Выбрать главу

Ten jednak nie ruszył się z miejsca. Uniósł tylko rękę, dokładnie tak, jak to zrobił koło Fergeoset, tyle że tym razem nie kierował wnętrza dłoni przeciwko nikomu, jego ruchy były łagodne, oczyszczające. Poruszał ręką delikatnie, jakby odgarniał od siebie pajęczynę czy coś w tym rodzaju, Miranda nie byłaby w stanie opisać tego, co widzi. Zauważyła natomiast, że ta jakaś zasłona wokół Dolga, której właściwie nie widziała, teraz zniknęła. Dziewczyna nie dostrzegła, jak to się stało, odnosiła tylko takie wrażenie.

Jaką niewiarygodną siłę posiada książę Czarnych Sal!

W Gjáin zaległa śmiertelna cisza. Miranda nie sądziła, że może być jeszcze większa niż przedtem, wyobrażała sobie, że teraz setki elfów wstrzymały dech na widok tego, co się dzieje.

Wszyscy patrzyli na Dolga, czyli Lanjelina, jak nazywały go elfy. Ten wyprostował się lekko i odetchnął głęboko, jakby się właśnie dopiero co obudził, jakby przejrzał, nowymi oczyma patrzył na świat.

Widział dolinę i wodospady, widział żółte kwiatki, tak pięknie prezentujące się na tle szmaragdowej trawy, po czym skierował wzrok w stronę ludzi.

Móri dygotał, ledwie był w stanie oddychać.

Najważniejszą próbę wciąż jednak mieli przed sobą. Czy Dolg zechce im towarzyszyć? A może zapragnie na zawsze pozostać w królestwie elfów?

Miranda zauważyła, że Nataniel i Ellen są równie spięci jak ona. Teraz Marco zrobił już, co do niego należało, czekali tylko na decyzję tego całego Dolga.

Starzec trwał bez ruchu u boku Lanjelina. Nie domyślali się, jakie myśli krążą teraz w jego głowie, czy życzy im szczęścia, czy też wolałby zachować młodego człowieka dla siebie.

Nie ulegało wątpliwości, że Dolg również jest zbity z tropu. Musiał ponownie się nauczyć patrzeć na świat ludzkimi oczyma, choć zachowywał jeszcze… Nic się nie zmieniło w jego wyglądzie, to świat przed nim się zmieniał.

Potem powoli, powoli twarz zaczęła mu się rozjaśniać.

– Ojcze! – wykrzyknął radośnie, ale jego głos był dokładnie taki sam jak poprzednio: cichy, dziwnie rozproszony, dźwięczący. Ruszył długimi krokami tuż ponad rzeką, nie tykając powierzchni wody. – Jak to dobrze znowu cię widzieć, ojcze! Myślałem, że przekroczyłeś Wrota, a ja zostałem na świecie kompletnie sam. Ale przed chwilą otrzymałem cudowną wiadomość. Zdawało mi się, że ktoś mnie wzywa. I odpowiedziałem…

Przeszedł przez łąkę i stanął przed nimi. Ani Móri, ani Dolg nie należeli do ludzi ściskających się przy byle okazji. Przenikliwe oczy młodzieńca przesuwały się po zebranych i zatrzymały na Mirandzie.

– To byłaś ty – rzekł rozradowany. – To ty wysłałaś mi przed chwilą sygnał!

Przed chwilą? Działo się to przecież w Drekagil i od tamtej pory minęła cała doba.

– Dlatego wiedziałem, że coś się musi stać, ojcze – oświadczył Dolg, zwracając się znowu do Móriego. – Pojęcia jednak nie miałem, że to ty przyjdziesz. Spędziłem kilka dni u moich sympatycznych przyjaciół, oni zabrali mnie z Drekagil i zajęli się mną. To naprawdę wspaniałe istoty! Byłem taki samotny i smutny, ponieważ utraciłem was wszystkich i nie mogłem odnaleźć Wrót, oni jednak pocieszyli mnie i uczynili moje życie w ciągu tych dni lżejszym. Ale teraz jestem gotów kontynuować. Będziemy szukać dalej, czy ty już wiesz, ojcze, gdzie znajdują się jakieś Wrota?

Ludzie doznali szoku. Dolg nie wiedział nic o tym, że minęło dwieście pięćdziesiąt lat. Kilka dni? Nic dziwnego, że nie rzucił się ojcu w objęcia.

Móri był tak kompletnie wytrącony z równowagi, że przez dłuższy czas nie mógł wykrztusić słowa. Tymczasem wzrok Dolga odnalazł spojrzenie Marca i natychmiast został między nimi nawiązany kontakt. Marco, wielki samotnik, spotkał Dolga, także wielkiego samotnika. Ich losy łączyło dziwne podobieństwo, obaj byli w ludzkim świecie istotami na wpół obcymi.

– Kim są twoi przyjaciele? – zapytał Dolg o czarnych, lśniących a teraz rozradowanych oczach.

Móri ocknął się. On również nie rozpoznawał syna, teraz Dolg wcale nie był małomówny ani pogrążony w marzeniach, stał przed nim wesoły, pełen radości młody człowiek.

– Wybacz, że byłem tak nieuprzejmy – rzekł pośpiesznie. – Wszyscy moi towarzysze pochodzą z Ludzi Lodu…

– Ludzie Lodu? – ucieszył się Dolg. – Przecież my znamy Ludzi Lodu. Nie sądzę jednak…

– To są członkowie rodu żyjący współcześnie – pośpieszył Móri z wyjaśnieniami. – Tym razem nie ma żadnych duchów.

Dolg popatrzył spod oka na Marca, jakby chciał zapytać ojca: „Jesteś tego pewien?”, ale nie powiedział nic.

– To jest Miranda – prezentował Móri. – Masz rację, to ona w Drekagil nawiązała z tobą kontakt. A tutaj Nataniel i jego żona Ellen. Wszyscy odziedziczyli specjalne zdolności, charakteryzujące dotkniętych złym dziedzictwem potomków Ludzi Lodu. Choć akurat oni nie należą do dotkniętych, to wybrani. Tutaj zaś mamy Marca, księcia Czarnych Sal.

– Przyznam, że niewiele wiem o Ludziach Lodu – rzekł Dolg w zamyśleniu, witając się ze wszystkimi po kolei. Miranda, podając mu rękę, spodziewała się, że poczuje po prostu powietrze, i zaskoczyło ją, jaką Dolg ma silną i ciepłą dłoń.

– Jest nas jeszcze więcej – dodał Móri. – Troje czeka na wzgórzu. Nie otrzymali pozwolenia zejścia na dół. Masz jednak rację, dotychczas nie odnalazłem żadnych Wrót, w żadnym miejscu na świecie. I mam nadzieję, że ty… zechcesz pomóc mi w poszukiwaniach?

– Tak, oczywiście – odparł Dolg ku wielkiej uldze Móriego. – Muszę tylko najpierw pożegnać się z moimi przyjaciółmi.

– To jasne. Jesteśmy im winni szczerą wdzięczność. Większą, niż myślisz, mój synu Pomyśleć… Dwieście pięćdziesiąt lat!

Dolg przez cały czas z podziwem i rozbawieniem przyglądał się ich ubraniom.

– Takich strojów nigdy nie widziałem, są absolutnie odmienne od tego, co znam. Oczywiście, kobiety w naszej rodzinie używały spodni do dalekich podróży, ale nie takich! (Miał na myśli obcisłe dżinsy Mirandy).

– Wytłumaczymy ci to później – przerwał Móri pośpiesznie. – Chodź teraz pożegnać się z gospodarzami, ja zresztą chciałbym też porozmawiać ze Starcem.

Starzec, jak poprzednio, wyszedł im na spotkanie, również on unosił się ponad wodą, co wyglądało tak, jakby szedł po rozkołysanej kładce. Wysłał Lanjelina do wnętrza góry, surowo mu przykazując, by się śpieszył.

– A więc otrzymaliście syna z powrotem, czarnoksiężniku – rzekł Starzec i teraz wszyscy mogli go oglądać z bliska. – Bardzo mnie to raduje, chociaż będzie nam brakować jego szczególnego humoru oraz poczucia bezpieczeństwa, jakie nam dawał.

– Bezpieczeństwa? – zdziwił się Móri.

– Tak. Dobrze było móc wysyłać człowieczego syna, kiedy powstawały konflikty między nami a tymi, którzy teraz zamieszkują powierzchnię Islandii. Ale chcieliście, panie, ze mną rozmawiać? Jeśli moje rady mogą się na coś przydać, będę bardzo zadowolony.

– Rzeczywiście potrzebujemy waszej rady. Wy, którzy wiecie o Islandii wszystko… Czy istnieją tutaj jakieś Wrota? Czy jest próg do świata, w którym znajdują się moi najbliżsi?

Starzec zastanawiał się długo.

– Z pewnością jest na Islandii wiele Wrót – odpowiedział w końcu. – Ale czy to te same, które macie na myśli… Nie. Mamy Snæfellsnesjökull, naturalnie, ale to Wrota nie tego rodzaju. Mamy też Dimmuborgir, gdzie znajduje się droga w dół, wiodąca do sal waszego ojca, książę Marco, Tak, no i jeszcze… Jeszcze to! Ale o tej drodze musicie zapomnieć, nigdy tamtędy nie zdołacie dotrzeć do celu!

– Proszę nam jednak powiedzieć, gdzie to jest?

– Nie, to droga śmierci. Nikt nie jest tam bezpieczny, a poza tym rzadko bywa otwarta.