Cała grupa trzymała się zresztą blisko siebie nawzajem.
Czarny anioł powiedział:
– Najpewniejsze dla was Wrota znajdują się… Tak, chyba najbezpieczniejsze byłyby Wrota w grotach Adelsbergu.
– To znaczy w grotach Postojny – podpowiedziała mu Miranda.
Marco zmarszczył brwi.
– Ludzie Lodu niechętnie z nich skorzystają, mamy związane z tamtymi grotami bardzo nieprzyjemne wspomnienia. Poza tym w Jugosławii jest wojna.
– Ale Postojna leży w Słowenii – wtrąciła Miranda. – A tam panuje spokój.
Marco potrząsnął głową.
– Nasz zły przodek, Tengel, przez wiele setek lat ukrywał się właśnie tam.
– W takim razie rozumiemy twoje obiekcje – odparł czarny anioł – Wrota Wrót w Andach peruwiańskich leżą zbyt daleko, ale przecież możecie się zdecydować na najbliższe wam, czyli norweskie!
– Co? – zawołali zebrani chórem. – W Norwegii istnieją jakieś Wrota?
– Niezbyt wiele, ale istnieją. Dwoje. Jedne znajdują się w stolicy i mogą wymagać od was wiele trudu i poświęceń. Drugie jeszcze trudniej osiągnąć, bo to wysoko w górach.
– No ale te w Oslo, opowiedzcie o nich coś więcej – prosił Móri.
To brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdą. Upragnione Wrota aż tak blisko?
Czarny Anioł, rozbawiony ich ożywieniem, powiedział:
– Jeden z kościołów waszego miasta został zbudowany na miejscu dawnej pogańskiej świątyni. To zresztą nic dziwnego, na ogół tak właśnie postępowano, bo od czasów pogańskich wybierano na chwałę Bożą najpiękniejsze miejsca.
Miranda robiła w myślach gorączkowy przegląd kościołów w Oslo. Nie uważała, by lokowano je szczególnie pięknie, na ogół w centrach brudnych dzielnic, w otoczeniu nieładnych budynków. Gdyby to chociaż był Sztokholm, to ona osobiście wybrałaby kościół świętego Engelbrekta. Chociaż dawniej Oslo przecież wyglądało inaczej. Wzgórza, łąki, widok na fiord…
Kiedy czarny anioł wymienił nareszcie, który kościół ma na myśli, zdumiała się. Ten?
No w końcu, czemu nie?
– Dlaczego jednak miałoby być tak trudno dostać się do Wrót?
– Kościoły w Norwegii są nieustannie pozamykane. Podczas nabożeństwa nie wypada wchodzić w takiej sprawie. Można jedynie prosić o pozwolenie zwiedzania świątyni bez przewodnika, ale to także trudne.
Rzeczywiście, anioł ma rację.
– Jak to często bywa – mówił dalej, kiedy przechodzili pod przypominającym niesamowitą firankę nawisem lodowym – w średniowieczu znajdował się tam również klasztor. Nic jednak z niego już nie zostało, klasztor odszedł w niepamięć, podobnie jak pogańska świątynia. Minio to są w kościele drzwi prowadzące do grobowej krypty, a tam znajduje się mur pochodzący z czasów szarych braci. Mnisi wiedzieli, że istnieje tajemnicze przejście, i zamurowali je. Nie chcieli bowiem mieć nic wspólnego z pogańskimi rytuałami, jakie się tu kiedyś dokonywały, ani z owym tajemniczym wejściem, uważali zresztą, że przynosi ono nieszczęście.
Teraz wyjaśnienia podjął drugi anioł:
– Tak jest. Sądzili, że przejście prowadzi do piekła. Gdyby zbadali je dokładnie, znaleźliby coś dokładnie odwrotnego, są to bowiem jedne z Wrót do Królestwa Światła.
– Poganie musieli chyba o tym wiedzieć?
– Oni widzieli jedynie czarną dziurę w ziemi. Wrzucali do niej swoich wrogów.
No, a czarne anioły znają najdrobniejsze nawet szczegóły, pomyślała Miranda, próbując jednocześnie utrzymać równowagę na lodowym bloku. One wiedzą o wszystkim, co kiedykolwiek miało miejsce w czasie i przestrzeni. O wszystkim! Trzeba przyznać, że to trochę przerażająca świadomość.
– A ci wrogowie? – zapytał Dolg. – Gdzie oni się później podziali?
– Większość wrzucano do otworu już po śmierci, więc nie było problemu. Inni umierali w lochach. Niektórzy jednak odnaleźli drogę dalej. Są nawet tacy, którym udało się dotrzeć do Królestwa Światła. Inni, źli z natury, znaleźli się poza jego granicami.
Kiedy wszyscy spoglądali na niego pytająco, wyjaśnił:
– Istnieje również Królestwo Ciemności… Poza granicami Królestwa Światła, do którego dotrzeć jest bardzo trudno. Nawet jeśli uda wam się przekroczyć Wrota, istnieje niebezpieczeństwo, że traficie do państwa Ciemności, które jest o wiele większe. W takim razie powinniście się ze wszystkich sił starać iść dalej, nie poddawać się.
Kolejny daleki grzmot przywołał ich do rzeczywistości.
– Musimy uciekać – westchnął anioł. – Chodźcie, wyprowadzimy was.
– Ale nasz szofer was zobaczy… – zaniepokoił się Móri, kiedy biegli ku wyjściu.
– On śpi. Głęboko. I będzie spał, dopóki go nie obudzimy.
Spieszyli się, ale też posuwali znacznie szybciej niż poprzednio, bowiem dwie nadprzyrodzone istoty usuwały im z drogi wszelkie przeszkody.
Przy samym wyjściu Marco zatrzymał się i głęboko wciągnął powietrze. Mgła opadła, mieli przed sobą rozległy biały krajobraz, w którym widoczne były tylko najwyższe szczyty. Rozpoznawali Askję, Herdhubreidh. Dolg zadrżał.
– To była samotna wędrówka – powiedział cicho.
Inni przytakiwali ze zrozumieniem.
– Moi przyjaciele – zwrócił się Marco dziwnie stanowczym głosem do aniołów. – Od dawna już rozmyślam o pewnej, sprawie.
Tamci czekali w milczeniu, więc ciągnął dalej:
– Otóż, jak wiecie, nie wszyscy członkowie Ludzi Lodu znaleźli sobie miejsce w Czarnych Salach, nie wszyscy czują się tam dobrze. Większość tak, są jednak niespokojne dusze, wciąż bezskutecznie poszukujące przystani.
– Wiemy – uśmiechnął się jeden z aniołów. – Na przykład ty.
– Tak jest. Ale teraz myślę o moich krewnych, Sol, Tengelu Dobrym, Villemo i wielu, wielu innych, Zastanawiam się mianowicie, czy oni nie chcieliby nam towarzyszyć na drugą stronę Wrót.
Czarne anioły popadły w zadumę.
– Porozmawiamy z twoimi kuzynami – oznajmiły po chwili. – Jeśli zechcą iść z wami, nie będzie przeszkód.
– Znakomicie! Dam wam znać, kiedy i skąd wyruszamy.
Przecież Sol i inni zmarli już bardzo dawno temu, chciała zaprotestować Miranda, przypomniała sobie jednak opowiadanie Móriego. W tamtej grupie, w której przekroczyła Wrota jego rodzina, znajdowało się wiele dusz zmarłych i innych nadprzyrodzonych istot.
Podziękowali tedy czarnym aniołom, które natychmiast wzbiły się w niebo i odleciały ku północy.
Ku Dimmuborgir, pomyślała Miranda.
Kiedy ludzie podeszli do jeepa, Addi przeciągnął się i obudził.
– No Bogu dzięki, jesteście – westchnął z ulgą i popatrzył na zegarek. – Dobrze, żeście zrezygnowali z tego pomysłu i tak szybko wyszli na świat.
W drodze powrotnej do cywilizacji Marco zadał czarnoksiężnikowi nieprzyjemne pytanie:
– Czy jesteś pewien, że twoja rodzina i wszyscy wasi przyjaciele dotarli do Królestwa Światła? Że ich droga nie zakończyła się natychmiast po przekroczeniu Wrót? Że nie zginęli? Jesteś tego całkiem pewien?
– Nie jestem – przyznał Móri, – Szczerze mówiąc, nie wiemy nic. Możemy jedynie żywić nadzieję. Powinniśmy mieć prawo zachować wiarę, że wszystko tam skończyło się dobrze, nic innego nam nie pozostaje.
Tylko życie wieczne, pomyślał Marco zgnębiony. Wieczne życie w tęsknocie i żalu.
Następny wieczór spędzili w Reykjaviku, Ponieważ ranny samolot do Oslo startował o jakiejś zupełnie barbarzyńskiej porze, Addi pożegnał się z nimi już teraz, dziękowali mu gorąco za wspaniałą współpracę.
Addi to naprawdę godny szacunku reprezentant świetnej grupy islandzkich przewodników, wożących turystów na dzikie pustkowia.
On również dziękował za wszystko i zapraszał znowu,