Выбрать главу

Teraz najpilniejszym zadaniem była ucieczka, wydostanie się z tego domu. Samobójstwo nie wchodziło w rachubę, nawet gdyby nadarzyła się sposobność. To właśnie owa nie dająca się wyjaśnić seria samobójstw wzbudziła naukową ciekawość Stauntona. Jeszcze jedno, popełnione w jego własnym domu i w takich warunkach, mogłoby się stać ostatecznym dowodem potwierdzającym to, co fizyk wiedział lub — jak Mózg miał nadzieję — tylko podejrzewał.

Zrozumiał, że pozostała mu jedna możliwość: wyjść rankiem z ukrycia, pozwolić się zauważyć i robić wszystko, żeby wyglądać jak najzwyczajniejszy kot. Jest to niebezpieczne, ale nie ma innego wyjścia.

Nie bał się, że Staunton go zabije. To natychmiast by go uwolniło. Jeśli uczony cokolwiek wie o żywicielach, ostatnią rzeczą, jaką by zrobił, byłoby zabicie kota. Wtedy bowiem straciłby nad nim kontrolę. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że Staunton — świadom tego, o co chodzi — złapie go i podda badaniom. W najlepszym wypadku będzie to strata czasu; może nawet nie uda mu się uciec, dopóki kot nie zdechnie, a koty żyją latami. Gorzej, jeśli fizyk zna testy psychologiczne pozwalające odróżnić stworzenie kontrolowane od wolnego.

A jeśli Staunton udowodni…? Tommy Hoffman wiedział coś, niejasno, o serum prawdy. Jeżeli badacz je zastosuje i zmusi go do nawiązania kontaktu — będzie zgubiony. Ujawni miejsce przebywania własnego bezbronnego ciała w gospodarstwie Grossów i na tym koniec.

Zrozpaczony uzmysłowił sobie, że wystarczy odpowiednio długo przetrzymać kota, by skutki były nieodwracalne. W tym czasie jego ciało zginie z braku pożywienia. Zanurzenie w roztworze, które zaaplikował sobie poprzez działania Grossa, wystarczy na kilka miesięcy, ale nie na rok. Długotrwałe uwięzienie w ciele żywiciela niezdolnego do odpowiednich poczynań oznacza dla Mózgu zgubę.

Przez całą noc myślał, rozważał różne możliwości. Brał pod uwagę skok przez zamknięte okno, w nadziei, że własnym ciężarem stłucze szybę, ale to nie wchodziło w rachubę z tych samych powodów co samobójstwo. Nawet gdyby mu się powiodło, potwierdziłby tylko podejrzenia doktora.

Łudził się, że to tylko podejrzenia, a nie pewność, i że fizyk wypuści go rano. Pozostawała nadzieja i próby przekonania naukowca, że schwytany kot jest po prostu kotem i niczym więcej.

Staunton położył się o pierwszej w nocy, zasnął około drugiej, toteż wstał później niż zazwyczaj, nawet w czasie wakacji. Tuż po dziesiątej rano obudził się z dręczącego snu, w którym starał się zaprojektować urządzenie pomiarowe dla satelity, ale nie pamiętał, co też ono miało mierzyć. Leżał przez chwilę, starając się przypomnieć sobie wcześniejszą fazę snu, która wciąż mu umykała, i nagle przyszedł mu na myśl kot. Zapomniał o śnie i leżał, rozmyślając o kocie.

Sprawa za dnia nie wyglądała tak złowrogo jak w nocy. Czy nie przesadzał, wiążąc obecność zabłąkanego kota z dziwnymi przypadkami śmierci, które zdarzyły się w ostatnich dziesięciu dniach?

Hmm… może, ale nadal było coś, co wymagało wyjaśnienia. Nie ma nic dziwnego w tym, że kot wchodzi do czyjegoś domu z ciekawości albo z głodu przez otwarte drzwi lub okno. Wprawdzie niewiele zwierząt tak czyni, zapewne najrzadziej te, które mają własne domy, ale od czasu do czasu może się tak przecież zdarzyć. W tym wypadku dziwny był sposób wejścia.

Ale i to można wyjaśnić — kot był bezdomny i głodny. Prawdopodobnie wspiął się na drzewo, bo zobaczył śpiącego ptaka i chciał go złapać. Potem, gdy był już na gałęzi, niedoszła ofiara mu umknęła, skusił natomiast widok okna. Wszak każdy kot, nawet włóczęga, wie, że w domach bywa żywność.

Dlaczego jednak ukrył się w hallu, tuż koło korytarza wiodącego do kuchni, tak jakby ich szpiegował, podsłuchiwał ich rozmowę, a i później też się przyczaił…

Och, może jest to kot, który nigdy nie miał domu i boi się ludzi, bo kiedyś źli chłopcy albo jakiś farmer rzucali w niego kamieniami…

Wstał i zaczął się ubierać. Postanowił najpierw znaleźć kota, bez względu na to, ile czasu mu to zajmie. Potem pomyśli, co dalej.

Przypomniał sobie, że w szufladzie komody leży para ciężkich skórzanych rękawic. Wyjął je i wsadził do kieszeni. Jeśli będzie musiał osaczyć kota, a ten będzie walczyć — nawet oswojone zwierzęta czasem tak postępują wobec obcych — rękawice mogą się okazać przydatne. Sądząc po wielkości odcisków łap na mące, nie ma do czynienia z dużym okazem. I z pewnością nie jest to dziki kot. Trop żbika byłby zupełnie inny.

Wychodząc z sypialni, zamknął za sobą drzwi. Polowanie trzeba przeprowadzić metodycznie. Najpierw pokoje na piętrze. Po dokładnym przeszukaniu — zamknięcie drzwi. Na pierwszy ogień poszła łazienka, później pozostałe sypialnie.

Kota nie było.

Zobaczył go, gdy był w połowie schodów. Siedział spokojnie przed drzwiami wejściowymi, tak jak to robią psy i koty, gdy chcą, by je wypuścić na dwór.

Nie wyglądał niebezpiecznie. Mały, szary, najzwyczajniejszy kotek. Nie był wygłodzony ani przestraszony. Spoglądał na niego całkiem przyjaźnie. Miauczał i lekko drapał odrzwia.

Po prostu kot, normalny kot, który prosi, żeby go wypuścić.

Trochę za normalny jak na kota, który tak długo się ukrywał, pomyślał Staunton. Usiadł na stopniu i zaczął mu się przypatrywać. No tak, kot czatuje przy drzwiach, bo chce na dwór.

— Miau!

Staunton pokręcił głową.

— Nic z tego, kocie. Wypuszczę cię później, najpierw chciałbym z tobą trochę porozmawiać. Co sądzisz o zjedzeniu śniadania? Mam właśnie zamiar coś sobie przygotować.

Wstał i poszedł do kuchni, nie oglądając się za siebie.

Kot podążył za nim, w pewnej odległości. Usiadł i patrzył. Nagle przebiegł koło niego, ciągle utrzymując dystans, i podbiegł do drzwi kuchennych. Zaczął je drapać, miaucząc i oglądając się na Stauntona. Znaczyło to: „wypuść mnie”. Jaśniej kot nie mógł tego wyrazić. Po prostu zwyczajny kot.

Doktor pokręcił głową z uporem.

— Nie, kocie, później, nie teraz. Chcę to najpierw przemyśleć.

Wyjął z lodówki mleko, nalał do miski i postawił na podłodze. Kot nie zbliżył się. Siedział przy drzwiach, gdy Staunton przygotowywał sobie śniadanie — smażył jajka i gotował wodę na kawę.

Gdy przeniósł posiłek na stół i usiadł, kot podszedł do miski. Zaczął chłeptać łapczywie.

— Dobry kotek — rzekł fizyk z pełnymi ustami. — Co myślisz o dłuższym pozostaniu u mnie?

Kot nie odpowiedział, a Staunton pomyślał, że mówi na serio. Przyjemnie byłoby trzymać kota, miałby do kogo otworzyć usta. A jeśli nie jest to zwyczajny kot, nadarzała się szansa przeprowadzenia obserwacji.

Rzecz jasna, nie będzie w nieskończoność mieszkał w zamkniętym domu. Udusiłby się, gdy nastaną cieplejsze dni. Może kupić okiennice, w rodzaju tych, które ochraniają na wpół otwarte okna? W okolicy było tak niewiele much, że właściciel domu nie zatroszczył się o dodatkową osłonę okien. Tak, można by zlecić stolarzowi zamontowanie okiennic. Takie małe ulepszenie byłoby formą wyrażenia wdzięczności za pozwolenie korzystania z domu. A poza tym jednak trochę much i ciem kręciło się wieczorami wokół zapalonych lamp. Zestaw okiennic będzie czymś w rodzaju jego wkładu w utrzymanie domu. Chyba powinien to zrobić bez względu na kota.