– Szukam cię od wieki godzin – mówił Chor gorączkowo. – Wiemy, gdzie znajdują się młodzi, uważamy jednak, że nie powinno się o tym informować Strażników.
Po czym powiedział, że Madragowie spotkali młodych w Srebrzystym Lesie, widzieli, jak biegli w stronę muru, by ratować jakąś dziewczynkę po tamtej stronie; mała rzeczywiście wymagała pomocy i nie ponosi za to żadnej winy.
– Srebrzysty Las? – szepnęła Tiril przerażona. – Ależ nasze dzieci nigdy tam nie chodzą!
Strażnik Góry nie miał już dobrodusznej miny. Był po prostu wściekły.
– Armas powinien mieć więcej rozumu! – Madraga zaś zapytał: – Wiesz, czy oni podeszli do…?
Nie dokończył zdania, nie odważył się wypowiedzieć go głośno.
– Nie – odparł Chor. – Jesteśmy pewni, że tego nie zrobili. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
– Wystarczy już sam mur – mruknął Strażnik Góry.
Dlaczego nie wymienili tego groźnego niebezpieczeństwa? Taran coraz bardziej nabierała pewności, że w Królestwie Światła kryją się jakieś tajemnice. Na przykład cała północna część kraju… Podejrzewała też, że za różnymi drobnymi niedopowiedzeniami istnieje jakaś wielka zagadka. Często się nad tym zastanawiała, ale nie doszła do żadnych Wniosków.
Przypuszczała jedynie, że ma to jakiś związek z owym strasznym wyciem po nocach oraz z wysokimi, czarnymi górami wznoszącymi się daleko, daleko poza granicami królestwa. „Żałosne krzyki umarłych”', określała te wołania. Ani Obcy, ani Strażnicy, ani Lemurowie nigdy o tym nie wspominali. Dlatego Tiril uważała, że oni również mają coś wspólnego z zagadką.
Theresa, której słowa zawsze wiele znaczyły, poprosiła, by pozwolono jej porozmawiać z Chorem i jednocześnie z dwoma Obcymi: ze Strażnikiem Słońca i Strażnikiem Góry. Otrzymała pozwolenie.
– Bardzo was proszę – rzekła. – Proszę, byście nie wysyłali tam swoich oddziałów, zanim mój zięć Móri i mój wnuk Dolg nie zobaczą, co dałoby się zrobić. Nie ma powodu karać dzieci, jeśli szkody można naprawić.
– O tym samym właśnie myślałem – odparł Chor. – Dlatego chciałem rozmawiać tylko ze Strażnikiem Góry.
Ten zaś, którego jedyny syn był zaplątany w sprawę, powiedział:
– Dziękuję wam za troskliwość! Wcale też nie jestem zainteresowany, by popsuć Armasowi opinię. Wezwę teraz centralę Strażników i odwołam poszukiwania, powiem, że dzieci się znalazły i właśnie wracają do domu. Czy możemy się spotkać nad Złocistą Rzeką?
Madrag wyraził zgodę.
Móri wtrącił:
– Możliwe wprawdzie, że Dolg i ja moglibyśmy coś zrobić, jest jednak z nami ktoś jeszcze, kto rozporządza dużo większą siłą. Mam oczywiście na myśli Marca z Ludzi Lodu.
Strażnik Słońca popatrzył na księcia.
– Nie wiemy, co się stało pod murem, jednak to, że wprowadzili do środka kogoś z Królestwa Ciemności, brzmi alarmująco. Jest alarmujące nawet, jeśli nie udało im się przebić muru na wylot. Gdyby im się jednak udało, to… Tak, wtedy nie biorę odpowiedzialności za konsekwencje. Dziękujemy, Marco, gdybyś zechciał być tak dobry… To okropne, że coś takiego przydarzyło się w dniu waszego przybycia, ale… jeśli mam być szczery, to muszę wyjaśnić, iż nasza pełna życia młodzież już dawniej znikała, tyle tylko że nigdy nie pozostawali tak długo poza domem. I nigdy nie weszli do Srebrzystego Lasu! To najgorsze miejsce. I mur… Ach, Święte Słońce, zlituj się nad nami!
Nie wyglądał jednak na szczególnie zagniewanego. Sprawiał wrażenie, jakby ta cała smutna historia trochę go bawiła. Taran postanowiła, że pojedzie z nimi, i wsiadła do gondoli.
– To ja też. – zawołała Miranda zdecydowanie. – Ja też potrafię co nieco.
– No nie… Zresztą, jak chcecie.
– Jedzie Miranda, to i ja także – oznajmiła Indra.
Strażnik Góry potrząsał głową. Domyślał się, że oto grupa przedsiębiorczej młodzieży powiększyła się co najmniej o dwie osoby.
– Jedźcie – powiedział. – Ale już nikt więcej. Wsiadajcie zatem do gondoli! Thereso, wezwij mężczyzn z twojej rodziny, którzy wciąż szukają, i powiedz im, że dzieci się znalazły, nie mów tylko gdzie.
Theresa skinęła głową. Po chwili gondola wzniosła się w powietrze, zostawiając Theresie i Tiril obowiązek zajęcia się przybyszami, żywymi i duchami z Ludzi Lodu. Oraz Hubertem Ambrozją, Nero bowiem wyciągnął pysk i obwąchiwał kociaka. Ten zaś wymachiwał łapą i prychał.
21
Zgromadzeni pod murem młodzi ludzie urodzili się już w Królestwie Światła. Żadne z nich nie miało pojęcia, jak wygląda ciemność, z wyjątkiem tylko Oka Nocy, który w Królestwie Ciemności odbywał swoją męską próbę.
– No, to co teraz? – zapytał Jori, a jego ciemna grzywa sterczała ponuro nad zmartwioną twarzą. Jego wuj Villemann w dzieciństwie wyglądał w takich przypadkach dokładnie tak samo. – Kto się poświęci, wyjdzie na zewnątrz i spróbuje zatkać otwór?
– A potem sam zostanie po tamtej stronie, wydany na pastwę dzikusów? O, nie, dziękuję bardzo – rzekł Jaskari sucho.
Jori zachichotał. Nie zgłaszał przecież tej propozycji poważnie.
Sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. Chłód z Królestwa Ciemności przenikał przez dziurę w murze. Berengaria, która wychodziła przez otwór, by sprowadzić Siskę, wiedziała, że cienie są tam okropne. Cały kraj to po prostu jeden wielki, ponury cień. Jak ktoś w ogóle może tam mieszkać?
Ale też czy tamci mają jakiś wybór?
Grupa młodzieży wciąż wpatrywała się w otwór w murze, wycięty laserowym pistoletem Armasa.
Nie używali, co prawda, słowa „laser”„, nie znali go, nie wiedzieli, że w świecie zewnętrznym rozwój techniki posunął się niemal tak samo daleko jak u nich. Co zresztą dokonało się głównie dzięki temu, że Obcy dość często łączyli się z ziemskimi kobietami i zasilali ludzkość swoją krwią.
„Drzwi”, które wycięli w murze, leżały na zewnątrz, w Królestwie Ciemności, tak jak upadły, w trawie. A po tamtej stronie było naprawdę nieprzyjemnie.
Jęki z „gór umarłych” słychać było dużo wyraźniej…
Żadne z młodych nie chciało zwracać uwagi na to, o czym wszyscy wiedzieli: że po zboczach nieodległych wzgórz skradają się w zaroślach milczące, żądne krwi istoty. Wciąż jeszcze pełne lęku. Będą się jednak ostrożnie do nich przybliżać. Staną się coraz bardziej agresywne.
Tsi-Tsungga w ostatniej chwili złapał wiewiórkę, która chciała smyrgnąć na drugą stronę.
– Koniecznie musimy zatkać tę dziurę – powtórzył po raz nie wiadomo który Armas. – Tylko jak?
– Wiecie co? – zaczął Jaskari. – A gdybyśmy tak powiązali wszystkie paski i chustki, jakie mamy, to by powstała długa lina, którą można opasać „drzwi” i od naszej strony wciągnąć je na miejsce…?
– Niegłupi pomysł – pochwalił Jori. – Tylko czy mamy wystarczająco dużo takich rzeczy?
– Och, wy geniusze! – zawołał Oko Nocy. – Może moglibyście czasem wykorzystać choć odrobinę waszej inteligencji?
Zwrócili się ku niemu.
– Wiesz więcej niż my?
– Po prostu patrzę i myślę. Otóż te, jak je nazywacie, drzwi, zwężają się ku górze. Lina nie musi być bardzo długa, żeby opasać ich górną część.
Popatrzyli znowu na potworną ziejącą dziurę.
– Oko Nocy – powiedział Jaskari głęboko przejęty. – Geniuszem to jesteś ty! Oczywiście, że ustawimy drzwi, przyciągniemy je do muru, a potem założymy linę. Wspólnymi siłami powinniśmy się z tym uporać.
– Tylko że kilkoro z nas będzie musiało wyjść na zewnątrz – mruknął Jori.
– Poradzimy sobie – stwierdził Armas. – Dziewczyny zabierzcie stąd Siskę! Idźcie z nią do łodzi i czekajcie, dopóki nie wrócimy. W ten sposób przynajmniej wy będziecie bezpieczne.