Выбрать главу

– Nie wyczuwałeś jednak jego obecności przy Námaskardh? – zapytał Nataniel.

– Nie. Widzicie, kiedy jadę samochodem, nie mogę niczego wyczuć. Muszę mieć kontakt z ziemią. Dokładnie w tym miejscu, w którym Dolg również dotykał ziemi. Tam, gdzie jechał konno, nie dostrzegam niczego.

– Ale jak ty to robisz, jak to się dzieje? – zapytała Miranda pośpiesznie. – Może węszysz jak pies policyjny?

– Nie, nie – uśmiechnął się Marco w zamyśleniu. – To ma raczej coś wspólnego z wibracjami. Jakiś strumień energii, energii Dolga płynący z ziemi.

Indra protestowała:

– Ale przecież tędy od roku tysiąc siedemset czterdziestego musiało przejść tysiące ludzi. A jeszcze więcej w Szwecji, w porcie Uddevalla…

– Owszem – przyznał Marco łagodnie. – Żaden z nich jednak nie był Dolgiem, synem czarnoksiężnika. Jego energia jest wyjątkowa. I olbrzymia!

Móri był wstrząśnięty i zaczynał się niecierpliwić.

– Dolg! Jesteśmy na tropie. Ale w Námaskardh śladów nie było. Muszą, znajdować się gdzieś pośrodku drogi Może on poszedł w innym kierunku…

Marco położył mu dłoń na ramieniu.

– Spokojnie, mój przyjacielu! Z pewnością odnajdziemy ci syna. Przechodził tędy, to nie ulega wątpliwości. Musimy więc zgadywać, czy nie zsiadał z konia po drugiej stronie rzeki. Addi, pomożesz mi? Uważasz, że zszedł z konia, kiedy przybył tutaj z Seydhisfjördhur i Egilsstadhir?

Znakomity kierowca jeepa i świetny znawca islandzkich pustkowi, Arngrímur Hermannsson, był zaszczycony tym trudnym zadaniem, przywykł bowiem do warunków atmosferycznych Islandii, przywykł do najrozmaitszych ludzi, ale z tego rodzaju problemami do czynienia nie miał.

– Zaczekaj, zaczekaj – rzekł, machając rękami, jakby chciał odpędzić od siebie zbyt wiele cisnących się zagadek. Jakby bronił się przed dziwnymi tajemnicami. – Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Mówisz, że twój syn pochodzi z roku tysiąc siedemset czterdziestego? Mówisz o jakiejś energii płynącej do ciebie z ziemi. O czarnoksiężniku. Ciągle jestem świadkiem jakichś drobnych czarodziejskich sztuczek. Kim wy jesteście? Czy w tym towarzystwie znajduje się ktoś normalny?

– Tak, ja – oświadczył Gabriel. – Oraz Indra. Każdy z pozostałych umie to i owo, mogę cię zapewnić.

Addi przyglądał im się z przejęciem. A kiedy zawrócił i pojechali z powrotem do najbliższej krzyżówki, Nataniel opowiedział mu w największym skrócie, o co chodzi w tej całej sprawie, a także co nieco o tym, kogo Addi wiezie swoim jeepem.

Kierowca zatrzymał się po drodze do Herdhubreidh i Askji. Wciąż nie ruszał się z miejsca.

– Coś mi się zdaje, że nikomu tego nie opowiem, bo by mnie pewnie zamknęli u czubków. Ale jestem z wami. Jeśli masz rację, Marco, to powinieneś tu coś znaleźć. To znaczy jeśli ów Dolg szedł główną drogą albo jeśli wybrał trasę przez pustkowia. Chociaż nie sądzę, by ktoś odważył się iść tędy wcześniej niż w dziewiętnastym wieku, a może jeszcze później.

Ponownie wysiedli z samochodu. Krajobraz był równie wymarły jak zwykle, jedynie ślady kół i tablice przypominające o konieczności napędu na cztery koła, a także jakiś jeep, który nadjechał od wschodu i zatrzymał się daleko przy głównej drodze, świadczyły, że ludzie bywają na tej bezkresnej równinie, pochodzącej z pradawnych czasów.

Marco podjął poszukiwania. Chodził tam i z powrotem, schylając się, wypatrując na ziemi, podczas gdy jego towarzysze w milczeniu czekali na wynik.

W końcu wrócił do nich z nadzieją w oczach.

– Tutaj łatwiej odnaleźć ślady niż na bocznej drodze. Tak, on tędy jechał i kierował się w głąb kraju.

– Możemy ruszać jego tropem? – zapytał Móri.

– Oczywiście, z tym samochodem pokonamy wszystkie przeszkody.

Byłoby niegrzecznie w to wątpić.

– A gdzie przenocujemy? – zapytała Ellen z lękiem. – Dzień wkrótce się skończy i…

– Na Herdhubreidharlindhir znajduje się schronisko turystyczne – odpowiedział Addi. – Mamy stąd do schroniska tak samo daleko jak do Egilsstadhir, chociaż podróż może nam zająć więcej czasu, bowiem droga jest dużo trudniejsza.

– Dotrzemy na miejsce, zanim się ściemni? – upewniła się Indra.

– Zanim się ściemni? Przecież teraz tutaj na północy mamy polarne lato.

Miranda jęknęła z przejęcia. Nigdy jeszcze nie widziała polarnego lata, które Skandynawowie nazywają midnattssol, czyli słońce o północy. Wielu z jej współtowarzyszy również nigdy tego nie przeżyło.

Wkrótce znaleźli się na wyboistych, wąskich drogach. Marco wyskakiwał z samochodu w mniej więcej równych odstępach, by zbadać, czy są na właściwym tropie. Od czasu do czasu tracili ślad Dolga, lecz Addi mówił, że to z pewnością nie ma znaczenia, bowiem droga od tamtych czasów zdążyła się przesunąć. Wystarczy tylko, że odnajdą ślady w najważniejszych punktach, na krzyżówkach, przy przeprawie przez rzekę i tym podobne, to na pewno dotrą do celu.

I tak też było. Po przekroczeniu jakiejś rzeki, niepokojąco głębokiej, dotarli do niedużej oazy z wodospadem i Marco stwierdził, że tutaj Dolg się posilał. Wszyscy mu oczywiście wierzyli.

– Ale co on robił tak daleko w głębi kraju? – zastanawiał się Gabriel.

Móri wzruszył ramionami.

– No właśnie, żebym to ja wiedział! Czego tutaj można szukać, Addi?

– Zakładam, że nie interesowały go piękne widoki.

– Dolga? Zdecydowanie nie.

Addi spoglądał na człowieka, który twierdził, że żył w XVIII wieku i został ponownie przywrócony do życia przez innego niezwykłego człowieka, Marca. Addi świadomie przestał na jakiś czas posługiwać się rozsądkiem i starał się zrozumieć losy tych dziwnych ludzi. To może być grupa uciekinierów z zakładu zamkniętego, a jeśli nie, to trzeba przyjąć ich opowieści za dobrą monetę.

Wybrał drugie rozwiązanie. Dzięki temu sprawy wydawały się nieco mniej skomplikowane.

– Nie umiem powiedzieć, bowiem ktoś, kto nie zamierza oglądać wspaniałych okolic z wygasłymi wulkanami ani ziemi pokrytej lawą, niczego tu nie znajdzie.

Móri rzekł z wolna:

– Mam pewien pomysł, czego on mógł tutaj szukać.

– Ja również – potwierdził Marco. – Szukał Wrót, prawda?

– Dokładnie o tym myślałem. Że mógł tutaj szukać Wrót. W porządku, w takim razie pozostaje nam tylko posuwać się naprzód jego śladami, jak długo zdołamy. Jestem szczerze wdzięczny wam wszystkim za to, coście dla mnie zrobili…

– Nigdy nie bawiliśmy się tak wspaniale i nie przeżywaliśmy takich napięć – rzekła Miranda, a inni się z nią zgodzili.

– Nawet Indra trochę się rozruszała – uśmiechnął się Gabriel niepewnie.

Na pierwszy rzut oka pola lawy zdawały się być bezkresne. Czy rzeczywiście Dolg tędy przechodził? zastanawiał się Móri wstrząśnięty. Przechodził? Całkiem sam…

Jeśli któreś z nich sądziło, ze droga nie może już być gorsza, to wkrótce musiało zmienić pogląd. Znaleźli się w niewiarygodnie wyboistym terenie pokrytym lawą, który przypominał nowoczesne trasy narciarskie, składające się wyłącznie z drobnych muld, przez które na zmianę się przejeżdża lub je przeskakuje, z tą tylko różnicą, że wzniesienia lawy były wyższe, a droga bardzo gęsto nimi pokryta. Na szczęście superjeep Addiego jakoś sobie radził.

– Czyste szaleństwo – wykrztusiła Indra, podskakując aż do sufitu. – Tutaj można by pić oddzielnie whisky i oddzielnie wodę sodową… Oj, ratunku… I człowiek stałby się sam dla siebie znakomitym shakerem.

– Boże dopomóż! – krzyczała raz po raz udręczona Miranda.

W którymś momencie Marco pomagał Mirandzie wstać z podłogi i sam o mało nie spadł z siedzenia.

Tutaj nigdy nie odnajdziemy śladów Dolga, myślał Móri zmartwiony. Owszem, teraz jakaś droga istnieje, jeśli tak można nazwać ten szlak, tę wijącą się w górę i w dół ścieżynę, ale jak to wyglądało w tamtych czasach? Dolg był prawdopodobnie pierwszym człowiekiem, który tędy przechodził. A może strumienie lawy, pokrywające teraz ziemię, pojawiły się później i ślady Dolga zostały raz na zawsze zniszczone? Znajdują się głęboko pod powierzchnią. Jak tamte zalane lawą zagrody w Thjorsárdalur. „Pod nami są domy” – powiedział on sam do matki i czarnoksiężnika Gissura. Dolg przeżył dokładnie to samo wiele lat później. Ale tutaj… Tutaj nie ma żadnych domów i pewnie nigdy nie było w takim wymarłym świecie. Nigdy nie odnajdziemy śladów.