Ani Haram, ani Gondagil nic o tym nie wspomnieli, aura musiała więc się pojawić później, kiedy się już z nimi rozstała.
Zrozumiała wreszcie.
Dość długo siedziała z dłońmi wokół kasetki ze Świętym Słońcem, przez skrzyneczkę musiało przeniknąć nie tyle światło, co moc słońca, napełniając ją… no tak, czym? Siłą czy też czymś innym?
Nie wiedziała. W każdym razie sama zaczęła świecić i jeśli nie jest zdecydowanie złym człowiekiem, to działanie złocistej kuli będzie miało na nią wyłącznie dobry wpływ.
Miranda nie wierzyła, że jest jakoś szczególnie zła, ot, przeciętna, chyba jak większość. A Święte Słońce nigdy źle nie wpływało na zwyczajnych ludzi, na ogół stawali się lepsi.
Może od tej pory Miranda będzie milsza dla swej siostry?
Drgnęła, słysząc głos Strażniczki.
– Co to za grzyby? Masz je przy sobie?
– Nie, nie zabrałam. Myślę jednak, że ta gloria to nie jest ich sprawa, dość długo po prostu pracowałam w bezpośrednim sąsiedztwie Słońca i zapewne właśnie ono pozostawiło taki ślad.
Było to bardzo mętne wyjaśnienie, ale Strażniczka je zaakceptowała. Miranda przeszła cały proces oczyszczania, choć zdaniem Strażniczki zupełnie niepotrzebnie, skoro przebywała w obrębie krainy. Wreszcie młoda wichrzycielka oklejona plastrami mogła bez wyrzutów sumienia wrócić do domu. Promienna aura powoli bladła, i dobrze, jeszcze ktoś nabrałby ochoty, by zadawać pytania.
12
– Co, u diaska, porobiło się z naszą Mirandą? – spytała dwa dni później Indra swego ojca.
Gabriel westchnął.
– Nie życzę sobie, żebyś tak okropnie przeklinała, Indro.
– „U diaska” to nie żadne przekleństwo, po prostu takie wyrażenie, które ubarwia język – odparła jego swawolna córka. – Ale musisz przyznać, że ona się dziwnie zachowuje. W jednej chwili rozjaśnia się w promiennym uśmiechu, to znów jęczy, no, nie na głos, ale przypomina lady Macbeth, żałującą popełnionej zbrodni. Spróbuj z nią porozmawiać, ojcze, do mnie tylko głupio się uśmiecha.
Gabriel obiecał, że przeprowadzi rozmowę z Mirandą, i kiedy tylko nadarzyła się okazja, zapytał młodszą córkę wprost, co ją dręczy.
Miranda miała wrażenie, jakby z barków zdjęto jej ogromny ciężar.
– Już myślałam, że nikt mnie nie spyta – westchnęła. – Ojcze, nie wiem, co robić, bałam się rozmawiać z kimkolwiek. Nie umiem znaleźć wyjścia z tej sytuacji, mam naprawdę ogromny problem.
– Opowiedz mi o wszystkim – rzekł Gabriel serdecznie, nie mając pojęcia, jakiej podejmuje się odpowiedzialności.
Gabrielowi od dawna dokuczała przykra świadomość, że radując się z przynajmniej częściowego odzyskania syna Filipa zaniedbał Mirandę i Indrę. Ostatnio nie mówił o niczym innym, jak tylko o powrocie Filipa.
Miranda urwała, wyglądało na to, że wręcz żałuje, iż cokolwiek powiedziała, łagodnie zaczął więc od nowa:
– Co ci jest, Mirando? Co się wydarzyło? Strażniczka ze stacji kwarantanny dała znać Ramowi, że masz paskudną ranę na szyi. Owszem, zauważyłem plaster, ale jak właściwie doszło do tego zranienia? Czy dobrze je opatrzyłaś?
– Tak, tak – zapewniła pospiesznie Miranda.
Prawdą było jednak, że w ranę wdała się nieprzyjemna infekcja, dziewczyna musiała nawet zwrócić się o po moc do Jaskariego. Nie pokazała mu rany, poprosiła tylko o antybiotyki, przepisał je od razu, nie zadając zbyt wielu krępujących pytań. Zrobił jej nawet zastrzyk przeciwtężcowy, wierząc, że ugryzł ją bezpański pies. Miranda nie za dobrze wybrała sobie zwierzę, kto bowiem widział w Królestwie Światła bezpańskiego psa? Najważniejsze jednak, że rana wreszcie zaczęła się goić.
– Ojcze – rzekła Miranda. – Jeśli opowiem ci o wszystkim, czy obiecasz, że nie zrobisz koszmarnej awantury? Muszę się tym z kimś podzielić, bo dowiedziałam się o czymś, co jest prawdziwą sensacją, chociaż dla własnego dobra powinnam trzymać gębę zamkniętą na kłódkę!
– Przyrzekam, że bez względu na to, co wymyśliłaś, nie będę krzyczał. Słowo honoru!
– Doskonale. A więc, usiądź, ojcze, bo usłyszysz naprawdę wstrząsające rzeczy.
I tak Miranda zrelacjonowała całą historię swej zakończonej niepowodzeniem ekspedycji ratunkowej.
Podczas gdy córka mówiła, Gabriel nie odezwał się ani słowem. Nie mógł, siedział zdrętwiały, oniemiały. Sądził już, że Ludzie Lodu mają za sobą wszelkie niebezpieczne przedsięwzięcia zmierzające do ratowania świata. Tymczasem jego ukochana osiemnastoletnia córka tak spokojnie mówi o swej akcji! Gabrielowi zakręciło się w głowie na myśl o tym, co mogło się stać. Najgorsze, rzecz jasna, że gdyby Miranda zginęła gdzieś w Ciemności, nikt w Królestwie Światła by nie wiedział, co się z nią stało.
Nie miał nawet siły, by ją złajać, całkiem osłabł.
Gdy jednak przekazała mu najważniejszą informację, wyprostował się. Patrzył na córkę, jakby nie wierzył własnym uszom.
– Jesteś pewna, że tak powiedzieli? O Górach Czarnych?
– Tak, ojcze. Dlatego właśnie czułam, że muszę się przyznać do mojej wyprawy. Chciałabym, aby ktoś odszukał tych dwóch Waregów i wyciągnął od nich szczegóły. Ktoś z krainy Timona może wiedzieć więcej o tej sprawie.
– Ale nikomu nie wolno…
– Obcy opuszczają Królestwo Światła – upierała się Miranda. – A trzeba odszukać Harama i Gondagila, takie imiona nosili moi przyjaciele.
– Przyjaciele – westchnął Gabriel z rezygnacją.
Miranda nie zwracała na to uwagi.
– Jeden przeraża swoją dzikością, ale z nich dwóch lepszy, to Gondagil. Haram pomimo długiej blizny na twarzy jest bardzo przystojny, na niego jednak trzeba uważać.
– Kochana Mirando – przerwał jej Gabriel. – Spróbuj zejść na ziemię! Jak najsurowiej zakazuję ci tam wracać. Tym razem miałaś niesłychane wprost szczęście…
– O, to coś więcej niż tylko szczęście – mruknęła dziewczyna.
– Natychmiast skontaktujemy się z najważniejszymi osobami w kraju. Porozmawiam zaraz z Ramem i Markiem, by czym prędzej zorganizować spotkanie.
– Ja chyba nie muszę brać w nim udziału – żałośnie usiłowała prosić Miranda.
Na nic jednak zdały się jej błagania. Miranda musi być obecna, musi ponieść konsekwencje swego zuchwałego postępku, Gabriel okazał wyjątkową stanowczość.
Nie zwlekając zasiadł do telefonu i zwołał nadzwyczajne zebranie przypominającym pałac domu Marca. Zapowiedział, że ma do przekazania nowe informacje dotyczące Gór Czarnych.
Zgłosiło się wielu zainteresowanych, ciekawych, co też ma do powiedzenia Miranda. Na razie jednak nikt nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi i skąd Miranda ma jakiekolwiek wiadomości.
A Miranda dosłownie trzęsła się ze strachu przed tym spotkaniem.
Miranda, przybywszy do domu Marca, ku swej radości zastała tam wszystkich swych młodych przyjaciół, Joriego, Jaskariego, Indrę, Elenę, Armasa, Oko Nocy, Berengarię, Siskę i Sassę, a nawet Tsi-Tsunggę o rozbawionych zielonych oczach.
– Co wy tu robicie? – spytała zachwycona.
– Ram prosił, żebyśmy się zjawili – odparł Jaskari.
– Ram? Dlaczego? Czy on wie…?
Zerknęła na potężnego Strażnika. Siedział z prawdziwie kwaśną miną.
Ojciec wszystko mu wygadał, pomyślała, czując, jak serce ucieka jej w pięty. No cóż, przynajmniej uniknie bezpośredniego wybuchu gniewu groźnego Strażnika.
Ale nie tylko Ram będzie się gniewać. Ojej!
Marco powitał ją jak zwykle życzliwie i poprosił, by usiadła wraz z nim i Ramem przy krótszym boku wielkiego stołu. Gabriel także miał zająć miejsce w pobliżu, podobnie Móri i Dolgo. I… Och, zauważyła, że są także Obcy!