– Na nic się nie zda zabranie mi pistoletu. Został zabezpieczony w taki sposób, że tylko ja mogę go używać. W obcych rękach wybuchnie sam z siebie i zabije tego, kto go trzyma.
Ach, co za oszustwo, lecz zdawała sobie sprawę, że jest konieczne. Rośli mężczyźni bez trudu mogliby jej odebrać broń, wystarczy moment nieuwagi. A gdyby zasnęła… Nie miała jednak zamiaru nocować w Królestwie Ciemności, spodziewała się, że dużo wcześniej wróci do domu.
Waregowie widać potraktowali jej słowa serio. Z powagą pokiwali głowami. Miranda powróciła do wyliczania problemów, które czekają na rozwiązanie.
– Sądzę, że powinniśmy się zastanowić, dlaczego ten olbrzymi jeleń wciąż tu stoi. To tylko jedna z wielu spraw, które chciałabym z wami omówić, ale reszta na razie może poczekać. Zgadzacie się ze mną?
Haram wykrzywił usta z pogardą.
– A w jaki sposób zamierzasz wypytać świętego? On się nigdy nie zbliża do ludzi.
– Przecież was też się nie boi. Nazywacie go świętym, a to znaczy, że z waszej strony nie musi się niczego obawiać, czyż nie tak?
– To prawda – przyznał Haram. – Chcesz powiedzieć, że te klocki…?
– Zawsze warto spróbować.
Mężczyźni popatrzyli po sobie.
– A może byś tak odłożyła ten… pistolet – zaproponował Haram.
– Owszem, mogę to zrobić, ale pamiętajcie, że jeśli go dotkniecie, źle się to dla was skończy.
Wolno podeszli do jelenia, który czekał na nich na łące wysoko na górskim płaskowyżu. Roztaczał się stąd widok na krainę poza wzgórzami. Miranda westchnęła zachwycona.
– Ach, jak tu pięknie! I ta mgła w dolinach – westchnęła. – W Królestwie Światła rzadko widujemy mgłę.
– Za to macie światło – odparł zaczepnie Gondagil.
– To prawda, ta ciemność jest niesłychanie irytująca – przyznała Miranda. – Z początku w ogóle nic nie widziałam, ale wzrok się przyzwyczaja.
Z mgły wystawały czubki wysokich drzew. W oddali widać było góry. Miranda przystanęła.
– Czy to wasz kraj?
– Tak, to kraj Timona w Dolinie Mgieł – odpowiedział Gondagil.
Miranda spojrzała w bok i dech zaparło jej w piersiach. W oddali niczym mroczne cienie wznosiły się Góry Czarne.
– Czy to stamtąd dobiegają te żałosne skargi? – spytała cicho.
– Tak – zwięźle odparł Gondagil.
Dziewczyna prędko odwróciła głowę.
Zbliżyli się już do jelenia, zwierzę wyglądało naprawdę majestatycznie, kiedy stało tak nieruchomo, zastanawiając się jakby, czy ma czekać, czy raczej uciekać.
– Chcemy ci pomóc – zawołała Miranda. – Jeśli potrzebujesz pomocy, to powiedz nam.
Gondagil uciszył Harama. Stanęli w milczeniu i czekali. Miranda poczuła, jak bardzo boli ją głowa.
– Jeleń w każdym razie nie potrafi odpowiedzieć – roześmiał się Haram.
– Nie mów tak – zaprotestowała Miranda. – Zwierzęta myślą obrazami.
– Chyba jesteś naprawdę szalona – prychnął.
– Nie potrafisz milczeć nawet przez chwilę – skarcił go zirytowany Gondagil.
Znów zapadła cisza. Wstrzymali oddechy, kiedy jeleń postąpił o kilka kroków w ich stronę. Haram mimowolnie się cofnął.
– Nawiązałam z nim kontakt – szepnęła Miranda.
– Ja też – mruknął Gondagil. – Poproś, żeby zbliżył się jeszcze bardziej.
Połączyli swe myśli, teraz pomagał także Haram.
Olbrzymi jeleń gwałtownie poruszył łbem, ale zaraz się uspokoił i podszedł w ich stronę.
– Jeśli zaatakuje, ja uciekam – uprzedził Haram.
Pozostali dwoje milczeli, Gondagil tylko machnął ręką, jakby chciał uciszyć przyjaciela.
– Widzę dwa zwierzęta – szepnął.
– Ja także – powiedziała Miranda. – Łanię i cielaka. Zorientowałeś się, o co chodzi?
– O tęsknotę.
– Ja też tak myślę. On ich szukał gdzieś w krainie potworów.
– Tak, w Dolinie Cieni. Dlatego tam poszedł i wpadł w jedną z ich pułapek.
Miranda zwróciła się do jelenia cichym głosem:
– Spróbujemy ci pomóc w ich odnalezieniu, pewien jesteś, że są tam na dole?
Odpowiedź była wyraźna, nie, wcale nie był pewien, szukał już od dawna.
– Podejdź bliżej – poprosiła Miranda. – Nie wyrządzimy ci krzywdy.
Pytający wzrok jelenia spoczął na Haramie.
– Ja też nic ci nie zrobię – zapewnił lekko obrażony. – Bo i ja już w to wierzę. Powiedz, gdzie mamy szukać, to…
– Za wiele żądasz – stwierdził Gondagil. – Jeleń przecież nie wie, gdzie oni są. A teren jest bardzo rozległy.
– Mam chyba coś, co nam pomoże. – Miranda zaczęła przeszukiwać swój przepastny plecak.
Mężczyźni obserwowali ją z wielkim zainteresowaniem, ale trzymali się na bezpieczną odległość. Pistolet budził respekt.
– Te klocki… – rzekł Gondagil powoli. – Czy one potrafią odczytywać myśli?
Miranda podniosła głowę, postawny mężczyzna górował nad nią, budząc lęk.
– Nie wprost – odparła. – Nie potrafię odczytać waszych myśli, jeśli tego się obawiacie – uśmiechnęła się krzywo. – Inaczej jest ze zwierzętami. Dzięki aparacikowi można zrozumieć głos wiewiórki, podobnie świergot ptaków czy ujadanie psa. Zwierzęta takie, jak na przykład ten jeleń, myślą przekazują tylko obrazy.
– Sam się przed chwilą o tym przekonałem.
– Ale psy i inne bardziej „rozmowne” zwierzęta także porozumiewają się obrazami – wyjaśniała dziewczyna. Wstała, w ręku trzymała jakiś nieduży przyrząd.
Mężczyźni przyglądali mu się z szacunkiem, ale nic nie mówili.
– Wypróbujemy teraz to – oświadczyła Miranda, starając się uruchomić urządzenie. Nie bardzo wiedziała, jak się z nim obchodzić, bo chociaż wykorzystywała je wcześniej podczas wędrówek po lesie, zdarzyło się to zaledwie dwukrotnie.
Haram mruknął do Gondagila:
– Nie mógłbyś zająć się tym workiem? Ona jest bardzo ładna, chyba mam na nią ochotę.
– Nie teraz – odparł zniecierpliwiony Gondagil. – Owszem, jest powabna, ale czekają nas ważniejsze sprawy.
– Co jest ważniejsze? – mruknął Haram, lecz postanowił odłożyć przyjemność. Będzie mógł wziąć dziewczynę, kiedy naprawdę zechce. Nie nazywał tego gwałtem, żadna z kobiet, z którymi miał do czynienia, nie miała nic przeciwko jego umizgom. Haram cieszył się sławą wojownika, a plemię potrzebowało wielu dzieci. Życie ludu Timona z Doliny Mgieł było naprawdę ciężkie, wśród najmłodszych panowała duża śmiertelność.
Musiał jednak przyznać, że tak świeżej i pełnej uroku dziewczyny nie spotkał w wiosce. Musi ją mieć. Wkrótce zapewne nadarzy się okazja. Gdy tylko Gondagil zajmie się innymi sprawami, on wykorzysta odpowiednią chwilę, a dziewczyna na pewno nie będzie się opierać.
Plecak także stanowił wielką pokusę. Najwyraźniej zawierał różności… Mając je można stać się prawdziwie potężnym człowiekiem.
Wrócił jednak do rzeczywistości, zainteresowały go słowa dziewczyny.
– To detektor, czyli wykrywacz ciepła, jeśli takie określenie wolisz – tłumaczyła stojącemu przy niej i słuchającemu jej z uwagą Gondagilowi. Jego bliskość nieco Mirandę rozpraszała, czuła bijący od mężczyzny zapach lasu, przyjemny aromat skórzanego ubrania i czegoś jeszcze, co wcześniej czuła tylko u Tsi-Tsunggi. Upojna woń, która wywoływała w jej ciele podniecający dreszcz.
– Popatrz tutaj – pokazała. – Skieruję teraz aparat na Harama.
Haram natychmiast się odsunął.
– Nie bój się, to nic groźnego, stój spokojnie. O, tak, a ty popatrz w to małe okienko.
Przysunęła detektor do Gondagila.
– Widzisz, że pojawiają się kolory? To barwy Harama. Niebieski i zielony w tle, to obszar wokół niego, a czerwony i żółty to on sam.