Wciągnął głęboko powietrze.
– Co to, na Boga jest? Ojcze! Gdzie my jesteśmy, niczego nie rozumiem!
Móri odchrząknął. Podszedł do Dolga i położył mu rękę na ramieniu.
– To jest samochód, Dolgu. Całkiem niedawno przeszedłem dokładnie to, co ty teraz przeżywasz. Udało mi się jednak otrząsnąć z szoku, ty również musisz próbować to zrobić. Mój synu, znajdujemy się po prostu w zupełnie innym czasie. Minęło dwieście pięćdziesiąt lat od dnia, w którym widzieliśmy się po raz ostatni.
16
Nie mogli pokazać się w Reykjaviku z Dolgiem, który wyglądał tak, jak wyglądał. Trudno wprost wyobrazić sobie poruszenie, jakie by na jego widok powstało.
Móri zresztą w ogóle się tam nie wybierał, on zamierzał natychmiast odszukać Wrota, tutaj na Islandii. I obaj z synem chcieli niezwłocznie przez nie przejść.
Addi był odmiennego zdania. Żadnej wyprawy do Kverkfjöll, w każdym razie nie z nim!
Posiadał spory dom turystyczny nad Thingvallavatn, wielkim jeziorem w pobliżu Thingvellir. Dom znajdował się na terenie gorących źródeł w pobliżu miejsca starego islandzkiego parlamentu.
Tam zamierzali zabrać Dolga, do domu bowiem rzadko kto zaglądał.
Podróż samochodem tym razem okazała się dość męcząca. Zwłaszcza że nie było prostą rzeczą złagodzić smutek i frustrację Dolga, który stracił dwieście pięćdziesiąt lat ziemskiego życia, a tym samym wszelką możliwość spotkania najbliższych. Poza tym w drodze na zachód raz po raz przeżywał szok, zadawał tysiące pytań, a współpasażerowie musieli wykorzystać całą zdolność przekonywania, by zrozumiał, że w tym okropnym współczesnym świecie także da się żyć.
Móri, całkiem niedawno przeżywający to samo co Dolg, był najbardziej odpowiednią osobą, mogącą mu wytłumaczyć, że nie wszystko zostało stracone. Ale nie należy się dziwić, iż syn całą nadzieję pokłada w odnalezieniu Wrót.
Współpasażerowie słuchali, jak Móri, a od czasu do czasu również Dolg, opowiadają, co ma się znajdować za owymi tak ich przyciągającymi Wrotami.
Najważniejszy zdawał im się fakt, że jest dla ludzi jakaś nadzieja, że ci, którzy nie są już w stanie znosić strasznej rzeczywistości pogrążonego w chaosie świata, mogą odnaleźć inny wymiar. Nie, nie umrzeć, jak wielu sądziło. Nie, po tamtej stronie Wrót życie trwa nawet o wiele dłużej, wolne jest od trudnych konfliktów, a człowiek nie musi umierać, dopóki sam tego nie zapragnie. Nie, nie, to nie żaden raj, Obcy z wielką stanowczością zawsze to podkreślali. To jest po prostu inny świat. Dość nawet zwyczajny, lecz udało się w nim osiągnąć równowagę pomiędzy tym, co dobre, a tym, co trudne. Nie, ani Móri, ani Dolg nie wiedzieli nigdy, gdzie owa kraina leży ani jak wygląda, widzieli jedynie, że Lemurowie i Obcy mają promienny wzrok, kiedy o niej opowiadają. Obcy znali prawdę, nie chcieli tylko jej zdradzić. Kiedy chodziło o ich wytęsknioną krainę, stawali się niezwykle tajemniczy.
Podczas gdy Móri malował piękne perspektywy, pozostali pasażerowie uświadomili sobie nagle, że Dolg już go nie słucha. Nie był w stanie utrzymać otwartych oczu, więc In-dra oddała mu swoje wygodne miejsce na tylnym siedzeniu.
Musieli jak najszybciej zatrzymać się na noc, ponieważ Dolg był śmiertelnie zmęczony. Kiedy w końcu zaakceptował, że znajduje się znowu w świecie ludzi, po dwustu pięćdziesięciu latach spędzonych u elfów, siły po prostu go opuściły. Obciążenie wynikające ze „zmiany strony” okazało się zbyt wielkie.
Móri i Marco wymienili spojrzenia. „To nie jest normalny sen”, zdawały się mówić ich oczy. „To robota elfów. Co my z tym poczniemy?”
W domu zastali gości, turystów z Francji i Niemiec, udało im się jednak przeprowadzić Dolga po kryjomu, żeby nikt nie widział. Ulokowali go w osobnym pokoju w sąsiedztwie Móriego. Dolg, czy też w dalszym ciągu Lanjelin, zasnął natychmiast.
Po kolacji zajrzeli jeszcze do niego; wciąż leżał jak nieżywy, potem Marco i Móri wyszli na dwór przejść się trochę i obejrzeć piękną okolicę wokół domu. Niedaleko stąd wybuchającą z gorących źródeł parę ujęto w rurę, czy rodzaj komina, by mieć z niej pożytek, ale w jaki sposób mogło to działać, tego ci dwaj, pochodzący z minionych czasów, nie potrafiliby określić. W miejscu, gdzie rura wychodziła z ziemi, coś ryczało ogłuszająco. Pospiesznie stamtąd odeszli.
Zatrzymali się nad niewielkim strumykiem, gdzie woda z gorącego źródła szumiała i rozpryskiwała się spadając po niezbyt stromym zboczu. Marco przykucnął, zanurzył rękę w przyjemnie ciepłej wodzie i zamyślił się.
– Móri… Z wielkim zainteresowaniem słuchałem tego, co nam opowiadałeś – uśmiechnął się jakoś nieśmiało. – Ja jestem wiecznym wędrowcem pomiędzy światami, nigdzie nie mającą przystani duszą, która nie może znaleźć spokoju. To, co mówiłeś o Wrotach, bardzo mnie pociąga. Przywiązałem się też do ciebie i twojego syna. Coraz częściej marzę o tym, by wam towarzyszyć.
Móri rozjaśnił się na te słowa niczym słońce po długotrwałej mgle.
– Ależ drogi przyjacielu, nic nie mogłoby nas ucieszyć bardziej. Tylko co będzie z twoją rodziną tutaj na ziemi?
Piękna twarz Marca posmutniała.
– Masz rację, czarnoksiężniku, jestem z nimi związany. Nataniel i Ellen zawsze byli mi bliscy, a także nasz sympatyczny, spokojny Gabriel i jego wspaniałe córki. Miło jest z nimi przebywać. No cóż, poczekajmy, zobaczymy, jak się to wszystko dalej rozwinie! Wciąż jeszcze przecież nie znamy drogi do jakichkolwiek Wrót.
Móri wolno zwrócił głowę ku wschodowi. Tam, gdzie znajduje się Vatnajökull, największy lodowiec w Europie. Tak ogromny, że w jego granicach pomieściłyby się wszystkie pozostałe.
Pod nim… w głębi Kverkfjöll. Trzeba iść wzdłuż ciągu wodnego. Do Grimsvötn… i tam!
– No właśnie, zobaczymy – rzekł krótko.
Dolg przespał dwie noce i dzień pomiędzy nimi. W końcu drugiego ranka dowiedzieli się, co elfy z nim zrobiły.
Gdy wstał z łóżka i zszedł do siedzącej przy śniadaniu rodziny, me był już elfem, w każdym razie nie tak bardzo.
Nie był przezroczysty i bardziej nieziemski, niż to miało miejsce przed przybyciem do Gjáin, krainy elfów. Troszkę, jeśli tak można powiedzieć, astralny, wydawał się od dawna, po tym jak dotykał dwóch szlachetnych kamieni, szafiru i farangila, a zwłaszcza Świętego Słońca. Większość cech charakterystycznych dla elfów zniknęła, lecz Miranda ku swojej wielkiej radości stwierdziła, że uszy Dolga są w dalszym ciągu spiczaste, a i usta podobne do ust elfów. Poza tym stał przed nimi po prostu dobrze zbudowany, urodziwy młody mężczyzna.
– Och, Bogu niech będą dzięki – szepnął Móri.
Mogli więc wracać do Reykjaviku, jeśli tak można powiedzieć o kimś, kto nigdy tam nie był. Mimo wszystko ta część kraju stanowiła ich punkt wyjściowy.
Indra, która przedtem sądziła, że cudownie będzie dotrzeć do cywilizowanych okolic, odkryła z wielkim zdumieniem, że się tutaj nudzi. Natychmiast zaczęła tęsknić do dzikich pustkowi ze wszystkimi ich niedogodnościami. Niepojęte!
Jedyną pociechę stanowiło wspaniałe, komfortowe łóżko, czekające na nią w znakomitym hotelu. Trochę słodyczy, dobra książka i tak dalej…
Ellen i Nataniel nie mogli jednak odpocząć. Natychmiast po przyjeździe zadzwoniła Tova, która pod ich nieobecność pilnowała domu. Tova miała do przekazania ważne nowiny.
Opowiadała, że kilka dni temu, gdy właśnie podlewała kwiaty, ktoś zadzwonił do drzwi, a kiedy otworzyła, zobaczyła egzaltowaną, ale też dość agresywną damę z dziewczynką. Okazało się, że mała to jedyna wnuczka Ellen i Nataniela. Dziecko z buzią zeszpeconą głębokimi bliznami po oparzeniu.