniki. Włączył kuchenkę gazową i postawił patelnię na małym ogniu. Podgrzewał dekokt, od czasu do czasu nabierając trochę na łyżkę i próbując, czy ma odpowiednią temperaturę. Gdy galareta już się rozpuściła, a mikstura była dość ciepła dla Mózgu, którego skorupa wytrzymywała temperaturę od minus pięćdziesięciu i niżej do punktu wrzenia wody, zgasił palnik pod patelnią. Wyszedł, nie zamykając drzwi, by światło z kuchni oświetlało mu drogę, i wyjął ciało Mózgu spod schodów. W kuchni umieścił je ostrożnie na patelni z podgrzanym płynem i spojrzał na zegar, by kontrolować czas absorpcji, po czym — na otrzymany rozkaz — usiadł i czekał. Tymczasem Mózg dokonał przeglądu jego wiedzy i wspomnień.

To, co zobaczył, odstręczyło go od myśli zachowania obecnego żywiciela na dłużej.

Siegfried Gross w sześćdziesiątym piątym roku życia był zgorzkniałym i samotnym człowiekiem. Utrzymywał poprawne stosunki z kilkoma sąsiadami i kupcami w mieście, ale nie miał przyjaciół. Nikogo nie kochał i nikt nie kochał jego, nawet własna żona. Między małżonkami nie było uczucia od lat. Żyli razem z tej prostej przyczyny, że nawzajem siebie potrzebowali. Elsa nie miała krewnych, z którymi mogłaby zamieszkać, ani możliwości samodzielnego zarobkowania. Siegfried potrzebował pomocy domowej i kogoś do pracy przy inwentarzu. Nie było między nimi nienawiści; tolerowali się nawzajem.

Mieli dwoje dzieci — syna i córkę — ale Siegfried pokłócił się z obojgiem, gdy osiągnąwszy pełnoletność, każde z nich podjęło decyzję przeniesienia się do miasta. Napisali po parę listów do matki, ale Siegfried zabronił jej odpowiadać i wkrótce stracili kontakt z dziećmi.

Przyszłość czekała go niewesoła. Cierpiał na postępujący artretyzm. Już teraz wysiłek sprawiał mu ból. Za kilka lat będzie musiał rzucić pracę na roli i sprzedać gospodarstwo. Nie było obciążone hipotecznie, toteż miał nadzieję dostać za nie tyle, żeby mogli z Elsą przenieść się do domu starców na resztę życia. To była jedyna perspektywa. No i coraz silniejsze bóle, które w końcu uczynią z niego kalekę. Jeśli dożyje.

Gorycz, która towarzyszyła jego życiu, częściowo wynikała z faktu, że nienawidził rządu i kraju, w którym żył.

Obywatelstwo było formalnością. Uważał się za Niemca. Rodzice przyjechali tu z Niemiec, gdy miał cztery lata. Stali się naturalizowanymi Amerykanami ze względów czysto praktycznych, podobnie jak on. I podobnie jak on teraz, w głębi duszy pozostali lojalni wobec swej prawdziwej ojczyzny. Nie mówił po angielsku do siódmego roku życia, dopóki nie poszedł do szkoły. Miał trochę ponad dwadzieścia lat, gdy Stany Zjednoczone wzięły udział w pierwszej wojnie światowej. Próbowano go zaciągnąć do wojska. Przez półtora roku był internowany za odmowę pełnienia służby. Tak naprawdę nie miał nic przeciw wojnie i poszedłby na front, nie chciał jednak walczyć po niewłaściwej stronie. Ucieszyło go dojście Hitlera do władzy. Stał się żarliwym nazistą, ale nie przystał do żadnej organizacji. Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do drugiej wojny, jego poglądy i sposób ich wyrażania stały się gwałtowniejsze. Miał już wtedy ponad czterdzieści lat i pójście do wojska nie wchodziło w rachubę, co jeszcze wzmogło jego bezkompromisowość i głośną żarliwość. Mówiło się nawet o osadzeniu go w obozie, ale władze uznały, że choć gwałtowny w słowach, nie jest groźny i nie będzie sabotował wysiłku wojennego kraju. Zresztą, gdyby miano zamknąć wszystkich sympatyków Hitlera w stanie Wisconsin, należałoby stworzyć obóz wielkości hrabstwa.