Выбрать главу

Często myślał z rozżaleniem o swoim synu, który opuścił go tuż przed rozpoczęciem wojny. Dzieci uważały się za Amerykanów. Oprócz decyzji o porzuceniu gospodarstwa właśnie to spowodowało zerwanie ich wzajemnych stosunków. Czy syn pozwolił się zaciągnąć albo nawet zgłosił się na ochotnika, by walczyć przeciw Vaterlandowi? Jeśli tak, to miał nadzieję, że zginął.

Aby śledzić na bieżąco wydarzenia wojenne, zaabonował dziennik i kupił radio. Po klęsce Hitlera zrezygnował z abonamentu, a odbiornik rozwalił w przypływie wściekłości siekierą.

Jego marzeniem było wrócić pewnego dnia, nawet na starość, do ojczyzny. Zawsze jednak, gdy finansowo było to możliwe, coś stawało mu na przeszkodzie. Wiedział, że teraz jest już za późno. Jego przeznaczeniem było umrzeć w obcym kraju, w którym przeżył ponad sześćdziesiąt lat wśród obcych ludzi, w zupełnej samotności od pierwszych lat małżeństwa i śmierci rodziców.

Tylko w jeden, jedyny sposób ugodził się ze znienawidzonym krajem: mówił po angielsku i prawie zapomniał niemieckiego. Z początku rozmawiali z Elsą po niemiecku. Ta posłuszna w innych sprawach kobieta okazała się twarda jak głaz w kwestii wyboru języka po urodzeniu się dzieci. Gdy zwracał się do niej w języku ojczystym, odpowiadała w obcym. Nie miał zdolności dydaktycznych; dzieci nauczyły się zaledwie kilku zwrotów po niemiecku. Sam zresztą stopniowo też się przystosował i zaczął mówić po angielsku.

Tego wszystkiego Mózg dowiadywał się dla zabicia czasu, gdy jego ciało pobierało pokarm. Poza tym wszystko, choćby banalne, co dotyczyło obyczaju i procesu rozumowania ludzi, mogło mu się kiedyś przydać. Nie obchodziły go troski i problemy żywiciela. Ważna była tylko jego użyteczność. Zdecydował już, że Siegfried Gross będzie mu potrzebny tylko tej nocy.

Niemiec był samotnikiem, nie utrzymywał z nikim bliższych kontaktów. Nie było sposobu zdobycia za jego pośrednictwem wiadomości bez wzbudzania sensacji. Nie miał telefonu, z nikim nie korespondował. Raz w tygodniu jeździł wozem konnym (nie miał i nie chciał mieć samochodu) do Bartlesville po zakupy. Częściej wyprawiał się tylko wtedy, gdy miał do sprzedania produkt, który nie mógł czekać do soboty. W mieście uczęszczał w wybrane miejsca i nawet wtedy z nikim nie wdawał się w rozmowę, nie plotkował i nie wysłuchiwał nowin. Odkąd Niemcy, po raz drugi za jego życia, poniosły klęskę, nie oddalał się z farmy dalej niż na pięć mil — do Bartlesville.

Siegfried Gross, przy zachowaniu właściwego mu stylu życia, byłby najgorszym z możliwych narzędzi do zbierania informacji. Wykonał swoje zadanie i musi zginąć.

Mózg odkrył już przecież lepszego wywiadowcę — kota. Któryś z przedstawicieli tego gatunku, gdy pozbędzie się Grossa, zaprowadzi go w końcu do człowieka lepiej nadającego się na żywiciela. Nie było pośpiechu. Pobrał już pokarm.

Mózg wybrał z umysłu Niemca informacje na temat sąsiadów. Było ich niewiele i nie miały szczególnego znaczenia. Siegfried nie zdążył się nawet dowiedzieć o śmierci Tommy’ego Hoffmana i śledztwie w tej sprawie; prawdopodobnie nie dowiedziałby się o tym aż do sobotniej wyprawy do miasta.

Mózg znalazł wyjaśnienie zagadki, która go wcześniej nieco zaintrygowała: dlaczego najbliższy sąsiad Grossów trzyma psa tak złego, że musiał uwiązać go na łańcuchu? Sąsiedzi nazywali się Loursat (pochodzili z Belgii), a pies był suką, labradorem, drogim okazem, którego właściciel używał do polowań na kaczki. Niedawno suka zaczęła rzucać się na wszystkich, oprócz jej pana. Odkąd zaatakowała żonę Loursata (na szczęście nie pogryzła jej), została skazana na śmierć, ale od niedawna była szczenna i właściciel miał nadzieję, że nie zagryzie szczeniąt i wykarmi pomiot, zanim ją zastrzeli. Przywiązał więc sukę w kącie stajni i zakazał komukolwiek się do niej zbliżać. Gross wiedział o tym, bo John Loursat, z którym utrzymywał poprawne stosunki, zapytał go, czy nie chce szczeniaka. Niemiec odmówił — nie lubił psów bardziej niż ludzi. Tolerował koty, bo łowiły myszy.

Mózg spojrzał na zegar i stwierdził, że już wystarczająco długo przebywał w roztworze. W umyśle żywiciela nie odbierał wrażeń własnego ciała, musiał więc oprzeć się na pomiarze czasu.

Gross wstał, wyjął skorupę z wystygłej mieszaniny i ruszył do drzwi. Mózg jednak zmienił zamiar, więc żywiciel wrócił do zlewu, opłukał i dokładnie wytarł pancerz. Zapach roztworu mógłby zwabić jakieś zwierzę. Wpełzłoby jeszcze pod schody i może nawet wyciągnęło go spod nich. Sam nie miał zapachu. Wiedział o tym z mózgu Bucka.

Gross wyniósł go na zewnątrz, znowu pozostawiając otwarte drzwi, żeby mieć światło z kuchni. Mózg udoskonalił kryjówkę, każąc żywicielowi rozgrzebać trochę ziemi pod schodami, zakopać skorupę i starannie wygładzić grunt. Potem Gross zatarł ślady bosych stóp przy schodach i wszedł do domu, żeby się zabić.

Najpierw jednak uprzątnął kuchnię. Wylał resztę wywaru, umył naczynia i odstawił je na miejsce. Elsa może być trochę zdziwiona brakiem rosołu i galarety, ale na to już się nic nie poradzi. Zresztą, robiła się coraz bardziej roztargniona. Pewnie pomyśli, że zużyła produkty i zapomniała o tym. Ponadto wstrząs wywołany śmiercią męża odciągnie jej uwagę od rzeczy tak banalnych. Nie będzie go wprawdzie opłakiwała, ale każda nagła zmiana w życiu jest wstrząsem. Później uświadomi sobie, że wyszła na swoje dzięki jego samobójstwu: pieniądze ze sprzedaży gospodarstwa lepiej zabezpieczą starość jednej osobie niż dwom.

Czy powinien o tym wspomnieć w liście pożegnalnym? Bo i to tym razem Mózg przewidział. Wyciągnął naukę ze śmierci Tommy’ego. Powstało wtedy zbyt wiele zagadek. Spowodowały one wyprawę Garnera i Hoffmana do jaskini, a nawet pomysł przekopania podłoża. Chciał, żeby śmierć Grossa była całkowicie normalna, w pełni umotywowana, tak żeby nie wzbudziła niczyich podejrzeń.

Gospodarz wziął bloczek do notatek oraz ołówek i usiadł przy stole kuchennym. Mózg zastanawiał się, jak żywiciel napisałby list pożegnalny, gdyby rzeczywiście chciał popełnić samobójstwo. Nie wspomniałby zapewne tak altruistycznego powodu jak wzgląd na zabezpieczenie Elsy na starość. List byłby krótki, bez żalu i próśb o przebaczenie.

Gross powoli i z trudem pisał gotykiem. Słowa były angielskie, ale ortografia — Grossowa.

„Nie mogie dłużej wytszymać bulu z artretyzmu. Zabijam się”.

Podpisał się, a pod spodem, na pożegnanie znienawidzonego kraju, skreślił ostatnie słowa: „Deutschland über Alles”.

Potem wziął strzelbę z kuchennego schowka, naładował ją, włożył lufę w usta i pociągnął za spust. Krew i mózg splamiły list, ale słowa były nadal czytelne.

Dobrze ukryty pod schodami, Mózg znowu mógł użyć swego zmysłu postrzegania. Słyszał, jak Elsa woła męża w sypialni. Patrzył, jak zapala światło na piętrze, potem w korytarzu i schodzi do kuchni.

ROZDZIAŁ 9

Staunton budził się powoli. Przewrócił się i podniósł rękę, by spojrzeć na zegarek. Było po dziesiątej. Nic dziwnego — poszedł spać bardzo późno. Poprzedniego dnia po południu pojechał do Bartlesville, żeby zadzwonić do laboratorium w Green Bay o odpowiedniej porze. Dowiedział się tego, czego się spodziewał.

Buck nie miał wścieklizny. Oprócz obrażeń, które spowodowały śmierć, sekcja nie wykazała żadnych zmian organicznych, które usprawiedliwiałyby samobójczy skok pod koła.

Staunton westchnął i zadzwonił do Wilcox, chcąc złapać szeryfa. Powinien być zainteresowany. Przynajmniej z urzędu. Ale szeryf był nieosiągalny i nikt nie wiedział, gdzie może przebywać. Staunton zatrzymał się w mieście na obiad. Poszedł do lepszej z dwóch złych restauracji. Potem znowu spróbował skontaktować się z szeryfem. Tym razem zadzwonił i do pracy, i do domu. Ani w jednym, ani w drugim miejscu go nie było.