Выбрать главу

Od dawna dręczyła go bardzo nieprzyjemna myśclass="underline" co będzie, jeśli Dolg tutaj jest i oni go odnajdą… co będzie, jeśli stał się jednym z tamtych, elfem? Co będzie, jeśli nie rozpozna swego ojca?

Ta myśl była nie tylko nieprzyjemna, była trudna do zniesienia.

No cóż, Móri pamiętał przynajmniej opowiadanie Dolga o tym, jak nawiązał kontakt z elfami albo, mówiąc ściśle, ze Starcem. Pierwotną siłą Islandii. To wcale nie było takie proste. Dolg musiał przejść przez mnóstwo prób, zanim go zaakceptowali, ale i wtedy nie został wpuszczony do środka, przeciwnie, to Starzec wyszedł na zewnątrz i zabronił chłopcu odwracać się i patrzeć na gromadę elfów. Dopóki Dolg nie uratował z niewoli w Ófærufoss króla elfów, nie otrzymał prawa na wejście do wnętrza góry, by szukać tam ukrytych klejnotów. Choć i to również była niezwykle skomplikowana historia, z mnóstwem nowych prób.

Po tym wszystkim został po prostu usunięty, wyniesiony z góry przez nie wiadomo kogo, bez możliwości powrotu, choćby po to, by podziękować.

I nie otrzymał tego prawa do chwili, dopóki nie znalazł się w Drekagil, zwabiony tam, o ile wiadomo, przez złych rycerzy. Co się tam stało? Miranda miała wprawdzie wizję, z której wynikało, że przybyły elfy i zabrały go z rozpadliny, ale jeśli ta wizja jest jedynie wytworem fantazji dziewczyny? Albo jeśli elfy go unicestwiły?

Na jakiej podstawie Móri i jego przyjaciele mogli sądzić, że zostaną wpuszczeni do wnętrza góry, skoro to było takie trudne nawet dla Dolga, dla Wybranego?

Czarnoksiężnik szedł pogrążony w ponurych myślach. Nagle drgnął na dźwięk delikatnego, przyjaznego głosu Nataniela:

– Móri, czy nie byłoby lepiej, gdybyś ty tam poszedł sam? Oni nas nie znają.

– Mnie też raczej nie. – Móri zastanawiał się. – Pamiętam, że Dolg musiał czekać w absolutnej ciszy i samotności, kiedy znalazł się tu po raz pierwszy. Żadne inne stworzenie nie mogło przebywać nawet w pobliżu doliny, dotyczyło to również jego konia. Elfy nie ufają ziemskim istotom. Sądzę jednak, że teraz ta sprawa z samotnością nie jest już taka ważna. Natanielu, czy mogę zabrać ciebie i Marca?

Nataniel uważał, że on sam nie wywrze żadnego wpływu na rozwój wydarzeń, ale miło byłoby pójść tam razem z Markiem. Tak więc obaj zdjęli z nóg obuwie i poszli przez lodowato zimną ziemię, potem wspięli się na jasnobrązowe kamienne półki u podnóża góry. Reszta czekała na zielonych łąkach. Addi, pogrążony w zadumie, odczuwał głęboką rezerwę wobec tego, co się tu dzieje, ale był też bardzo zaciekawiony.

Tamci stali przez jakiś czas i szykowali się do wypełnienia zadania.

W końcu Móri dotknął skały i zawołał:

– Pierwotna siło Islandii, którą nazywają Starcem! Królu i królowo elfów! Czy pamiętacie mnie? Jestem Móri z rodu czarnoksiężników. Poszukuję mojego syna, Lanjelina. Czy wiecie, gdzie on przebywa?

Szum wiatru ustał, łoskot wodospadu przycichł. Ptaki szukały schronienia w licznych otworach wyżłobionych w skale.

Jakiś człowiek wzywa niewidzialnych.

Móri ciągnął:

– Nie macie się czego obawiać, ani z mojej strony, ani ze strony moich towarzyszy. Ten człowiek, który stoi obok mnie, to książę Czarnych Sal. Marco brzmi jego imię, dobroć jest jego szlachetnym znakiem. Pozostali to wspaniali potomkowie norweskiego rodu Ludzi Lodu, znani ze swoich niezwykłych umiejętności, jeśli chodzi o świat pozazmysłowy. Jest też z nami dzielny Islandczyk, najszlachetniejszy z ludzi.

Mój Boże, oni stoją tam i przemawiają do skały, pomyślał Addi, a ja stoję tutaj i życzę żeby im się udało. Podświadomie starał się, by jego myśli były przyjazne i pozytywne. Coś się tam zaczynało dziać, nawet on był w stanie to zauważyć. Tak cicho jak teraz nigdy w dolinie Gjáin nie bywało.

Rozległ się jakiś głos i wszyscy go usłyszeli. Głos był stary, lecz silny, i zdawał się pochodzić z pustej przestrzeni pod górą, może z ziemi pod nimi albo z nieba nad nimi.

– Bądź pozdrowiony, Móri z rodu czarnoksiężników! Bądź pozdrowiony, książę, znamy waszego ojca, chociaż on wędruje po innych krainach niż nasza. Zażądam od was hasła, najpierw jednak musicie się oddzielić od ludzi, którzy nigdy nie przebywają w innych wymiarach niż ziemski.

Wszyscy popatrzyli na siebie z niepokojem.

– Ów wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o przenikliwych oczach może zostać. Podobnie starsza kobieta. I młoda dziewczyna o płonących włosach.

Skinęli głowami. Powinni byli zrozumieć, że Starzec zagląda do ich podświadomości. Wybrał spośród przybyłych tych, którzy posiadają rozpoznawczy znak Ludzi Lodu, zdolność widzenia tego, co ukryte.

– Pozostała trójka musi odejść stąd na chwilę. Zawsze jednak będziecie mile widziani w naszej dolinie.

Gabriel, Indra i Addi opuścili okolicę, wszyscy troje skrywając rozczarowanie. Również Addi, który przecież sądził, że przyjmie taką decyzję z ulgą.

Kiedy zniknęli za szczytem wzgórza, Starzec powiedział trojgu innym, by zatrzymali się na zielonych wzniesieniach. Natomiast Móriego i Marca poproszono, by poczekali tam, gdzie są.

– Hasło? – zapytał Móri. – Jesteśmy gotowi spróbować. Możemy jednak natrafić na poważne trudności.

Przemawiający do nich najwyraźniej się uśmiechał.

– O to właśnie chodzi z tym hasłem. A więc posłuchajcie: Co takiego otworzyło tę bramę przed Lanjelinem, kiedy przybył tutaj szukać ukrytych skarbów starego ludu?

Mówiąc „stary lud” miał zapewne na myśli Lemurów, tyle Móri pojmował. Skarb to farangil, ich wytęskniony klejnot.

Myślał intensywnie. Tyle różnych rzeczy Dolg musiał zrobić, by dotrzeć do skarbu. Ale co ostatecznie otworzyło mu bramę w górze? Tę zewnętrzną bramę?

Głęboko wciągał powietrze.

– To klucz… klucz spoczywający w małej szkatułce, którą Dolg dostał przy chrzcie w prezencie od swojego dziadka Hraundrangi-Móriego.

Żadna odpowiedź nie nadeszła. Kiedy jednak stali tak bez ruchu jakiś czas, rozległo się skrzypienie i zgrzyty w kamiennych drzwiach.

Wejście zostało otwarte.

Podobnie jednak jak Dolgowi, kiedy po raz pierwszy odwiedził dolinę, nie pozwolono im wejść do środka. Zamiast tego z bramy wyłonił się Starzec, dokładnie tak jak wówczas.

Mimo woli Ellen i Miranda ukłoniły się głęboko tej pradawnej istocie o śnieżnobiałych włosach i brodzie. Również mężczyźni pozdrawiali go z wielkim szacunkiem.

Móri zapamiętał pewien szczegół z opowiadania Dolga. Ubranie Starca wówczas było zniszczone i niemal całkiem wypłowiałe. Starzec powiedział, że odzyska ono dawny blask, kiedy elfy zdobędą prawo powrotu do utraconej wielkości.

Teraz jego strój prezentował się wspaniale, niebieski płaszcz obramowany białym futrem, a pod spodem kostium haftowany złotem. Stojąca przed nimi istota była nieduża i zmalała ze starości i zmartwień o swoją ukochaną Islandię, ale trzymała się prosto, jak przystoi królowi, zwłaszcza że ten był nie tylko królem, był kimś dużo, dużo ważniejszym.

Tak więc Dolg pomógł im wszystkim powrócić do Gjáin, gdzie czekała ich nowa sława i szacunek? Dzięki temu, że uwolnił więzionego króla elfów. Móri myślał pospiesznie: Czy ów czyn mojego syna pomoże naszej sprawie, czy też wręcz przeciwnie? Może elfy nie będą chciały wypuścić swego wybawcy i bohatera?

Powtórzył pytanie głośno, najuprzejmiej jak potrafił, tak, jak się przemawia do kogoś, kto pochodzi z czasów, zanim na Islandii pojawił się pierwszy człowiek: