Dama, będąca ich synową, wysłała dziewczynkę do ogrodu i dość bezceremonialnie wyjaśniła Tovie, że jej zdaniem nadszedł czas, by dziadkowie zajęli się trochę wnuczką. Tova bardzo dobrze znała tragedię Ellen i Nataniela, wpadła więc w złość, a kiedy Tova się wścieka, rzadko waży wypowiadane słowa. Wykrzyczała więc przybyłej, że przecież oni przez całe lata cierpią i tęsknią za dziewczynką, ale nic nigdy nie mogli na to poradzić.
Synowa lekko się zarumieniła i zaczęła coś bąkać, że teraz to się zmieni, ponieważ ona rozpoczyna nowe życie… „Aha” – syknęła Tova wściekła niczym osa. – „Jak rozumiem, pojawił się nowy mężczyzna. I sądzi, że twoja córka nie nadaje się do pokazywania ludziom, prawda?” Pani, głęboko wzburzona, odrzekła: „Wcale nie!” Zrobiła to jednak w taki sposób, że Tova nie wątpiła, iż to ona ma rację. Powiedziała, że Ellen i Nataniel znajdują się na Islandii, ale że możliwość zajęcia się wnuczką sprawi im prawdziwą radość, a tymczasem ona może opiekować się dziewczynką.
„Nie zostawię jej byle komu” – odparła synowa wyniośle. „A ja cenię małą tysiąc razy więcej niż twój przyszły mąż” – odparła Tova i dodała, że nigdy nie mogła pojąć, dlaczego synowa odmawia teściom prawa do spotykania się z dziewczynką. Co oni takiego zrobili? Dlaczego Ellen musiała wylać tyle łez z powodu utraconej wnuczki?
„Co oni zrobili?” – krzyknęła dama. – „Oni wychowali swojego syna na zwyczajnego dziwkarza, oto co zrobili! Zdradzał mnie już w dwa lata po ślubie”.
„Nigdy w to nie uwierzę”, – rzekła Tova spokojnie. Zdążyła odzyskać kontrolę nad swoimi reakcjami, choć w dalszym ciągu byłą zła. – „On nie należał to takich, to był bardzo wrażliwy, pełen uczucia chłopiec”.
– Dziękuję ci, Tova – bąknęła Ellen do słuchawki.
Tova, obdarzona gwałtownym charakterem Ludzi Lodu, zdołała jednak rozmawiać uprzejmie z synową Ellen nawet po tym, co tamta powiedziała: „Musiałam przecież uwierzyć przyjaciółkom!” „Więc ty bardziej wierzyłaś przyjaciółkom niż swojemu mężowi?” – zareplikowała Tova ze złością. Synowa odwróciła się i mruknęła coś na temat, że później rzeczywiście dowiedziała się, iż przyjaciółki z niej zadrwiły, że to był tylko głupi dowcip, po czym Tova zapytała, dlaczego w takim razie nie przeprosiła męża. Młoda kobieta rozgniewała się i warknęła: „Tak, tylko że on wtedy już nie żył, a za to, to ja już nic nie mogę”. „Owszem, myślę, że to właśnie ty za to odpowiadasz” – odparła Tova, Po chwili zamieszania, kiedy młoda kobieta najbardziej ze wszystkiego pragnęła wyjść, głęboko urażona, rzekła w końcu: „Dobrze, no to jak będzie? Mogę tu na razie zostawić dziewczynkę? Mogę polegać na tobie i wierzyć, że będzie jej tu dobrze?”
„Lepiej niż mogłaby marzyć” – odparła Tova i na tym rozmowa się skończyła.
Ellen gorąco dziękowała kuzynce i oboje z Natanielem zaczęli natychmiast załatwiać bilety powrotne. Ich wykupione jeszcze w Norwegii miały być ważne dopiero za kilka dni.
Dopisało im szczęście. Ktoś oddał cztery bilety na samolot odlatujący następnego ranka.
Cztery? Gabriel skorzystał z okazji i postanowił lecieć, z nimi. Teraz, kiedy Móri odnalazł swojego syna, nie był już potrzebny. Indra wzięła czwarty bilet. Miranda za nic nie chciała jeszcze jechać do domu, a Móri i Marco pragnęli zostać z Dolgiem. Dolg będzie mógł wykorzystać jeden z dawnych biletów, gdyby chcieli polecieć do Norwegii.
Móri sądził, że nie będzie to konieczne. On stanowczo zamierzał spróbować w Kverkfjöll, a Marco zdecydował się mu towarzyszyć.
Miranda również.
– Ale my być może stamtąd nie wrócimy – protestował Móri.
To mi bardzo odpowiada, pomyślała Miranda. Bo ja też wcale nie mam takiego zamiaru.
Głośno powiedziała jednak niepewnym głosikiem, że przecież ona może przyjechać później z Addim, który ostatecznie ustąpił wobec silnego nacisku Móriego i obiecał zawieźć ich do Kverkfjöll. Zgodził się już na to, zanim Marco bardzo uprzejmie oznajmił, iż chcą mu tę dodatkową podróż wynagrodzić, ale… „nie chcielibyśmy cię urazić”. Addi tymczasem odparł żartobliwie, że owszem, mogą go w ten sposób obrażać, i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
No i znaleźli się u stóp lodowca. Już sama podróż była koszmarem, na wyboistych, krętych drogach, po których musieli się przeciskać pomiędzy wysokimi zaspami śniegu i tak gliniastym podłożu, że raz po raz koła traciły przyczepność. Przez cały czas nad ziemią leżała gęsta mgła.
Kiedy już Addi raz zaakceptował ten wyjazd, chętnie i dużo opowiadał im o lodowych grotach Kverkfjöll. Mówił o francuskich grotołazach, którzy uznali je za absolutnie fantastyczne, być może najwspanialsze na świecie, ale też niesłychanie niebezpieczne. Francuzi pływali w ciepłych rzekach, schodzili najgłębiej jak się dało i czynili wspaniałe obserwacje, dopóki nie uświadomili sobie, jak ogromne ryzyko podejmują, i nie zawrócili. To chyba ta grupa w ostatnich latach dotarła najdalej. Dawniej można było wchodzić jeszcze głębiej, teraz jednak warunki się zmieniły.
– Czy w tym roku wyprawa jest bardzo ryzykowna? – zapytał Marco.
– Bardzo! Ja sam pójdę kawałek z wami, potem jednak wypisuję się i zrzekam wszelkiej odpowiedzialności. Bardzo bym jeszcze chciał zobaczyć moich trzech synów.
Uzgodnili, że Addi będzie czekał na nich na zewnątrz przez dwie doby. Gdyby w tym czasie nie wrócili, może spokojnie wrócić do domu i zapomnieć o nich. Bo to będzie oznaczało, że albo odnaleźli Wrota, albo zginęli.
Addi spoglądał na nich spod oka.
– A przecież panowie są jakoby nieśmiertelni?
– Owszem, ale ja wcale bym nie chciał znowu zostać żywcem pogrzebany i wydobyty z grobu po jakiejś ciepłej zimie za dalszych tysiąc lat. Nie życzę sobie więcej takich przeżyć. Mam jednak pewien pomysł. Co byś powiedział na to, gdybyśmy przesyłali ci sygnały? Spróbujmy zaraz, żeby zobaczyć, jak dalece jesteś na takie sprawy wrażliwy.
Wszyscy trzej, Móri, Marco i Dolg, uzgodnili szeptem, o czym będą myśleć, i po chwili zapytali Addiego, jaki obraz pojawił się w jego mózgu.
Kierowca spoglądał na nich oszołomiony w tym zimnym, górskim świecie. Wszystko skrywała mgła, jedynie poszarpane szczyty lawowe sterczały ciemne na horyzoncie, odcinając się wyraźnie od wszechobecnej bieli.
– To jakiś pies? – zapytał, marszcząc czoło. – Czarny pies?
Wszyscy trzej roześmieli się.
– Znakomicie – powtarzali zachwyceni.
Móri wyjaśnił:
– Jeśli otrzymasz od nas sygnał, to będziesz wiedział. Zobaczysz Wrota, to znaczy, że je odnaleźliśmy…
– Nie, nie, zaczekajcie – przerwał Addi. – Dlaczego nie mielibyśmy wykorzystać do tego radia? Zabierzecie ze sobą nadajnik i będziemy mogli rozmawiać.
Patrzyli na niego zaskoczeni, po czym wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Nigdy nie nauczymy się myśleć tak, jak współcześni ludzie – rzekł Móri.
– Ja sam powinienem był na to wpaść – mruknął Marco. – Niebezpiecznie jednak przebywać w towarzystwie czarnoksiężników, człowiek mimo woli zostaje wciągnięty w ich czas. No więc gdzie mamy to wejście?
Addi wyjaśnił, że otwór rzadko kiedy znajduje się w tym samym miejscu, co przed rokiem. Niekiedy powstaje ich kilka, tworzą się pod lodem ogromne hale, innym razem tak jak obecnie, zwłaszcza wczesnym latem istnieje jedno. I on o jednym takim właśnie wie. Będą się musieli trochę wspinać…
Odnaleźli zejście pod lodowiec. Nie wyglądało specjalnie zachęcająco.
Addi przygotował trochę sprzętu dla odważnych badaczy, liny, pasy, czekany do lodu, karabińczyki do przypinania się do liny, raki do butów, latarki zakładane na głowę i tak dalej. On i Miranda odprowadzili ich kawałek. Prosił, by się postarali, tak żeby on nie musiał wzywać ratowników, bo to potwornie dużo kosztuje, poza tym bardzo by chciał dostać z powrotem swoje kosztowne narzędzia. Uzgodnili, że jeśli odnajdą Wrota, cofną się kawałek ku wyjściu do umówionego miejsca, do którego każdy może bezpiecznie dotrzeć, i tam zostawią wyposażenie.