Bodil pobiegła przejrzeć się w lustrze. Dziewczęta słyszały, jak Nataniel, otwierając drzwi, mówił:
– Niełatwo będzie odnaleźć ślad człowieka, który zaginął w osiemnastym wieku. Nie ma już przecież żadnych świadków, których można by zapytać.
– Dolg nie wiedział, że ja w dalszym ciągu przebywam na Ziemi – odparł Móri. – W przeciwnym razie szukałby mnie i prawdopodobnie by znalazł.
Bodil wróciła i wszyscy umilkli. Większość dorosłych poszła do swoich pokoi.
Marco, ów nieodparcie pociągający mężczyzna, rzekł przyjaźnie:
– Mirando i Christianie, chyba dziś wieczorem nie będziemy mieli czasu na oglądanie mokradeł, ale czy moglibyśmy to zrobić jutro wcześnie rano?
– Tak! – krzyknęła Miranda entuzjastycznie. – To jeszcze lepiej, bo wtedy jest tam wszędzie zatrzęsienie ptaków.
– Właśnie o to mi chodziło.
– Ja mogę też pójść… – zaczęła Bodil, ale przerwał jej Christian.
– Musimy wyjść bardzo wcześnie – powiedział równie podniecony jak Miranda. – Chyba nawet o czwartej.
– Bardzo chętnie – odparł Marco.
Bodil przeniknął dreszcz. O godzinie czwartej? Tak wcześnie nigdy nie wstała. Często natomiast o tej porze jeszcze nie zdążyła się położyć.
Przyszła jej do głowy pewna myśl i powiedziała słodkim głosem:
– W takim razie będziesz miał trochę czasu dla mnie dziś wieczorem, Marco.
Popatrzył na nią jak na kogoś zupełnie obcego.
– Przyjęcie! – musiała mu przypomnieć dość zirytowana.
– Co? Ach, tak, to. Nie, niestety. Musimy jeszcze porozmawiać, a to nam z pewnością zabierze znaczną część wieczoru. Może nawet będziemy musieli wyjść na jakiś czas.
– Pójdę z wami.
Nareszcie Bodil uświadomiła sobie, że robi coś, czego nigdy przedtem nie czyniła. Poluje na mężczyznę. Ona, która dotychczas nie potrzebowała nawet kiwnąć palcem, żeby wzbudzić zainteresowanie. To upokarzające, ale niestety pośpieszyła się z informacją. Zapowiedziała, że przyjdzie na przyjęcie w towarzystwie niezwykłego mężczyzny. Co więc teraz ma zrobić? No cóż, dzień jeszcze nie minął.
– A zresztą nie – mruknęła obojętnie. – Nie mam czasu włóczyć się po mieście, muszę przecież iść na przyjęcie, nie mogę rozczarować moich przyjaciół.
– Nie, bo bez ciebie przecież przyjęcie byłoby do niczego, kochana Bollo – wtrąciła Indra.
Ale Bodil nie pojęła ironii.
– Oczywiście. A poza tym mam na imię Bodil, jeśli można prosić! Christian, pójdziesz ze mną?
Młody chłopak sprawiał wrażenie przestraszonego szczeniaka, któremu rzucono dwie piłeczki i teraz musi wybierać.
– Eee… – zająknął się.
– Idź – zezwoliła Miranda wielkodusznie. – Tylko nie siedź za długo i nie pozwól, żeby Bodil cię uwiodła. Zobaczymy się o czwartej nad ranem.
Chłopak ucieszył się, że postanowiono za niego. Bodil jednak wyglądała na umiarkowanie zadowoloną.
– Nie potrzebuję nikogo uwodzić, a już zwłaszcza Christiana – rzuciła złośliwie, a jej słowa miały oznaczać, że to się już stało. Akurat w tym momencie rozległ się głośny klakson samochodu przed domem. Duża grupa młodzieży krzyczała: „Bodil, Bodil!” Piękna panna rozpromieniła się. Teraz mogła udowodnić, jak bardzo jest popularna. Zwycięstwo było po jej stronie. Desperacko próbowała jeszcze przekonać Marca, by jej towarzyszył, żeby go chociaż na chwilę pokazać, ale on uprzejmie odmówił. W końcu spojrzawszy na niego po raz ostatni pieszczotliwie, opuściła pokój wraz z Christianem jako żałosnym surogatem wielbiciela.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
Marco milczał. Popatrzył tylko na swoje kuzynki i wszyscy troje wybuchnęli stłumionym śmiechem. Rozumieli się nawzajem doskonale.
– Dziękuję, Marco – powiedziała Indra serdecznie. – To była pierwsza porażka w jej życiu.
– Boję się tylko, że ona tego nie zrozumie – wtrąciła Indra.
– Ta cała Bodil jest nieznośna, prawda? – zapytał Marco ze zrozumieniem.
– Ona jest okropna – odparła Indra i dała upust długo tłumionym uczuciom. – Pewnie myślisz, że jesteśmy złośliwe wobec niej, ale kiedy tu przyjechała, przyjęłyśmy ją bardzo serdecznie. Zrobiłyśmy wszystko, żeby się u nas dobrze czuła, przedstawiałyśmy jej naszych przyjaciół i w ogóle… Ona jednak odpłaciła za to obgadywaniem nas za plecami, poza tym zawsze stara się poderwać moich chłopców, a teraz także unicestwić pierwszą nieśmiałą próbę Mirandy. Ona nas jawnie nienawidzi i ciągle nam opowiada, jak to wszyscy ją kochają, jak każdego może sobie owinąć wokół małego palca i w ogóle jaka jest wyjątkowa. W końcu nie mogłyśmy być już dla niej miłe.
Marco wykazał zrozumienie także wtedy, gdy Indra odetchnąwszy z ulgą oznajmiła, że to wielka przyjemność móc poplotkować na temat Bodil. Po prostu psychoterapia.
Zachichotała.
– Widzisz, odkąd stwierdziłyśmy, jak miło jest ją drażnić, nie robimy nic innego.
– Trzeba ci jednak wiedzieć, Marcu, że ją trudno zranić – wtrąciła Miranda. – Wcale nie chcemy robić jej krzywdy, tylko wbić od czasu do czasu kilka szpilek w ten nadmuchany balon. Ona się jednak wcale nie obraża, nie ma poczucia humoru, a tym bardziej autoironii. Uważa, że jej po prostu zazdrościmy i że jesteśmy głupie.
– A ona wspaniała, jak rozumiem – rzekł Marco ze śmiechem. – Ale jeśli wam ulżyło, to może porozmawiamy o czymś bardziej interesującym?
– Oczywiście – roześmiała się Indra. – Na przykład o nas samych.
– Koniecznie – oświadczył Marco z udaną powagą. – Czy wiecie, jak przyjemnie jest żartować i śmiać się razem z bliskimi osobami?
Dziewczyny przestały chichotać.
– W twoim życiu było wiele poważnych spraw, prawda? – zapytała Miranda cicho. – I samotności?
– Tak- potwierdził. – Ale zdaje się, że kolacja gotowa.
Po kolacji wszyscy poszli spać. Podróż była wyczerpująca, a jutro też czekało ich wiele zajęć.
Marco został jeszcze jakiś czas w salonie. Wyszedł na werandę i patrzył na świecący księżyc oraz usiane gwiazdami niebo.
Wkrótce zamknął oczy z wyrazem udręki na twarzy.
Samotność, samotność, myślał. Dokąd się udać, czego ja właściwie chcę? Źle się czuję w Czarnych Salach i równie źle na Ziemi. Dlaczego oni mi to zrobili, dlaczego urodziłem się jako bastard?
Pomogłem Natanielowi w pokonaniu samego zła, nadałem cielesną formę Tengelowi Złemu, to było moje zadanie, ale potem?
Nieśmiertelny? Cóż za straszny los dla kogoś, kto nie pasuje do żadnego miejsca!
Wrota, o których mówi Móri?
Słyszałem już o Wrotach istniejących w jakimś państwie, ale nie pamiętam, w związku z czym to było. Oczywiście, mamy Bramę Słońca nad jeziorem Titicaca i podobno tam znajduje się jakieś tajemnicze przejście do czegoś. Wiem, że istnieją ludzie, którzy widzieli osadę, klasztor i wejście do nieznanego.
Ci ludzie jednak nigdy ponownie nie odnaleźli drogi do tamtego miejsca, chociaż bardzo dokładnie przeszukiwali okolicę północno-wschodnich Andów. Znaleziono czaszki, ogromne, z górskiego kryształu, nieprawdopodobnie lśniące i doskonale ukształtowane, one nie mogły być wykonane ludzkimi rękoma. Ale przecież znajdowały się tam, w pobliżu tak zwanej świątyni. Inni zabrali ze sobą kosztowności z tajemniczego miasta, ale na co to się zdało, skoro nie można ponownie odnaleźć tego miejsca?
I w południowej Ameryce? Czy rzeczywiście trzeba jechać aż tak daleko, by odnaleźć Wrota? Móri chce przez nie przejść, chce spotkać swoich bliskich. Nie opuści jednak świata, dopóki nie dowie się czegoś więcej na temat losu syna Dolga.
Tak więc Marco ma znowu zadanie do wykonania. Musi pomóc Móriemu w poszukiwaniach. Poczuł się lepiej.