Выбрать главу

Nie uświadamiali sobie tego. Inni jednak upierali się, że też chcieliby uczestniczyć w planowaniu.

– Wybaczcie – uśmiechnął się Móri. – Tak przyjemnie było posługiwać się znowu ojczystym językiem, że po prostu się zapomniałem. Wytłumaczyłem naszemu kierowcy, że Dolg musiał przybyć do kraju od wschodu, a on się ze mną zgodził. Statki ze wschodu docierają do Islandii w Seydhisfjördhur.

– I nie ma problemu z dostaniem się tam – dodał Addi. – Pojedziemy drogą przez Sprengisandur i dotrzemy do Egilsstadhir. Stamtąd wprost do Seydhisfjördhur.

Znowu Sprengisandur. Móriemu na przemian robiło się zimno i gorąco. Ostatni raz, kiedy jechał przez Islandię, udało mu się częściowo uniknąć tej przeklętej drogi śmierci. Poruszał się nieco dalej na południe. Teraz, niestety, będzie musiał tamtędy przejechać. Nie mógł przecież sprawiać kłopotów tym wszystkim sympatycznym ludziom, którzy nie znali powodu jego lęku i niechęci.

– Rzeczywiście można przejechać samochodem przez Sprengisandur? – zapytał nieśmiało.

– Jasne – odparł Addi. – To najprostsza droga.

– A ile czasu nam to zabierze?

– Kilka godzin. Wszystko będzie zależało od stanu rzek. Musimy je przekraczać. Jeśli nadal panuje wysoka wiosenna woda, to każda przeprawa może potrwać. Ale i tak przenocujemy w Versalir, jedynej tamtejszej stacji turystycznej.

Móri skulił się na siedzeniu. Jeszcze na domiar złego nocować?

Sprengisandur… W pewną jasną noc, nieskończenie dawno temu… Trzynastoletni wówczas Móri był w drodze do Thingvellir, gdzie wraz ze swoją matką i starym czarnoksiężnikiem Gissurem miał zostać skazany na śmierć za czary… Bezmyślne eksperymenty Móriego z magią i czarodziejskimi runami kosztowały tamtych dwoje życie. Poświęcili się dla niego, by on, młody, mógł uciec i uratować głowę.

Nigdy tego nie zapomniał. A teraz znowu znajduje się w tej okolicy.

9

Móri nawet nie wiedział, że minęli Gjáin, dolinę elfów, w odległości zaledwie paru kilometrów. Wszystko się tutaj bardzo zmieniło od jego czasów, droga wiodła „po niewłaściwej” stronie Búrfell. Za to, że Móri nie rozpoznawał okolicy, sporą winę ponosiła również Hekla. Wielokrotne wybuchy wulkanu pokryły dolinę lawą i spowodowały zmiany w krajobrazie. Inne wulkany także zrobiły swoje. Jak na przykład Lakagígar, długi łańcuch kraterów, których wybuch Móri niegdyś przewidział. Straszny Lakagígar zmienił znaczne połacie Islandii w pustynię, Najważniejsze było jednak to, że Móri nigdy nie przejeżdżał po tej stronie Búrfell i że Addi, który poza tym był znakomitym przyrodnikiem i potrafił opowiadać niezwykłe historie, nie pomyślał, by wymienić takie nazwy, jak Gjáin i Stöng, zagrody pogrzebane podczas wybuchu Hekli w roku 1104. Jego pasażerowie nigdy tych okolic nie odwiedzali, w związku z czym większość nazw niewiele im mówiła. Tak jak Thingvellir, Geysir i Skálhok. A także Stöng i Gjáin.

No właśnie, pasażerowie. Kilku z nich sprawiało niezwykłe wrażenie. Na przykład ten niewiarygodnie urodziwy młody człowiek, ale najbardziej chyba mężczyzna siedzący na przednim siedzeniu obok kierowcy. Addi nie mógł zrozumieć, co go tak w tym człowieku dziwi i niepokoi. Wiedział wiele o Islandii, wyglądało jednak na to, że nie był tu od bardzo, bardzo wielu lat. Posługiwał się starodawnym językiem i w ogóle był dość milczący. Ktoś z pozostałych wspomniał raz czy drugi coś w rodzaju „odnaleźć twojego syna”? O co im chodzi? Przedtem mówili, że szukają śladów jakiegoś młodzieńca, który zaginął w osiemnastym wieku. Tu musiało więc chodzić o kogoś innego.

Kim właściwie jest ten człowiek, którego nazywają Móri? Móri to przecież określenie pochodzące ze świata islandzkich sag, a oznaczające pewien typ upiora. I rzeczywiście, w tym wysokim, przystojnym mężczyźnie było coś magicznego. Jego czarne włosy i roziskrzone oczy… Wyglądał jak… Wyglądał, jakby go dręczył straszny niepokój. I chociaż skórę miał brązową, ładnie opaloną, a ciało zwinne, robił wrażenie chorego. A może naprawdę jest chory?

Addi umiał jednak zachować dyskrecję. Nigdy nie pytał swoich pasażerów o ich prywatne życie.

Poza tym cała grupa okazała się bardzo sympatyczna, zwłaszcza kiedy pozbyli się w Keflaviku tej nadętej ślicznotki. Pomyśleć, że ona również brałaby udział w wyprawie! Addi zadrżał.

Telefon komórkowy dzwonił często. Niekiedy telefonowała żona Addiego, Anna, która miała mu do przekazania informacje, raz zadzwonił kolega, by dowiedzieć się, jak przebiega podróż, a raz także pracownik służby ratowniczej, w której Addi był jednym z szefów. Na szczęście chodziło tylko o radę, Addi zaś cieszył się, że się nic nie stało i nie musi przerywać tej skądinąd interesującej podróży.

W końcu doszło też do bardzo nieprzyjemnej rozmowy. Ojciec Bodil chciał mówić z Gabrielem, który siedział jednak na ostatnim siedzeniu, więc Nataniel, znajdujący się blisko Addiego, wziął słuchawkę. I usłyszał potok przekleństw i wymyślań. Jak oni mogli zostawić własnemu losowi jego nieszczęsną córkę w takiej dziurze jak Reykjavik, gdzie ona nikogo nie zna, a na miejsce w samolocie do domu trzeba czekać cały tydzień!

Nataniel cieszył się, że to na niego spadła najgorsza złość, a nie na sympatycznego Gabriela. Wyjaśnił krótko, że nikt nie zapraszał Bodil do wyjazdu, i że przejechała tu z własnej inicjatywy, bez odpowiedniego ubrania, a poza tym w samochodzie nie było dla niej miejsca. Wreszcie dodał, że pomiędzy nią a pozostałymi pasażerami panowała nieprzyjemna atmosfera.

Ojciec Bodil przemawiał lodowatym tonem. „Niech się nikt nie waży naruszać dobrego imienia i opinii mojej córki! Bodil nigdy nie popełnia błędów. Chcę natychmiast rozmawiać z Gabrielem!”

„Gabriel, niestety, jest w tej chwili nieosiągalny, ale wszystko mu powtórzę” – zapewnił Nataniel.

„Nigdy nie powinienem był pozwolić mojej wspaniałej córce mieszkać u Gabriela, zniszczą ją tam, to takie wrażliwe dziecko. Ciotka mojej żony nie powinna była wiązać się małżeństwem z tym okropnym rodem, z tymi jakimiś Ludźmi Lodu. I że Gabriel zdecydował się ciągnąć biedne dziecko ze sobą w jakąś straszną podróż…”

„Powinien pan ją zatrzymać, zamiast wyposażać ją w wielkie sumy pieniędzy na luksusowe ubrania, które tutaj do niczego się nie nadają. Byłoby nieodpowiedzialnością z naszej strony zabierać ją na pustkowia…”

„Bodil nie dostała ode mnie żadnych pieniędzy!” – ryknął farmer tak głośno, że Nataniel musiał odsunąć słuchawkę od ucha. – „Ona nawet nie miała czasu, żeby poinformować rodziców o tej głupiej wyprawie. Dlaczego została zaciągnięta na zapomnianą przez Boga i ludzi Islandię w czasie, kiedy mogła być u nas w domu albo cieszyć się słońcem Południa?”

I tak dalej. Nataniel był mocno zirytowany, kiedy nareszcie mógł odłożyć słuchawkę, wysłuchawszy gróźb o policji i innych plagach.

Zreferował rozmowę towarzyszom podróży.

– Powiedzcie mi, dziewczęta – rzekł na koniec. – Czy on swoje pozostałe dzieci też tak ubóstwia?

– Absolutnie nie. Tamtych dwoje ledwie zauważa.

– A jego żona? Kuzynka Gro.

– No, to jest tak zwana elegancka pani. Podziwia swojego dynamicznego męża i pokazuje przyjaciółkom wszystko, co on jej kupuje, żeby wzbudzić zazdrość. I wielbi swoją piękną córkę ponad wszelkie granice. Czołga się przed nią, kiedy Bodil jest w domu, i czuje się gorsza od niej pod każdym względem.

– Czy to nie dziwne? – roześmiała się Ellen. – Bodil jest tego rodzaju osobą, która człowieka okropnie irytuje, ale o której się nie przestaje mówić, nawet kiedy jej już nie ma.

– No właśnie – wtórowała jej Indra. – Bo myślę, że to bardzo przyjemne móc się na kogoś irytować. Oj, zdaje się, że docieramy do Sprengisandur!