Выбрать главу

Sprawy syna ułożyły się tragicznie. Jeszcze w czasie studiów ożenił się ze swoją koleżanką. Przez pierwsze lata wiodło im się świetnie, urodziła się córeczka, która teraz ma dwanaście lat. Potem jednak w małżeństwie zaczęło się coś psuć. Rodzice nigdy się nie dowiedzieli, jak do tego doszło, ale było źle już w czasie, kiedy dziewczynka miała trzy latka. I wtedy wydarzyła się straszna tragedia. Dziecko wylało na siebie wazę wrzącej zupy, strasznie poparzyło sobie buzię i jedną rączkę.

Wina spadła na syna Ellen, ponieważ to on miał się wtedy opiekować małą. Żona opuściła go i zabroniła mu kontaktów z córką. Dziadkowie dziewczynki, Ellen i Nataniel, też nie widywali swojej jedynej wnuczki Wszystko prezenty i listy otrzymywali z powrotem. Liczne operacje plastyczne, przez które dziewczynka musiała przejść, nie zdołały przywrócić jej buzi normalnego wyglądu.

Cztery lata później syn Nataniela i Ellen odebrał sobie życie.

To oczywiste, że rodzinne zmartwienia kładły się ogromnym cieniem na życie Ellen i Nataniela.

Wiatr od strony Sprengisandur szarpał ścianami domu. Ellen i Nataniel kulili się pod kołdrami. Skoro nie mogą odzyskać swego syna, to chcieliby przynajmniej pomóc Móriemu w poszukiwaniach Dolga. Może dzięki temu ich własny ból choć trochę zelżeje?

10

Pogoda na Islandii zmienia się nieustannie. Rankiem następnego dnia niebo było szare, od czasu do czasu siąpił deszcz, póki jednak siedzieli bezpiecznie w samochodzie, w niczym im to nie przeszkadzało.

Wkrótce wypogodziło się i spoza mgieł ukazała się Haganga. Ów szczyt, który przez wiele godzin towarzyszy podróżującym tą drogą. Właściwie istnieją dwie Hagangi, ale tylko ta jedna jest tak uporczywie widoczna.

Kiedy dotarli do wspaniałego, mieniącego się różnymi kolorami Tungnafellsjökull, świeciło piękne słońce. W dole pod Tungnafellsjökull leżała Nýidalur, której niezwykła historia była powszechnie znana. W tej dolinie i dalej aż u podnóża Hofsjökull rosła trawa, jedyne miejsce na Sprengisandur, gdzie w dawnych ogromnie męczących podróżach konie mogły się trochę pożywić. W tamtych czasach dolina nazywała się Jökuldalur, później jednak w wyniku różnych katastrof zniknęła i nie można jej było odnaleźć przez wiele lat. No i teraz miejsce nazywa się Nýidalur, znajduje się tam kilka budynków, przeważnie domki turystyczne dla podróżnych, którzy chcą na Sprengisandur przenocować.

Zatrzymali się, żeby coś zjeść, i Addi zapytał gospodarzy, czy to prawda, że w jednym z domków straszy.

Odpowiedzieli mu, że owszem, kiedyś straszyło, ale teraz dom został oczyszczony.

Móri posłał im długie spojrzenie, które sprawiło, że ludzi przeniknął zimny dreszcz.

Gospodarz zapytał nieco arogancko:

– Ty, zdaje się, nie całkiem wierzysz w to, co powiedziałem, obcy? Bo jesteś obcy, prawda? Wszędzie.

Móri bez słowa wstał i wyszedł na podwórze. Reszta podróżnych ruszyła za nim, a na samym końcu gospodarze.

Gdy czarnoksiężnik bez namysłu skierował się do jednego z domków turystycznych, popatrzyli na siebie z lekkim niepokojem.

Móri odwrócił się na progu.

– Czy mogę zabrać ze sobą Mirandę? – zapytał. – Sądzę, że potrzebuje trochę nauki.

Gabriel skinął głową, Miranda pobiegła do Móriego.

– No, chyba trochę przesadziłem – rzekł gospodarz. – Teraz jest lepiej, ale…

– Tak, dom był oczyszczany – przyznał Móri. – Ale nie do końca. Chodź, Mirando! A reszta niech czeka na zewnątrz. Wiem, że zarówno Ellen, jak i Nataniel, a przede wszystkim Marco poradziliby sobie tutaj równie dobrze jak ja, myślę jednak, że tak będzie najlepiej.

Weszli i zamknęli za sobą drzwi. Miranda w ostatniej chwili posłała siostrze grymas, mający oznaczać „a widzisz?”

– A co się tutaj ukazywało? – zapytał Gabriel.

– Jakiś młody mężczyzna – odparła gospodyni. – Niektórzy goście przyjmowali nocą nieprzyjemne wizyty. Teraz w zasadzie on się już nie pokazuje, czasami jednak miewamy wątpliwości.

Po chwili Móri i Miranda wyszli z domku, dziewczyna z rozpromienioną twarzą.

– Indra, to było naprawdę łatwe – oznajmiła zdyszana. – Wystarczyło emanować z siebie mnóstwo miłości, ciepła i zrozumienia. Teraz dom jest czysty!

Indra skinęła głową bez słowa. Nie odczuwała najmniejszej zazdrości. Duchy? Nie, dziękuję!

W pobliżu tej oazy napotkali pierwszą rzekę bez mostu. Naprawdę nie jest łatwo prowadzić samochód po wodzie i nie dać się znieść prądowi. Addi musiał jednak dokonać tego dwukrotnie, by pasażerowie mogli zrobić zdjęcia. Większość wysiadła z samochodu, ale Miranda została, chciała bowiem przeżyć „forsowanie rzeki” raz jeszcze. Indra została również, choć ona z lenistwa.

Islandia wciąż nie jest w pełni ukształtowanym lądem, toteż wiele elementów w jej naturze nieustannie się zmienia. Tak że bród czy przeprawa przez rzekę niekoniecznie zawsze musi się znajdować w tym samym miejscu co poprzedniego roku. Kiedy Addi cofnął się trochę, by móc rozpędzić jeepa, wjechał na piaszczystą łachę pod wodą, rok temu na pewno jej tu nie było. Musiał teraz wysiąść, by odkręcić jakąś śrubę na jednym z kół, wysiadła też Miranda, która widziała, jak bardzo jest mu niewygodnie, trzeba było bowiem jednocześnie próbować kierować samochodem. Wskoczyła więc zdecydowanie do piekielnie zimnej wody z lodowca, by mu pomóc. Buty zdjęła i długie spodnie podciągnęła możliwie jak najwyżej, musiała jednak zostawić rajstopy. Lodowate zimno przenikało do szpiku kości, lecz Addi ją chwalił, a od tego Mirandzie zawsze robiło się ciepło.

Starając się utrzymać równowagę i nie dać się znieść gwałtownym wirom, zobaczyła, że reszta towarzystwa na brzegu fotografuje ich z zapałem. Od północy ukazał się jakiś jeep, dwaj jadący nim mężczyźni przyglądali się z ciekawością temu, co się dzieje, ale nie ruszyli nawet palcem, by im pomóc Niech tam, myślała Miranda, sama sobie z tym poradzę. Dokładnie w tym momencie straciła równowagę i o mało nie wpadła do wody. Na szczęście Addi zdołał wyciągnąć rękę i przytrzymać ją dosłownie w ostatniej chwili.

Gdy już ruszyli dalej, Miranda nie przestawała opowiadać o tym, że właśnie przed chwilą uratowała całe towarzystwo. Pozwolono jej siedzieć obok kierowcy, by rajstopy mogły szybciej wyschnąć w cieple silnika, nic jednak nie wskazywało na to, by dziewczyna kiedykolwiek miała zapomnieć o swoim niezwykle odważnym wyczynie. W końcu Indra syknęła przez zęby. „Jeśli jeszcze raz choćby się zająkniesz na temat tej bagatelnej historii, zacznę opowiadać o najintymniejszych epizodach z twojego życia!”

To podziałało. Miranda skuliła się na siedzeniu i pisnęła na zakończenie: „Ale to naprawdę było podniecające!”

– No to jesteśmy – rzekł Addi, kiedy udało im się sforsować rzekę, której rok temu na pewno tu nie było, w związku z czym pokonywanie jej stanowiło prawdziwy hazard. Na zewnątrz woda szumiała, ale samochód dał sobie radę, Bogu dzięki. – No to jesteśmy. Teraz zaczyna się prawdziwa podróż przez pustkowia, tutaj kończą się stacje turystyczne. Pojedziemy drogą przez Sprengisandur pomiędzy tymi wielkimi lodowcami, które widzicie, Hofsjökull na lewo, Vatnajökull na prawo. Będziemy mijać Kidagil, a potem pojedziemy wzdłuż rzeki Skjälfandifljot, a całe wielkie i budzące grozę Ódádhahraun zostawimy po prawej stronie.

– Oj, Kidagil! Tę nazwę poznaję! – zawołała Miranda. _ W islandzkiej pieśni „Ridhum, ridhum” śpiewa się o Kidagil.

– Nic dziwnego – wyjaśnił Addi. – Pieśń opowiada przecież o jeźdźcu, który próbuje konno pokonać Sprengisandur. I o wszystkich niebezpieczeństwach, na jakie podróżny był narażony w dawnych czasach. O głodzie, zimnie, zmęczeniu, śmierci. A także o różnych ponadnaturalnych istotach, takich jak królowa elfów i jej groźne oddziały.